Rozdział 21

1.1K 67 11
                                    

(Nie zwracajcie uwagi, na napisy)

Od rana, miałam świetny, a wręcz znakomity humor.
A to z powodu, że wszystko,  idealnie zaplanowałam.

-Ambrose, potrzebuje twojej pomocy -powiedziałam, wchodząc do jego pokoju.

-W czym? -spytał zaciekawiony.

-Jedno słowo: Maggie - popatrzyłam na niego.

-Kuzynka Prudence? -spytał, by się upewnić.

-Tak, ta blondi, zbyt bardzo,  zaczęła się panoszyć.
Jeszcze chwile, a sama Prudence, mi to przyzna, bo tamta, wykorzystuje ją, na każdym kroku -powiedziałam.

-Fakt, od kąt Maggie, pojawiła się w Akademii, często wykorzystuje, to kim jest, i ustawia wszystkich, po kątach-przyznał mi racje.

-No właśnie - stwierdziłam.

-A więc, co planujemy? -uśmiechnął się.

-My? -zaśmiałam się.

-Tak kuzyneczko, MY-potwierdził.

-Wiesz, ptaszki ćwierkały, że ponoć strasznie, boi się pająków-powiedziałam chytrze.

-Skąd to wiesz? -zapytał.

-Nick, mi powiedział
-wzruszyłam ramionami.

-Powiedział? -zapytał rozbawiony.

-No dobra, może nie do końca sam, ale powiedział
-mruknęłam.

-Zgoda, w takim razie, mam pomysł, jak ją nieźle wystraszyć.
Za dziesięć minut, u ciebie-powiedział, i wygonił mnie, za drzwi.

Popatrzyłam zdziwiona, na drzwi, ale po chwili, poszłam do siebie, zaczekać na Ambrose'a.

Punktualnie, dziesięć minut później, usłyszałam stukanie do drzwi.
Otworzyłam je, i wpuściłam Ambrose'a.

-Jestem! -powiedział, niosąc terrarium z pająkiem.

-Po co on? -spytałam.

-Zaklęcie, na zawał, wywołane przez pająki.
Ale, oprócz tego, potrafi też nieźle wystraszyć, i to nam wystarczy-wyjaśnił.

-Jesteś niezastąpiony -zaśmiałam się, przytulając go.

-No wiem, a teraz masz jakieś jej zdjęcie, albo laleczkę, by zaczarować ją? -popatrzył na mnie, pytająco.

-Zdjęcie nie, ale laleczka się znajdzie -powiedziałam, a on pokiwał głową, i kazał mi ją, dać.

Podałam mu laleczkę, a on rzucił na nią, zaklęcie i wrzucił, do terrarium.

-Teraz, wypowiemy razem, to zaklęcie -powiedział,  wskazując mi formułkę, w jednej, z moich księg.

-Pajączku, pajączku, dlaczego tkasz tak, tą cienką białą sieć w wyrazisty znak?
By złapać w nie muchy i upiec jak racuchy.

Pajączku, pajączku, dlaczego nie widzisz?
Oto nadciąga wielka pszczoła a ty ani zagrzmisz.
Zaraz zniszczy ci sieć zostało tylko się wściec.
Litości nie okażesz więc litości nie doznasz
-powiedzieliśmy.

-A teraz, czekamy aż przyjdzie, Ojciec Blackwood.
Jeśli się pojawi, to znaczy, że nie wypaliło.
Jeśli nie, możemy być,  zadowoleni -powiedział z uśmiechem.

-Świetnie, nie mogę się doczekać, aż ta jędza się wystraszy -zaśmiałam się.

-Ale wiesz, że ciotka Zelda cię zamorduje
-skomentował.

-Nie byłabym, tego taka pewna
-stwierdziłam z kpiną.

-Wiesz, jak tu przyjechałaś,  byłaś uroczą, miłą dziewczyną, która chciała pomagać innym.
Teraz, jesteś istnym wcieleniem zła
-powiedział, przyglądając mi się.

-Ostatnimi czasy, sama zaczynam się, siebie bać-przyznałam szczerze.

-Ktoś tu, chyba wstępuje, na ścieżkę mroku -powiedział, i wyszedł, nie dając mi, nic odpowiedzieć.

Czy on, może mieć rację?
Zawsze, byłam złośliwa, i wredna, ale znałam umiar.
A teraz, czasami naprawdę,  przeginam...

Kiedyś, nie byłabym zdolna, torturować człowieka.
A z Michael'em, zrobiłam to bez problemu, i to z uśmiechem, na ustach.
Albo Caroline, ta klątwa, i moja bezlitosność, wobec niej.
Fakt, nigdy jej nie lubiłam, ale wcześniej, nie zrobiłabym jej krzywdy.
Nie wliczając, już reszty moich czynów...
Od, kiedy zostałam Heretyczką, strasznie się zmieniłam...

Siedziałam rozmyślając nad tym wszystkim, sporo czasu.
I siedziałabym dłużej, ale zza myślenia, wyrwał mnie głos, Sabriny.

-Cassidy, ciocia Zelda prosiła,  aby ci przekazać, że powinnaś zacząć się już przygotowywać
-powiedziała,  wysadzając głowę, do środka.

-Dobrze, już zacznę
-westchnęłam.

Podeszłam do szafy, i wyciągnęłam z niej, bordową spódnice, oraz czarną bluzkę. Do tego, wybrałam niezbyt wysokie, szpilki. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gotowa, zeszłam na dół, by pomóc cioci Hildzie, w kuchni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gotowa, zeszłam na dół, by pomóc cioci Hildzie, w kuchni.

-Jestem
-powiedziałam wchodząc.

-Cassidy, weź kochanie, te talerze, i je rozłóż -powiedziała ciocia.

-Dobrze- wzięłam talerze, a następnie, poszłam do salonu,  i porozkładałam je, na stole.

-Już -powiedziałam, wracając do kuchni.

-To już wszystko -powiedziała z uśmiechem.

-Cassandro, chcę abyś, podczas kolacji, nie wszczynała, żadnych kłótni, i docinków-powiedziała ciocia Zelda, patrząc na mnie poważnie.

-Nic nie mogę, obiecać
-powiedziałam jedynie.

Ostatnio, pomiędzy mną, a ciotką Zeldą, panuje dosyć,  napięta atmosfera.
A to wszystko, przez te dziewuchę.

Punkt dziewiętnasta, do drzwi, zadzwonił dzwonek.

-Witajcie - usłyszałam, ciotkę Zelde, która poszła otworzyć.

Razem z Ambrose'm,  popatrzyliśmy na siebie,  wyczekująco.

Po chwili, do salonu, wszedł Blackwood, wraz z Prudence i jej siostrzyczkami.
Po blondynie, nie było śladu.
Posłałam Ambrose'owi, zwycięskie spojrzenie, co on odwzajemnił.

-Niestety, moja bratanica,  Maggie, nie dała rady, tu dziś dotrzeć-powiedział.

-Ależ nic, nie szkodzi-powiedziała ciotka Zelda, a Hilda, pokiwała głową.

-Usiądźmy-powiedział, a my wszyscy, zajęliśmy swoje miejsca.

Zaczęła się rozmowa, głównie na tematy, kościoła i Akademii.

-Cassandro, dziwnie dziś milczysz-stwierdziła Prudence.

-Wydaje ci się-powiedziałam tylko, chodź korciło mnie, by coś dodać.

-Nie, Prudence ma racje, bardzo dziś milczysz -powiedział Blackwood.

Miałam ochotę, powiedzieć co myślę, o tej całej, kolacji i wyjść, najlepiej z domu.

-Gorszy dzień
-powiedziałam. 

-Każdemu się zdarza
-dorzucił, niby pocieszająco,  Ambrose.

Reszta kolacji, minęła mi, w spokoju.
Potem, cioteczka Zelda, zaprosiła Balackwood'z na kieliszek, więc my, mogliśmy się, już rozejść.

-Udało się-powiedziałam zadowolona, wchodząc do pokoju Ambrose'a.

-Brawo my-zaśmiał się.

-Wiedziałam! -nagle do pokoju, wparowała Prudence,  ze swoimi siostrzyczkami, a za nimi Sabrina.

-Mówiłam- skomentowała Agatha.

-Te pająki, to wasza sprawka! -powiedziała wkurzona.

-My...-zaczął Ambrose, ale się wcięłam.

-Tak, nasza i jesteśmy, z tego dumni, bo sobie zasłużyła-prychnęłam.

-Niech tylko, dowie się o tym,  Ojciec- Dorcas, popatrzyła na mnie, chytrze.

W tej chwili, uświadomiłam sobie, że jeśli on się dowie, to mogę zostać, wywalona z Akademii, a Cioteczki mogą mieć problemy...

-Prudence, proszę cię, przecież Maggie, nic się nie stało.
A po za tym, ostatnio też cię,  często denerwuje-powiedziała Sabrina, czytając mi, chyba w myślach.

-Niech będzie, znaj mą łaskę,  mieszańcu.
Tym razem, nic nie powiem, ale następnym, się nie zawaham-popatrzyła na mnie, z uśmieszkiem.

-Prudence, odpuścisz jej, tak po prostu?! -Agatha, była oburzona.

-Spokojnie siostro, tylko tym razem-prychnęła.

Wzięłam głęboki wdech, i postanowiłam wyjść, zanim coś, jeszcze powiem, i ta jędza się rozmyśli.

Resztę wieczoru, przesiedziałam u siebie, a potem, poszłam spać.
















No cóż wiem, że długo mnie tu nie było, ale postaram się poprawić, kiedy tylko zaczną się wakacje i będzie luz🙂

A tym czasem, jak wam się podobał rozdział?


Do Zoba

I

Buziaczki x_Cassidy_x 😘😘😘

Chilling Adventures of Cassandra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz