Następnego dnia, obudziły mnie promienie słońca.
Zbliża się kolejne lato, nawet nie wiem, kiedy ten czas minął. Dopiero co była zima, a tu proszę już niedługo, zaczną się ciepłe dni.
Otworzyłam oczy i spojrzałam w sufit, rozkoszując się chwilą ciszy, jaka panowała.
Zaraz, to dziwne... Cisza u nas w domu? Trzeba to sprawdzić!
Wstałam, po czym poszłam się szybko przebrać, w jakieś rurki i T-Shirt, który miałam pod ręką, a następnie zeszłam na dół.
-Hej, co tu tak cicho? -spytałam, wchodząc do kuchni.
-Przyłącze się do pytania-stwierdził Ambrose, który właśnie się pojawił.
-Znowu się pokłóciłyście? -zmarszczyłam brwi.
-Nie, wszystko jest w porządku-odpowiedziała ciocia Hilda.
-Na pewno? -zapytał Ambrose.
-Tak, na pewno- zapewniła go ciotka Zelda.
-A co do ciebie panno, razem z Hildą, ustaliłyśmy dla ciebie karę-powiedziała, odkładając gazetę.
-Ciooooooociu- jęknęłam.
-Myślałam, że zapominamy o całej sytuacji -mruknęłam.
-Nie moja droga, musisz dostać nauczkę-stwierdziła.
-Ja nie mogę...
No dobra, co mnie czeka? -spytałam, wywracając oczami.
-Po dłuższych namysłach, razem z Zeldą, doszłyśmy do wniosku, że posprzątasz strych kochanie- powiedziała ciocia Hilda, patrząc na mnie.
-Strych? -popatrzyłam na nią niedowierzając.
-To my mamy strych?! -zapytałam zdziwiona.
Nigdy nie słyszałam o tym, abyśmy mieli, jakiś strych.
-Tak, mamy-potwierdziła.
-Te drzwi na końcu korytarza. Za nimi są schody na górę, ale rzadko tam wychodzimy
-wyjaśniła.
-Rzadko wychodzicie... No nie - jęknęłam uświadamiając sobie, co to oznacza...
-Przecież tam będzie pełno kurzu i brudu - stwierdziłam niezadowolona.
-I właśnie dlatego, musisz tam posprzątać-ciotka Zelda, uśmiechnęła się złośliwie.
-Nienawidzę was -burknęłam.
-Jeszcze nam podziękujesz-powiedziała.
-Jasne-prychnęłam.
-No dobra, ale kiedy mam zacząć? -spytałam.
-Możesz nawet od zaraz, masz na to dwa dni-popatrzyła na mnie.
-Tylko?! -wytrzeszczyłam oczy.
-Tak, więc lepiej weź się za to, jak najszybciej -zaśmiała się.
-No naprawdę was nienawidzę! -skomentowałam, co ona zignorowała, tym samym kończąc temat.
-A tak z innej beczki, jak tam na zajęciach? Blackwood nadal ma obsesje, na twoim punkcie? -spytał rozbawiony Ambrose.
-A proszę cię, nie skomentuje tego-zaśmiałam się.
-Czyli jednak -stwierdził.
-Kazał mi ostatnio układać książki, na półkach w bibliotece-wywróciłam oczami.
-Czy on aby nie przesadza? -zapytała ciocia Hilda.
-Raczej, że przesadza -prychnęłam postanawiając, że będę musiała coś z tym zrobić.
Nie pozwolę na to, aby ten stary dziad mnie tak traktował!
-Rozmawiałam z nim na ten temat, ale mnie perfidnie zignorował -powiedziała niezadowolona ciotka Zelda.
-Nie martw się ciociu, ja to załatwić -skomentowałam, układając sobie już w głowie plan.
-Tylko nie przeginaj-stwierdziła rozbawiona, na co ja posłałam jej uśmiech, a następnie poszłam do siebie, aby się przygotować na złożenie wizyty, naszemu ojczulkowi.
***
Stojąc przed drzwiami jego gabinetu, zastanawiałam się, czy nie potraktuje go zbyt łagodnie, ale jednak doszłam do wniosku, że nie mogę przesadzać.
Otworzyłam drzwi, po czym, jakbym była u siebie weszłam do środka.
Siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery, nie zwracają w ogóle na mnie uwagi.
Oj nie będziemy się tak bawić.
-Ekhem-krzyknęłam, ale nic to nie dało. Nawet nie podniósł na mnie wzroku.
-Prudence, daj mi spokój. Chyba widzisz, że jestem zajęty-stwierdził zirytowany.
-Nie wydaje mi się, abym miała na imię Prudence -powiedziałam, marszcząc brwi, na co on spojrzał w moją stronę.
-Nie powinnaś, sprzątać biblioteki? -spytał, patrząc na mnie z pogardą.
-Czy ja ci wyglądam na sprzątaczkę? -prychnęłam.
-Już o tym rozmawialiśmy, nie takim tonem-syknął, gwałtownie wstając.
-Już ci to mówiłam, będę się odzywała do ciebie takim tonem, jakim będę chciała -powiedziałam, naśladując go.
-Nie zasługujesz na szacunek -prychnęłam.
-Ty wredna, nie wdzięczna dziewucho! Popełniłem ogromny błąd, sprowadzając cię do Akademii-popatrzył na mnie wściekły.
-Dlaczego? Dlatego, bo nie jestem w ciebie zapatrzona, jak w obrazek? -zaśmiałam się, co on zignorował.
-Są z tobą same problemy.
A ta groźba, którą przekazał mi Aleksiej. Co ty sobie wyobrażasz?! Robisz błąd, zadzierając ze mną-warknął.
-O nie, to ty robisz błąd, zadzierając ze MNĄ! -syknęłam, w wampirzym tępię znajdując się, tuż przy nim.
-Mój drogi, teraz grzecznie obiecasz mi, że przestaniesz się na mnie wyżywać i dasz mi spokój -powiedziałam.
-Chyba sobie ze mnie kpisz dziecko-zaśmiał się.
-Ah tak? No to patrz-powiedziałam, po czym złapałam jego rękę, i wsadziłam palec, do gilotyny cygarowej (zdj podglądowe)
-Obiecaj, bo inaczej stracisz palca-syknęłam, przyciskając go do stołu.-Nie zrobisz tego-stwierdził.
-Doprawdy? -spytałam, łapiąc za rączkę od przedmiotu.
-Złe słowo, a pójdzie w dół-szepnęłam, powoli naciskając, co wprawiło go w lekkie zdenerwowanie.
-Dobra! -podniósł głos.
-Obiecuje, że dam ci spokój-syknął, a ja go puściłam.
-Ślicznie-zaśmiałam się.
-A teraz wynocha-burknął.
-Z przyjemnością. Do Zobaczenia- uśmiechnełam się, po czym wyszłam z jego gabinetu, a potem Akademii.
Spojrzałam na godzinę i zobaczyłam, że jest już piętnasta trzydzieści.
Westchnęłam zdziwiona, a następnie wsiadłam do auta i pojechałam do domu Pierwotnych, na spotkanie z Bex.
***
Będąc na miejscu, wyszłam z auta i podeszłam pod drzwi, po czym zapukałam w nie.
-Hej-przywitałam się, kiedy drzwi otworzyła mi blondynka.
-Cześć, wchodź i idź do mnie -powiedziała, przepuszczając mnie.
Tak, jak powiedziała, weszłam do środka, a następnie skierowałam się na górę do jej "królestwa".
Okazało się, że oprócz jej nie ma nikogo.
-Gdzie reszta? -spytałam, kiedy weszła do środka.
-Kol, umówił się, z jakąś blondyneczką-zaśmiała się.
-A Klaus i Elijah, pojechali coś załatwić-wyjaśniła, a ja pokiwałam głową, zaczynając kolejny temat rozmowy.
-A tak w ogóle, chciałaś mi coś pokazać-zaczełam ciekawa, co to takiego.
-Ah no tak, ale ty chyba miałaś mi o czymś powiedzieć-mruknęła marszcząc brwi.
-Tak, ale ty pierwsza! -uśmiechnełam się.
-Okej, a więc... -zaczęła, ale usłyszałyśmy trzask okna, które się domknęło, z powodu przeciągu.
-Otwórz szafę, znajdziesz tam sukienkę, którą chciałam ci pokazać. Ja tym czasem, zamknę to okno -powiedziała wstając.
-No dobra -wzruszyłam ramionami, otwierając drzwi od wielkiej komody.
Przeglądałam ubrania, kiedy to, poczułam, jak coś mnie dotknęło w nogę.
-Co... -zaczełam, ale w tej samej chwili coś wyskoczyło z szafy, prosto na mnie, więc skończyło się to upadkiem.
-Hello-zaśmiała się brązowo włosa dziewczyna, której tak bardzo mi brakowało.
-Katherine! -pisnęłam, przytulając ją, co ona odwzajemniła.
-Cassidy, rudzielcu mój, jak ja za tobą tęskniłam! -powiedziała w końcu ze mnie wstając.
-Ja za tobą też! -zaśmiałam się, ocierając łzy.
-Ale, jak się tu tak szybko znalazłaś? -spytałam.
-Mam swoje sposoby-puściła mi oczko.
-No tak-pokręciłam rozbawiona głową.
-Dziękuje, że mnie przywróciłaś do żywych, bo w tych zaświatach, zaczynałam się nudzić-zachichotała.
-Nie ma za co-zawtórowałam jej.
-Ojj Bex, dziękuje to wspaniała niespodzianka -przytuliłam blondi.
-Cieszę się, że jesteś szczęśliwa -uśmiechnęła się, odwzajemniając gest.
-Mam ci tyle do opowiedzenia! -pisnęłam, po czym wzięłam się za opowiadanie.
-Czekaj co?! -spytała zdziwiona brunetka.
-Poznałaś Lucyfera, całowałaś się z nim, zabiłaś jakąś laskę i uszło ci to sucho?!
Ja nie mogę! Moja krew! -zaśmiała się.
-Oooj tam, muszę cię przedstawić koniecznie mojej rodzinie! -skomentowałam.
-Chętnie ich poznam, a zwłaszcza tego niedowiarka Ambrose'a -puściła mi oczko, na co ja parsknęłam śmiechem.
Rozmawiałyśmy, jeszcze bardzo długo, ale niestety potem musiałam wrócić do domu.
-Okej, czyli umówione? -spytałam Brunetki.
-Tak, zdecydowanie -uśmiechnęła się, po czym przytuliła mnie na pożegnanie.
-W takim razie, do zobaczenia-pomachałam im, a następnie wsiadłam do auta i odjechałam.
Hi, mam nadzieję, że nie zanudziłam! ❤
Do Zoba!
Ash🖤⛧
CZYTASZ
Chilling Adventures of Cassandra
FanfictionCzęść druga Little Evil. Nowe życie. Nowe miasto. Nowa szkoła. Nowe znajomości. Coraz więcej tajemnic i wyzwań godnych poświęceń. No i moje jeszcze bardziej mroczne oblicze...