Sobota była jej ulubionym dniem w tygodniu. Porządne wyspanie się i brak lekcji były jej na rękę. Weekend zazwyczaj mijał jej w samotności, co niezwykle ją cieszyło. Po ciężkich pięciu dniach dobrze było trochę odetchnąć. Niestety znów coś musiało jej przeszkodzić w odpoczynku.
– Dzisiaj trening – rzucił do niej jakiś zawodnik z jej drużyny i pobiegł poinformować pozostałych.
Wizja kilku następnych godzin spędzonych na lataniu na miotle niezbyt jej się uśmiechała. Jednak z drugiej strony bardzo ją ciekawiło, jak poradzi sobie Remus w roli kapitana drużyny. Emocje już opadły, ale do niej wciąż nie docierało, że to akurat on poprowadzi Gryffindor.
Przyszła lekko spóźniona, czego raczej nie miała w zwyczaju. Remus powitał ją ciepłym uśmiechem, a ona próbowała wyglądać na opanowaną. W rzeczywistości miała ochotę wyszczerzyć się do niego z radością.
Dostrzegła na trybunach Jamesa i Syriusza. Nieco przygaszeni wpatrywali się w swoje dłonie.
Zrobiło jej się przykro. Wiedziała, jak bardzo kochali ten sport, a teraz nie mogli nawet w niego grać. Chyba pierwszy raz widziała ich w takim stanie.
– Okej, więc witam was na pierwszym treningu ze mną – szatyn zwrócił na siebie uwagę, przekładając miotłę z jednej ręki do drugiej – Jak już wiecie, James jest chwilowo niedysponowany, więc na jakiś czas to ja go zastąpię.
Zamilkł na chwilę, spoglądając w dal.
– Ty w ogóle kiedykolwiek grałeś w quidditcha? – odezwał się jakiś zuchwały śmiałek. Lupin spojrzał na niego z powątpiewaniem.
– Owszem, grałem. Profesor McGonagall osobiście poprosiła mnie o przejęcie stanowiska kapitana – w jego głosie można było usłyszeć dumę.
Jednak jego wyraz twarzy potwierdzał, że w żadnym wypadku nie były to przechwałki. On po prostu był z siebie zadowolony.
– Dobrze, nie traćmy czasu. Zapraszam na pozycje.
▪▪▪
Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak padnięta. Te kilkaset minut w powietrzu sprawiło, że nie czuła żadnej kończyny.
– Dziękuję za dzisiaj. – Remus, choć również zmęczony, nie zapominał o dobrych manierach. – Widzimy się następnym razem.
Zawodnicy ospale skierowali się do szatni, dysząc głośno. Chyba nikt nie spodziewał się, że ten niepozorny kujon zorganizuje im tak morderczy trening.
Mimo znużenia wszyscy czuli satysfakcję.
– Jeśli będziemy tak ciężko ćwiczyć, wkrótce będziemy nie do pokonania – podczas przebierania się Gryfoni dyskutowali o swoich wrażeniach.
– Z pewnością. Nie sądziłam, że on jest aż tak dobry – skwitowała jakaś brunetka, składając ubrania w kostkę. – Z nim z pewnością zdobędziemy puchar.
Puchar quidditcha był odwiecznym marzeniem każdego domu. Zawodnicy Gryffindoru niezwykle uparcie dążyli co roku do jego zdobycia.
– Do zobaczenia!
Zawodnicy jeden za drugim wychodzili i ruszali do zamku. Ruby przysiadła na ławce i wyjęła notes.
• Remus został kapitanem naszej drużyny. Ciężko mi w to uwierzyć... ale to prawda. Ciekawi mnie, co przyniesie los i jakie inne niespodzianki na mnie czekają.
Po przeczytaniu poprzednich zapisek zauważyła, że od pewnego czasu nieco zaniedbała swoje małe śledztwo w sprawie Huncwotów. Machnęła na to ręką. Postanowiła skupić się bardziej na sobie i nie interesować się już tą grupą. Jednak już następne dni miały odwieść ją od tego postanowienia.
🌟
CZYTASZ
pokój życzeń ◆ huncwoci ✓
Fanfiction❝To, co jest ci pisane, nie przejdzie obok❞ Porzucenie nauczania domowego i rozpoczęcie edukacji w Hogwarcie to dla Ruby skok na głęboką wodę. Kiedy niewinnie zaczyna szpiegować grupę szkolnych zawadiaków, wszystko staje na głowie. Ale każdy, nawet...