Corridor Dismay

1.5K 123 13
                                    

Następne dni mijały bardzo wolno.

Lekcje zostały skrócone, a po nich każdy musiał udać się do części zamku, którą znajdował jego dom i pod żadnym pozorem nie wychodzić. Coś złego wisiało w powietrzu. Jesień sprawiała, że zmrok zapadał wyjątkowo szybko, co tylko potęgowało przerażenie uczniów. Puchoni po korytarzach chodzili grupkami, ściskając się niczym pingwiny. Gryfoni, jako dom odważnych, nie pokazywali swojego strachu, ale również go odczuwali.

Nikt nie wiedział dokładnie, co stało się w Noc Duchów. Hagrid zmierzający nieco spóźniony na ucztę znalazł krwawiącego Slughorna niedaleko Wielkiej Sali. Biedaczek został potraktowany zaklęciem Sectumsempra, które zraniło go bardzo dotkliwie. Grono pedagogów od razu ruszyło na pomoc. McGonagall rzuciła zaklęcie odkażające i zaprowadziła mężczyznę do Skrzydła Szpitalnego.

Ten atak na bezbronnego nauczyciela na pewno nie był bezpodstawny, nawet Dumbledore to wiedział. Ktoś zaatakował Horacego, bo on mu podpadł. Kto jednak dopuścił się tego strasznego czynu - nie wiadomo. Wszyscy uczniowie znajdowali się wtedy w Wielkiej Sali, podobnie jak nauczyciele, z wyjątkiem Hagrida. Dumbledore jednak ufał mu na tyle by wiedzieć, że to nie on jest sprawcą tego zdarzenia.

Skoro nie był to nikt z Hogwartu, musiał to być ktoś z zewnątrz. Póki co dyrektor próbował ustalić, jak owa osoba dostała się do szkoły. Roztrzęsiony Slughorn nie był w stanie składać jakichkolwiek wyjaśnień.

W związku z jego nieobecnością Ruby kończyła szybciej zajęcia. W pośpiechu biegła do biblioteki, wypożyczała przypadkową książkę i pędziła do wieży Gryffindoru. Jeśli pokój wspólny był pusty, zaszywała się tam. Gryfoni lubili spotykać się w swoich dormitoriach, przez co dziewczyna nie miała za bardzo towarzystwa.

Był jeden z tych wieczorów. Skończyła czytać, a znużenie i senność jeszcze jej nie dopadały. Postanowiła więc wymknąć się. Wiedziała, że nie powinna, ale tak dawno nie spacerowała po szkole... stęskniła się za tym. Oprócz tego napawała ją pewność, że korytarze będą zupełnie puste.

Po cichu zeszła po schodach i znalazła się na ciemnej klatce schodowej. Nie słyszała szumu, który zwykle dobiegał ze stadionu czy lochów. Tym razem panowała cisza absolutna.

Niczym zjawa sunęła do przodu, chwiejnie stawiając stopy na chłodnej posadzce. Przez okna nie wpadało ani trochę światła. Nie widziała nawet końca korytarza. Znikał on w mroku.

Przeszła kilkadziesiąt, może kilkaset metrów. Nagle usłyszała gruby, męski głos, który sprawił, że podskoczyła. Przyległa do ściany.

- Zasłużyłeś sobie - mówił głos. Zapewne należał do trzydziesto-, może czterdziestoletniego mężczyzny. - Następnym razem lepiej słuchaj poleceń. Masz zbierać ludzi, a nie ich tracić, jasne? Potrzebujemy jak najwięcej głupiej młodzieży. Zrozumiano?

- T-t-t-ak - wydukał ktoś.

- I obym nie musiał tu więcej przychodzić. Śmierdzi tu rybą.

Dało się słyszeć kroki, więc właściciel ponurego głosu oddalił się.

Ruby stała nieruchomo, a serce waliło jej jak szalone. Przełknęła ślinę, ale to nic nie dało. Nie umiała się uspokoić. Czy to możliwe, że napastnik znów był w zamku?

Usłyszała, że ktoś się zbliża. Nie był to jednak tamten okropny typ, który komuś groził. Tym razem był to ktoś poruszający się wolno, utykający... Slughorn. Nauczyciel przeszedł obok niej, ale jej nie zauważył. Ruby miała ochotę krzyknąć za nim. Jej ciało drżało, a ona czuła się bezradnie jak nigdy dotąd.

🌟

pokój życzeń ◆ huncwoci ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz