Fools' Treat

1.3K 100 41
                                    

Ze strachem zdała sobie sprawę, że lada moment wybije siedemnasta. Ostatnią godzinę spędziła przykryta kołdrą, zasłaniając uszy i mając nadzieję, że ta chwila nigdy nie nadejdzie. Ale niestety, przyszła pora się zbierać na kolejne towarzyskie spotkanie, których tak nie cierpiała. Tym razem jednak musiała się zjawić. Wolała nie narażać się na gniew Bernadette.

Wstała niechętnie z miękkiego łóżka i szybko założyła sukienkę, która czekała na nią, starannie ułożona w walizce. Wciąż leżała na niej idealnie. Na nogi wciągnęła szare baleriny. Miała do wyboru je albo znoszone trampki, które mimo wszystko nie pasowały do sytuacji. Durny bal. Jej niesforne włosy, dziś zakręcone na klasycznych wałkach, wyglądały całkiem ładnie. Zebrała je w wysokiego kucyka, tak, jak to miała w zwyczaju.

Całość prezentowałaby się nawet przyzwoicie, gdyby nie cienie pod oczami i zmęczenie wymalowane na twarzy. Jego nie potrafiła zakryć, a na pewno nie chciała uciekać się do makijażu. Wolała pozostać naturalna. I tak nie wiedziała, do czego używa się tych wszystkich kosmetyków, które stały na półce w łazience.

Lily, Marlena i Dorcas zdążyły już dawno zejść na dół. Ona jednak zwlekała, jakby czekając na wybawienie, które uratuje ją od tego wydarzenia. Myśl, że na dole czeka połowa szkoły, w tym Huncwoci i Bernadette, nie poprawiała jej nastroju. Ale jednocześnie bała się zostać w dormitorium. Slughorn wyraził się jasno: obecność członków Klubu Ślimaka jest obowiązkowa. Chcąc nie chcąc, wciąż należała do tego stowarzyszenia idiotów. Wołała nie wiedzieć co by się stało, gdyby postanowiła olać ten bal. Przy wejściu z pewnością stała Devall z tym wrednym uśmieszkiem, sprawdzając listę, a na każdego nieobecnego nasyłała któregoś z duchów. Ruby mimo wszystko nie życzyła sobie tego. Uznała więc że przyjdzie, pokaże się, popatrzy na roztańczoną i szczęśliwą młodzież, po czym niepostrzeżenie się ulotni. Taki był plan.

Drogę do odpowiedniej sali pokonała niespiesznie. Lekkie spóźnienie nikomu nie wadziło, a impreza zapewne jeszcze się nie rozkręciła. O ile można było to tak nazwać. Zdążyła już wymyślić kilka nazw: Bal Sztywniaków, Przyjęcie u babci Bernadette i dziadka Horacego oraz Stypa Bożonarodzeniowa. Najbardziej podobała jej się ostatnia z wymienionych pozycji.

Gdy przekroczyła próg, zdała sobie sprawę, że dużo się nie pomyliła. W pomieszczeniu rozwieszono kiczowate, małe lampki, a w rogu stała brzydka, pokraczna choinka. Sufit mienił się na zielono i czerwono, co aż raziło po oczach. Na stolikach stojących po bokach rozłożono przekąski: małe kanapeczki oraz ciastka maślane. Zgromadziło się sporo osób, wszyscy ubrani bardzo wytwornie. Grała muzyka, ale jedynym tańczącym był Slughorn, podskakujący zupełnie nie do rytmu. Dorcas w długiej, czerwonej sukni zajadała się smakołykami, Marlena popijała bezalkoholowy poncz, a Lily, wystrojona jak na własny ślub, podbijała do Jamesa. Ruby nie spodziewała się, że Huncwoci założą garnitury. One po prostu nie do końca pasowały do ich osobowości. A wyszło na to, że wszyscy czterej wyglądali powalająco.

Blondynka podeszła do stolika, zachowując bezpieczną odległość od Dorcas. Ta jednak nie zwracała na nią uwagi, zajęta podjadaniem kolejnych pyszności.

Ruby zastanawiała się, co ma ze sobą zrobić. Nie miała zbytnio pomysłu, więc schyliła się po napój. Chwyciła plastikowy kubeczek i odeszła pod ścianę, chcąc wyrwać się stąd jak najszybciej. Na przeszkodzie stał jednak fakt, że ani Slughorn, ani Devall jej nie widzieli, a więc nie było dowodu na jej pojawienie się. Zatem musiała w jakiś sposób znaleźć się w ich polu widzenia, ale póki co nie widziała żadnego z nich.

– Cześć. – powiedział ktoś za jej plecami. Odwróciła się gwałtownie, omal nie rozlewając swojego picia. Przed nią stał uśmiechnięty Snape w czarnym smokingu. Wypsikał się jakimiś tanimi perfumami. Ale chyba umył również włosy, co zdecydowanie było jakimś osiągnięciem. – Ładnie wyglądasz.

Nie sądziła kiedykolwiek, że usłyszy pochwałę od akurat tego chłopaka. Machnęła ręką, starając się ukryć zdziwienie. Nie przepadała za nim, więc jego aprobata nie miała dla niej większego znaczenia, ale miło było wiedzieć, że czyimś zdaniem ładnie wygląda. Nieczęsto to od kogoś słyszała.

Odchrząknęła i odeszła kilka kroków, by uwolnić się od czarnowłosego. Już i tak miała go blisko na eliksirach. Tyle jej zupełnie wystarczało.

Oparła się o stolik i rozejrzała po pełnej sali. Chyba jednak nie miała racji. Tutaj z całą pewnością zebrała się cała szkoła. Widziała tłum Ślizgonów ściśniętych przy wejściu, na czele z Lucjuszem Malfoyem, zauważyła także Franka Longbottoma, gdzieś mignął jej nawet Regulus. Jakimś dziwnym przypadkiem nie dostrzegła ani Dumbledora, ani McGonagall, ani żadnego innego opiekuna poza oczywiście dwójką organizującą ten bal, którzy właśnie przygotowywali się do wygłoszenia przemowy.

– Witajcie! – krzyknęła Bernadette, używając zaklęcia, dzięki któremu każdy z obecnych słyszał ją aż za głośno. Miała na sobie obrzydliwą, purpurową suknię z mnóstwem falbanek i marszczeń, która sięgała jej do połowy ud, odsłaniając kościste kolana. Stała krzywo, garbiąc się, zapewne przez wysokie szpilki i swoją nieumiejętność chodzenia w nich. Czarne, strąkowate włosy upięła w niechlujnego koka, a jej niebieski cień na powiekach był widoczny z drugiego końca pomieszczenia. – Cieszę się, że przybyliście tak tłumnie! Jesteśmy tu, aby wspólnie świętować Boże Narodzenie! Życzę miłej zabawy!

Rozległy się brawa, a Devall ukłoniła się nisko, jakby co najmniej odbierała jakąś nagrodę. Slughorn stał za nią i chyba nie miał nic do dodania. Po tej przemowie ruszyli na obchód, by wymienić kilka zdań z wybranymi. Ruby obserwowała ich, trzymając się z dala, ale w końcu ją dopadli.

– Ach, Wetherby! Jakże miło cię widzieć! – ucieszyła się fałszywie Bernadette, omal nie przydeptując jej stopy obcasem. – Dobrze, że się zjawiłaś. W końcu nie było cię na naszym ostatnim spotkaniu. Jaka szkoda.

Blondynka zlękła się. Kobieta przewyższała ją o głowę, a do tego wiedziała, że ostatnio jej nie było. Jakim cudem to zauważyła, skoro było tam tak dużo ludzi? Przeklęta psychopatka. Ruby uniosła kąciki ust do góry, tłumiąc w sobie emocje, które uderzyły w nią niczym wielka fala.

– Cieszę się również, że od nowego roku znów będziemy się widywać na prywatnych spotkaniach. Czas wrócić do terapii, prawda? – udawała troskliwą, kładąc swą obleśną rękę na ramieniu nastolatki. Pochyliła się nad nią. – Chwała Czarnemu Panu. Wesołych Świąt!

Odeszła, poruszając biodrami i stukając obcasami. Slughorn ruszył za nią niczym posłuszny pies. Ruby przełknęła ślinę. Zaczynało się robić nieprzyjemnie.

🌟

pokój życzeń ◆ huncwoci ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz