Tej nocy spała okropnie.
Przewracała się z boku na bok przez kilka dobrych godzin, próbując ignorować głośne chrapanie Lily. Gdy w końcu dosięgnął ją sen, miała koszmary, coś o Czarnym Panu, rodzicach i spustoszeniu. Może i nie miała najlepszych stopni z wróżbiarstwa, ale mogła przewidzieć, że to nie był dobry znak.
Rankiem, gdy przejrzała się w lustrze w łazience, niemal się wystraszyła. Cienie pod oczami nabrały czerwonego odcienia, a blond włosy sterczały na wszystkie strony. Mogła jedynie dziękować Merlinowi za weekend, dzięki czemu nikt nie musiał oglądać jej w takim stanie na lekcjach.
– Dobrze się czujesz? – zapytała Marlena, bardziej podejrzliwa niż ciekawa, gdy Ruby wyszła z toalety. Leżąca na łóżku brunetka ściągnęła brwi, taksując współlokatorkę wzrokiem.
Nie czuła się dobrze, ale nie miała zamiaru zwierzać się o tym Marlenie.
Poprzedni wieczór zakończył się epickim fiaskiem, którego długo nie zapomni. Nie dość, że nie dowiedziała się nic nowego o Remusie, to jeszcze została przyłapana. Przez największą ropuchę w całej Wielkiej Brytanii.
Uznała jednak, że nie warto się poddawać. Porażki zdarzają się każdemu i powinny być nauczką na przyszłość. Dlatego też Gryfonka postanowiła zapisać przebieg wydarzeń w swoim zeszycie w czarnej oprawie. Dawno go nie ruszała.
• Marlena i Remus spotkali się ponownie, a jako bierny uczestnik tego spotkania dowiedziałam się, że Lupin ma jakieś ważną sprawę do załatwienia dwa dni później. Chciałam go śledzić, ale na ten sam pomysł wpadła też Marlena. Zostałam przyłapana przez nauczycielkę i nie dowiedziałam się niczego więcej o zadaniu Remusa. Dlaczego Marlena również go śledziła? Nie ufa mu?
• Straciłam pelerynę–niewidkę w dosyć brutalnych okolicznościach. Nie wiem, czy uda mi się ją odzyskać. To bardzo ryzykowne.
Czytając sobie te notatki po cichu zrozumiała, że tylko pogorszyła sprawę. Nie zyskała żadnej informacji, za to straciła cenny przedmiot, który ułatwiał jej śledztwo. A więc klęska totalna.
▪︎▪︎▪︎
Naprawdę nie miała ochoty siedzieć w dormitorium. Marlena nie odzywała się, pochłonięta książką, ale za to Lily wraz z Dorcas znów plotkowały na potęgę, dyskutując o coraz to nowych osobach.
– Widziałaś dzisiaj Stellę McGregor? Wyglądała jakby ją piorun trzasnął, a do tego źle zawiązała sobie krawat.
– Nie, ale na schodach prawie wpadłam na Regulusa Blacka. Niezłe ciacho z niego, nie powiem, ale dlaczego ma takie dziwne włosy?
Ruby wolała nie słuchać tego wszystkiego. Chwyciła jakiś przypadkowy podręcznik – akurat padło na transmutację – i wybiegła z pokoju, powstrzymując się przed zasłonieniem sobie uszu.
Nie potrafiła zrozumieć dlaczego Lily bywała taka okropna. Niby milutka, szczególnie w otoczeniu Jamesa, do którego się przystawia od początku roku, a w rzeczywistości wielka plotkara i złośnica. Dziwne że jeszcze nikt tego nie zauważył.
W zabójczym tempie przebiegła przez cały Hogwart, niemal nie wywalając się przynajmniej kilkakrotnie. Na szczęście tym razem obyło się bez żadnych wywrotek i upadków.
Znalazła się na błoniach, gdzie kręciło się sporo osób. Była niedziela, choć dosyć chłodna, więc uczniowie pragnęli zaczerpnąć świeżego powietrza i skorzystać z chwili wolnego.
– Hej, jak się masz? – przywitał się Henry, który nagle pojawił się przed nastolatką. – Mam nadzieję, że trenujesz, bo nie możemy przegrać ze Ślizgonami! Do zobaczenia! – pomachał jej i zniknął tak samo szybko jak się pojawił.
Ruby patrzyła za nim, póki jego jasna czupryna nie schowała się gdzieś za murami zamku.
Lubiła Henry'ego. Roztaczał wokół siebie dobrą atmosferę. Szkoda tylko, że nie umiała walczyć ze swoją nieśmiałością, to może wyszłaby z nim kiedyś do Hogsmeade.
Poszła dalej, unikając dużych grupek rozmawiających ze sobą ludzi. W większości byli to Puchoni, zawsze chętni do integracji z innymi domami.
Łaziła bez sensu przez około dziesięć minut. Słońce powoli chowało się za horyzontem, w końcu wciąż trwała zima, a więc dni były krótkie.
Sama nie wiedziała kiedy nogi zaprowadziły ją na skraj Zakazanego Lasu.
Doskonale wiedziała, że nie może tu wchodzić, ale jak wiadomo, zakazany owoc smakuje najlepiej. Poza tym ona nie lubiła zasad.
Weszła w głąb zagajnika, ostrożnie stawiając kroki. Aż podskoczyła, gdy pod jej nogami z głośnym świstem załamała się jakaś gałązka.
Las wyglądał wyjątkowo upiornie. Robiło się ciemno, a duże skupiska drzew dodatkowo odbierały widoczność. Wysokie świerki prezentowały się przerażająco, a wszystko unitensywniała panująca dookoła idealna cisza.
Rozglądała się czujnie, wypatrując między bujnymi roślinami jakiegokolwiek ruchu. Dlatego właśnie tutaj przyszła – ciekawiło ją, co skrywa ten las. Zdawała sobie jednak sprawę, że to może być coś niebezpiecznego.
Gdy za swoimi plecami usłyszała jakiś szmer, spięła się nieco. Czuła bardziej zaskoczenie niż przerażenie jakimś ruchem. Żyły tutaj różnorakie istoty. Spodziewała się, że gdy się odwróci, zobaczy jedną z nich.
Kilkanaście metrów od niej stał jednorożec w całej okazałości.
Był śnieżnobiały i biła od niego niemal oślepiająca, księżycowa poświata. Perłowa grzywa lekko powiewała na wieczornym wietrze, a srebrny róg lśnił. Stworzenie rozgrzebywało ziemię jednym ze swoich złotych kopyt.
Zafascynowana Ruby przystanęła w pół kroku, nie potrafiąc się ruszyć z wrażenia. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, jednorożec łypnął na nią okiem i zniknął w ciemnościach Zakazanego Lasu.
🌟
CZYTASZ
pokój życzeń ◆ huncwoci ✓
Fanfiction❝To, co jest ci pisane, nie przejdzie obok❞ Porzucenie nauczania domowego i rozpoczęcie edukacji w Hogwarcie to dla Ruby skok na głęboką wodę. Kiedy niewinnie zaczyna szpiegować grupę szkolnych zawadiaków, wszystko staje na głowie. Ale każdy, nawet...