Holy Night

1.3K 97 22
                                    

Jak wspaniale było przechadzać się po Hogwarcie, gdy nikt na ciebie nie wpadał, biegnąc w pośpiechu do klasy, ani nie deptał cię żaden trzydzieści centymetrów wyższy Ślizgon... Pustki na korytarzach wprawiały Ruby w dobry nastrój. Prawie zapomniała, jak wspaniale jest poprzebywać trochę w samotności. A że większość Gryfonów zaczynała już się szykować do snu, zamkowe schody i hall opustoszały.

Dziewczyna przekonała się, że znaczna część uczniów wyjechała do domu na święta. Została w dormitorium sama z Marleną, lecz ona nie podejmowała się żadnej rozmowy, a nawet nie raczyła blondynki spojrzeniem. Siedziała nad książkami lub spędzała długie godziny w pokoju wspólnym, grzejąc się przy kominku. Najwyraźniej podobnie jak Ruby lubiła święty spokój, a w towarzystwie Lily nie było to zbytnio możliwe.

Teraz jednak wszystko wydawało się dużo lepsze. Aż żal było, że Hogwart nie jest tak pusty na co dzień. Ruby zdecydowanie uważała, że w szkole uczy się zbyt wielu czarodziejów, co przeszkadzało jej na przerwach między lekcjami. Niestety dyrektor Dumbledore zapewne nie planował uszczuplać list przyjętych ani masowo wydalać ze szkoły, więc można było cieszyć się ciszą tylko przez te kilka dni.

Do świątecznego poranka dzieliły ich już tylko godziny, a więc nastolatkowie nie posiadali się z radości. Puchonom uśmiech nie schodził z twarzy, choć w sumie jak zawsze, lecz tym razem zdawało się, że całe ich ciało się śmieje. Krukoni chodzili rozmarzeni, układając w głowach bożonarodzeniowe wiersze lub podśpiewując zimowe piosenki. Niewielu z domu Slytherina pozostało w Hogwarcie, ale te kilkanaście osób, mimo swej ślizgońskiej natury, zachowywało się mniej wrednie niż zwykle. To można było uznać za sukces.

A Gryfoni? Nie opuszczała ich energia. Co chwila wybuchali śmiechem, śpiewali, tańczyli i robili wiele zamętu. Nawet Ruby czuła się jakoś inaczej niż zazwyczaj. Swobodniej.

Uczta w dniu dwudziestego czwartego grudnia była wyjątkowa. Przysmaki znajdujące się na stole przewyższały te podawane w Noc Duchów. Półmiski uginały się od jedzenia. No i Wielka Sala wyglądała pięknie. Choinka przyozdobiona girlandami z kolorowego papieru sięgała samego gwiezdnego sufitu. Gdzieniegdzie wisiała jemioła, by zachęcić potencjalnych zakochanych do podjęcia kolejnego kroku w swojej relacji. Stół nauczycielki błyszczał od brokatowych, czerwonych bombek przymocowanych do rogu obrusu. Ten klimat był tak wyjątkowy i niesamowity, że Ruby zaparło dech w piersiach.

– Moi drodzy. Życzę wam wspaniałych świąt. – rzucił krótko dyrektor, nie chcąc zwlekać z rozpoczęciem uczty.

A więc rozpoczęło się. Począwszy od przystawek, aż do dania głównego, jakim była pachnąca ryba, posiłek ten był niepowtarzalny. Nie tylko przez jedzenie i dekoracje. Najważniejszy był fakt, że wszyscy siedzieli przy jednym stole. Gryfoni, Puchoni, Krukoni i Ślizgoni. Wszyscy w ten jeden dzień zapomnieli o urazach i nienawiści, aby móc w pełni cieszyć się tym wieczorem. Chyba każdy był zaskoczony tym faktem, ale tego dnia nikt nie skakał sobie do gardeł.

Siedziało ich tam kilkadziesiąt. Blodynka szukała znajomych twarzy, choćby tych kojarzonych z widzenia. Naliczyła jakieś pięć osób. Doszła więc do wniosku, że takie spotkania w mniejszym gronie są bardzo cenne – każdy ma wtedy okazję poznać nowe osoby. Większość zebranych była Gryfonce nieznana, a to wszystko przez hogwardzkie przeludnienie i tłoki.

Wśród zgromadzonych nie było Regulusa – więc jednak pojechał do domu. Brakowało także Huncwotów, ale to uznała za dobrą rzecz, przynajmniej uniknie stresu, w który zwykle ją wprawiali. Puste zostały miejsca Lily i Dorcas, jedynie Marlena z uśmiechem na ustach próbowała się integrować. Inną dobrze znaną osobą był oczywiście Severus Snape, który postanowił usiąść naprzeciwko Ruby, tym samym powodując u niej zakłopotanie swoim przenikliwym spojrzeniem.

Wszystko zakończyło się około północy, w końcu nikomu z niczym się nie śpieszyło. Nie mieli esejów do napisania, lecz góry smakołyków, które zdawały się nie znikać. Ruby zjadła za dwóch, choć zwykle ograniczała się do małych porcji. Tym razem miała jednak wilczy apetyt.

Trafiła do wieży Gryffindoru bez większego wysiłku. Poczuła znużenie, więc stwierdziła, że nie urządzi sobie dziś kolejnego spaceru po zamku. Marzyła o położeniu się do łóżka.

Dlaczego więc jej nogi zamiast do swojego pokoju popchnęły ją do dormitorium Huncwotów – nie wiedziała. Nim się spostrzegła, stała już w ich małym azylu, zastanawiając się, co ze sobą zrobić. Pomieszczenie  było tak samo zabałaganione, jak miesiąc temu, gdy tu była. Usiadła pierwszym z łóżek, dotykając miękkiej pościeli.

Dopadł do niej mocny zapach, ten, który tak bardzo lubiła: gorzka czekolada, książki i cynamon. Od razu wiedziała, kto zwykle kładzie się na tym prześcieradle. Chcąc nie chcąc opadła na poduszkę, wdychając tą piekielną mieszankę niczym jakiś narkotyk. Nie zauważyła nawet, gdy jej powieki zrobiły się okropnie ciężkie, a ona sama zapadła w spokojny sen.

🌟

pokój życzeń ◆ huncwoci ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz