Scents of Spring

993 96 47
                                    

Chociaż impreza z okazji wygranej Gryffindoru nad Ravenclawem nigdy nie doszła do skutku, Huncwoci wyszli na przeciw z zupełnie nowym pomysłem. 

– Hej, hej! – wołał James na korytarzu, witając się ze wszystkimi. – Zapraszamy serdecznie na pierwszy w historii Hogwartu piknik! Wszyscy są mile widziani!

Wciskał przypadkowym osobom niechlujnie złożone kartki i biegł dalej, aby porozdawać je następnym.

Gdy po astronomii do rąk Ruby została wciśnięta owa kartka z zaproszeniem, ta początkowo podeszła do tego z dystansem. Syriusz, widząc zmieszanie na jej twarzy, zabrał się za tłumaczenie.

– Z szacunku do Henry'ego nie urządziliśmy imprezy po meczu, ale w jakiś sposób musimy uczcić zwycięstwo i nasz powrót do drużyny. Gadaliśmy nawet z McGośką i zgodziła się na "małe spotkanie na dworze". – uśmiechnął się Black i mrugnął porozumiewawczo.

Oczywiście szykowało się coś więcej niż małe spotkanie, to było pewne.

Panowie Łapa, Lunatyk, Glizdogon i Rogacz mają zaszczyt zaprosić na piknik organizowany na błoniach. Odbędzie się on dwudziestego drugiego kwietnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego szóstego o godzinie siedemnastej. Do zobaczenia!

Te zapisane na szybko słowa zapewne wyszły z ust Remusa. Ten oficjalny styl z całej czwórki chłopaków pasował tylko do niego.

Ruby zastanawiała się nad tym zaproszeniem przez całą historię magii. Z jednej strony nie wiedziała co będzie robić na tym pikniku, z drugiej – potrzebowała rozluźnienia. Coraz więcej się działo, sprawy w szkole nabierały szybkiego tempa, a ona czuła się zagubiona. Takie wydarzenie zdawało się być idealnym wyjściem.

Dwudziestego drugiego kwietnia o godzinie szesnastej w pewnym dormitorium w wieży Gryffindoru rozpoczęły się przygotowania.

– Dobra, to jak? Ta niebieska czy szara?

Lily, stojąc przed lustrem, trzymała dwie identyczne sukienki. Od piętnastu minut starała się zdecydować na jedną z nich, co sekundę zmieniając zdanie.

– Na Merlina, weź tą szarą i daj spokój – żachnęła się rozłożona na łóżku Marlena. Nadal nie pogodziła się z rudowłosą, ale już miała dosyć jej nudnej gadki o własnym wyglądzie.

– Zluzuj trochę – prychnęła pod nosem i zniknęła w łazience.

Ruby otworzyła swój kufer. Nie spakowała zbyt wiele ubrań, więc jej wybór okazał się niewielki. Na samym dnie swojego bagażu znalazła jakąś białą bluzkę na krótki rękaw i granatowe, wygodne spodnie. Taki strój musiał wystarczyć.

Pięć minut przed planowanym rozpoczęciem z wolna opuściła dormitorium. Wypindrzone Lily i Dorcas wyszły już dobry kwadrans wcześniej, aby zjawić się sporo przed czasem. Za to blondynka postawiła na modne spóźnienie.

Okrężną drogą przemierzyła zamek, by wreszcie wyjść na zewnątrz. Świeciło piękne słońce, a ptaki radośnie śpiewały. Lato ewidentnie zbliżało się wielkimi krokami.

Błonia wyglądały niesamowicie. Na drzewach porozwieszano kolorowe girlandy, a trawnik obsypano konfetti. W jednym rzędzie ustawiono kilkanaście stolików wypełnionych przeróżnymi smakołykami, a na praktycznie całej szerokości ściany zamku przygotowano koce. Niektóre z nich zajęli już rozgadani Puchoni czy nieco bardziej nieśmiali Krukoni. Uczniowie tych dwóch domów praktycznie zawsze zjawiali się na czas, tak jak tym razem.

Za to Gryfonom nigdzie się nie śpieszyło, więc większość z nich stawiła się na dworze z około półgodzinnym opóźnieniem, tak jak i Ruby. Wydarzenie nie zdążyło się jeszcze na dobre zacząć, więc niczego nie stracili.

– Wetherby, dobrze cię widzieć! – przywitał ją głośno Potter i od razu wcisnął jej do ręki szklankę pełną różowej cieczy. – Masz, napij się trochę lemoniady.

Przez chwilę miała ochotę dowiedzieć się, czy ów napój zawiera alkohol, ale zaraz odpuściła. Wzięła dwa porządne łyki i lekko się skrzywiła. Tak jak podejrzewała, w środku istotnie znajdowało się napój z procentami. Jakoś dzisiaj nie przeszkadzało jej to zbytnio.

– Szybka jesteś – zaśmiał się serdecznie Syriusz, który pojawił się za plecami kolegi. – Wypijmy za powrót Huncwotów do drużyny!

Wszyscy we trójkę stuknęli się szklankami. W tym momencie obok nich pojawiła się uśmiechnięta od ucha do ucha Lily. Jej rzęsy kleiły się od nadmiaru tuszu, a sama rudowłosa miała na sobie niebieską sukienkę. Chyba chciała zrobić Marlenie na złość.

– Wypijmy za zdrowie Jamesa i jego powrót jako kapitana! – wtrąciła się, szczerząc się jak mysz do sera. – Gratulacje, słodziaku.

– Evans, mówiłem ci już... – przerwał jej Potter, nieco zirytowany.

– Gratulacje jeszcze raz! – nie pozwoliła mu dokończyć. James i Syriusz popatrzyli po sobie.

– Evans, nie wiem czy widziałaś, przy tamtym stoliku podają dyniowy mus – Black podłapał spojrzenie kolegi i zrozumiał, o co chodzi.

Lily szybko połknęła przynętę i bez ociągania oddaliła się w przeciwnym kierunku. James odetchnął z ulgą, a Ruby wraz z nim.

▪︎▪︎▪︎

Piknik trwał w najlepsze. Zebrała się przynajmniej połowa szkoły, przyszło nawet dwóch nauczycieli, aby doglądać nastolatków. Slughorn wyglądał na zasmuconego, a McGonagall wciąż uparcie unikała trzymającej się z boku niskiej dziewczyny.

Ruby chodziła to tu, to tam, rozglądała się, popijała różowy napój i podjadała przyszykowane przekąski. Ta rodzinna atmosfera aż poprawiła jej humor, a wspaniała pogoda dodawała jeszcze skrzydeł.

Zdawało się, że nic nie jest w stanie popsuć tak malowniczego popołudnia. Jednakże gdy na horyzoncie pojawiła się Bernadette Devall, od razu można było wyczuć kłopoty. Gryfonka usiadła na kocu obok jakichś pierwszoroczniaków z Huflepuffu, byle tylko nie zostać zauważnoną.

– Dzień dobry wszystkim! – zawyła Bernadette. Użyła zaklęcia, dzięki czemu była doskonale słyszalna na całych błoniach. – Mam nadzieję, że dobrze się bawicie.

Blondynka zmarszczyła brwi. Takie zachowanie nie pasowało do tej aroganckiej ropuchy, więc zapewne był to jakiś podstęp.

– Słuchajcie mnie uważnie, mam zamiar dać wam życiową lekcję. Korzystajcie ze swoich młodzieńczych lat, bo one szybko przeminą. Bądźcie odważni i nie bójcie się nowych wyzwań. Szukajcie prawdy i nie wierzcie w głupstwa i zabobony.

Ciągnęła swoją przemowę przez kilka dobrych minut. Pozornie zdawała się niegroźna, ale Ruby znała to aż za dobrze. Devall zapewne chciała przekonać uczniów do siebie i ich zainteresować, zaciekawić, zainspirować. Jej przydługawa gadka dążyła do jednej ważnej kwestii: stawania za tym, co słuszne. Dla niej oczywiście równało się z należeniem do sojuszników Czarnego Pana, o czym nie omieszkała wspomnieć przynajmniej kilka razy.

Gdy wreszcie dotarła do końca swojego kazania, jeszcze przez chwilę gdzieś się krzątała, zamieniła kilka słów ze Slughornem, po czym wróciła do zamku. Ruby odetchnęła z ulgą.

– Hej, masz jakieś wieści od profesor McGonagall? – zagadał ją Remus, który nagle zjawił się obok niej. – Ja nadal nic nie wiem. To bardzo ważna sprawa, a ona nie zdaje się tym zbytnio przejmować.

Ruby zaślepiona mocnym słońcem na moment przymknęła powieki, kątem oka zerkając na Zakazany Las.

Mogła przysiąc na własnych rodziców, że zobaczyła tam stojącą dumnie męską sylwetkę, z zaciekawieniem obserwującą zajętych nastolatków. Gdy jednak spojrzała tam jeszcze raz, przystojny mężczyzna znikł bez śladu.

🌟

pokój życzeń ◆ huncwoci ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz