Rozdział dedykowany minimalisthell 💕
- Michael! Michael!
Weszłam do domu Clifforda. Nie widziałam nikogo na parterze.
- Michael, kochanie odpowiedz mi!
Pobiegłam po schodach do sypialni chłopaka, tam też nikogo nie było. Podbiegłam do drzwi łazienki i pociągnęłam za klamkę. Drzwi były zakluczone.
- Michael!- krzyknęłam, aby sprawdzić, czy on tam jest- bez odpowiedzi.
Pomyślałam o najgorszym i zaczęłam panikować.
- Michael, proszę Cię! Nie żartuj!- nadal nic.
Cofnęłam się i próbowałam otworzyć drzwi po raz kolejny. Udało mi się. Gwałtownym ruchem otworzyłam drzwi i zobaczyłam Clifforda leżącego na podłodze. Byłam przerażona. Kucnęłam przy chłopaku i zauważyłam, że jest nieprzytomny. Michael miał nacięcia na nadgarstkach.
- Michael, proszę obudź się!- krzyknęłam i wyciągnęłam telefon.
Wybrałam numer na pogotowie. Czułam jak dłonie mi się trzęsą.
Po kilku sygnałach usłyszałam głos.- Witam, w czym mogę pomóc?
- Potrzebuje karetki! Mój chłopak podciął sobie żyły ijest nieprzytomny! Proszę pomóżcie!- po moich policzkach spływały łzy.
- Proszę podać adres i jak się Pani nazywa.
- T/I T/N...- powiedziałam po czym podałam adres domu Clifforda.
-Karetka jest już w drodze.
- Dziękuję.- powiedziałam i rozłączyłam się.- Proszę nie odchodź.- wyszeptałam, nie potrafiłam powstrzymać łez.- Proszę kochanie... Zaraz po ciebie przyjadą... Wszytko będzie dobrze...- zacisnęłam dłonie na nadgarstkach chłopaka, aby zatrzymać krwawienie, jednak to nic nie dało.- Proszę wróć do mnie. Michael, proszę...
Usłyszałam dźwięk syreny karetki dochodzący z zewnątrz.Ze wszystkich sił próbowałam przesunąć Clifforda, chociaż byłam od niego niższa i nie miałam tyle siły. Położyłam jgo głowę na swoich kolanach, a cała krew z nadgarstków mojego chłopaka znajdowała się na mojej koszulce, ale nie obchodziło mnie to. Jedyne co mnie teraz obchodziło to odzyskanie chłopaka.
Podbiegło do mnie dwóch ratowników z noszami.- Połóż go na nosze.- powiedział jeden do swojego kolegi z pracy.
Ratownik ostrożnie wziął Michaela i położył go na noszach.
Łzy wciąż niekontrolowane spływały po moich policzkach, gdy ratownicy zabierali chłopaka do karetki.- Musimy jechać do szpitala. Stracił za dużo krwi. Nie czuję pulsu!- usłyszałam jak krzyczy jeden z ratowników.
Zakręciło mi się w głowie, gdy chciałam wstać. Po chwili podniosłam się z ziemi i podeszłam bliżej karetki.
- Nie mamy czasu! Konieczna jest reanimacja! Potrzebujemy krwi grupy B-!
Jeden z ratowników podszedł do mnie.
- Musimy zabrać go do szpitala...
- Zróbcie wszystko! Byleby żył!- krzyknęłam, a ratownik tylko skinął głową i odszedł.
Widziałam jak drzwi karetki zamykają się i pojazd odjeżdża. Wsiadłam szybko do swojego auta i ruszyłam śladem karetki.
*W szpitalu*
Co chwilę widziałam biegających z sali do sali lekarzy. Siedziałam niecierpliwie na krześle w poczekalni. Byłam bardzo zdenerwowana, a dłonie wciąż mi się trzęsły.
W pewnym momencie, zauważyłam lekarza zmierzającego w moją stronę.