Rozdział dedykowany wilczusia2005💕
Dwa miesiące temu straciłam rodziców w okropnych okolicznościach.
Było to latem, wraz z siostrą bawiłyśmy się na pobliskiej łące. Kiedy wieczorem wróciłyśmy, zastałyśmy spalony dom. Strażacy nadal go gasili. Wtedy właśnie podszedł do nas jeden z nich i powiedział, że nasi rodzice byli w środku kiedy dom stanął w płomieniach i niestety, ale jak przyjechali rodzice już nie żyli.
Policja zabrała moją siostrę do domu dziecka, a ja najzwyczajniej w świecie uciekłam...Teraz mieszkam u Luke'a, mojego narzeczonego. Chłopak wie o wszystkim i pomaga mi jak tylko może, za co jestem mu bardzo wdzięczna.
- Kochanie, może pójdziemy na jakiś spacer?- zapytał kładąc głowę na moich kolanach.- Strasznie się nudzę...
- Spacer na pewno nam nie zaszkodzi.
Razem z chłopakiem wyszliśmy z domu. Szliśmy drogą, która prowadzi na plac zabaw. Nie, nie idziemy na zjeżdżalnie czy coś takiego, chociaż z chęcią bym się pozbawiła. Na placu zabaw znajdują się ławki wraz ze stolikami. Lubimy tam przesiadywać.
Będąc na miejscu, usiedliśmy w cieniu i patrzeliśmy na barwiące się dzieci. Były to dzieci z domu dziecka, wywnioskowałam to, ze względu na jedną opiekunkę, która pracowała tam odkąd pamiętam.
Wtuliłam się w blondyna co odwzajemnił.
-Śliczne dzieciaki, szkoda, że są tutaj, a nie w domu z kochającymi ich rodzicami.
- Tak. Czasami przykro na to patrzeć.
Patrzyłam tak na te dzieciaki, gdy w pewnym momencie na jednej z huśtawek zauważyłam dziewczynkę podobną do mojej małej siostry, którą zabrała policja, tamtego okropnego dnia.
-Luke...- uderzyłam go lekko w ramię.
- Słucham?
- Widzisz tą dziewczynkę na huśtawce?
-Tą w różowej bluzce?
- Tak, tą.
- Śliczna jest.
- Jest podobna do mojej siostry...
- Mówisz poważnie?
- Poczekaj tutaj.- powiedziałam wstając z ławki.
- Skarbie, gdzie idziesz?
- Poczekaj...
Podeszłam do jednej z opiekunek, która również siedziała na ławce.
- Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogłabym o coś Panią zapytać?
- Dzień dobry dziecko. Oczywiście. O co dokładnie?
- Ta dziewczynka, ta w różowej bluzeczce... Długo jest w domu dziecka?
- Z jakieś dwa miesiące.
Zrobiło mi się cieplej.
- A dlaczego tutaj jest?
- Nie powinnam udzielać takich informacji, ale widzę, że Pani bardzo na tym zależy.
- Nie ma Pani pojęcia jak bardzo.
-Dziewczynka straciła rodziców w pożarze, podobno ma jeszcze starszą siostrę, ale nic o niej nie wiemy.
Zamurowało mnie. Moja mała siostrzyczka była bliżej niż myślałam... Chciałam iść do niej, wziąść na ręce, przytulić, ale nie mogłam...