-24-

215 19 7
                                    

20.03.2019r.

Siedziałem i rozmawiałem z Jungkookiem tracąc przy tym rachubę czasu.
Muszę przyznać że dawno z nikim nie było mi tak dobrze. Dzięki niemu zapomniałem o tej całej sytuacji z Jiminem, dopóki nie dostałem wiadomości od jego mościa.

Jimin :
Mam nadzieję że cierpisz.

Pojawiły mi się łzy w oczach, ale zatrzymałem je, nie chciałem by wypłynęły. Nadal nie rozumiałem co się z nim stało że tak się zachowywał.

- Taehyungie, wszystko w porządku? - Wyrwał mnie z myśli głos Kooka.

- Tak wszystko jest okej.

- Jakoś tak posmutniałeś. - Jego zmartwiony ton głosu powodował we mnie dwa różne odczucia. Robiło mi się ciepło w środku a zarazem serce mi się krajało gdy zdawałem sobie sprawę że jest ktoś który się o mnie martwi. A przecież nie byłem tego wart.

Niespodziewanie weszła do pomieszczenia pielęgniarka. Trzymała w ręku jakąś kartkę.

- Mam wypis z szpitala. Proszę go podpisać i jest Pan wolny. - Chwyciłem w ręce świstek i szybko go podpisałem.

- Proszę się nie przemęczać, jeść regularnie i powinno być wszystko dobrze. - Skinąłem głową a kobieta zaczęła odpinać ze mnie te wszystkie rurki i igły po czym wyszła.

Już nie będę musiał leżeć na jakże "wygodnym" łóżku szpitalnym. Wstałem, znaczy ledwo bo mnie wszystko boli, ale jednak. Chwyciłem moje ubrania które leżały obok łóżka na szafce i poszedłem w stronę łazienki zostawiając Jungkooka.

Podczas owego przebierania z moich ust wyszedł szyk różnorakich przekleństw.
Wszedłem do pokoju, zacząłem chować swoje rzeczy do kieszeni. Byłem już gotowy.
Wyszliśmy ze szpitala i ruszyliśmy w stronę samochodu chłopaka.

Myślałem że odwiezie mnie prosto do domu i sobie ode mnie odpocznie, no ale się myliłem.
Zatrzymaliśmy się przed jakąś restauracją. Z zewnątrz nie wyglądała najlepiej, mi to w sumie nie przeszkadzało.

- Co my tu robimy? Myślałem że mnie po prostu do domu odwieziesz.

- A tu cie mam, najpierw musisz zjeść coś pożywnego.

- Jest mały problem, nie mam pieniędzy.

- To żaden problem, ja ci kupię. - Pojebało go chyba.

Weszliśmy do środka. Było tu przytulnie. Od razu po wejściu unosił się zapach różnych dań. Mój brzuch z tego powodu zaczął wydawać dziwaczne dźwięki o których nawet istnieniu nie miałem pojęcia. Usiedliśmy w kącie lokalu przy malutkim stoliczku dla dwojga. Chłopak podał mi menu.

- Bierz co chcesz.

- A ty?

- Spokojnie.

Podszedł do nas kelner, był uśmiechnięty od ucha do ucha. Oślepiał wszystkich klientów swoim bielutkim uzębieniem.

- Cześć Jungkookie! - Mimo iż był blisko nas to i tak wykrzyczał jego imię.

- Cześć Koniu. - Koniu? Dlaczego?

- Mówiłem ci już żebyś mnie tak nie nazywał.
Dobra mniejsza o to. To co zawsze?

Śmiech Kooka najprawdopodobniej można było usłyszeć w całym lokalu.

- Tak to co zawsze.

- Ooo a dla kolegi co? Jak się nazywasz? Kiedy się poznaliście? Czemu masz podbite oko? Wpadłeś w coś, a może ktoś cię pobił? Ja mu już dam... - Zostałem zawalony falą pytań przez zwariowanego Konia. Słuchałem go z uśmiechem na twarzy.

- Tak. - To było jedyne co zdołałem z siebie wydusić.

- Dobra Horseok, bo chłopak się pewnie niezręcznie czuje. Kiedyś ci może opowiemy. - Słowa Kooka też spowodowały że miałem na mordzie banana.

- Um, ja poproszę bibimbap i szklankę wody.

- Już się robi. - Chłopak przyłożył rękę do czoła i zasalutował jak żołnierz. Po czym odszedł.

11 minutes too late *kthxjjk*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz