-41-

183 12 2
                                        

23.03.2019r.

Ogarnąłem się.
Postanowiłem że dziś to zrobie.
Jungkook wyszedł.
Więc mogę się przygotować.
Tylko jak się za to zabrać i którą opcje wybrać.

Po kilku minutach usłyszałem pukanie do drzwi. Czyżby się tu wrócił.
A może to nie on.
Bałem się do nich podejść.
Pomimo tego zrobiłem to.
Były otwarte więc pasowało by je zamknąć.
Do moich uszu znów doszło pukanie do drzwi.

-Kto tam? - Zapytałem ale nie było odpowiedzi.

Niepewnie otworzyłem drzwi ale nikogo nie było. Może ktoś robi sobie żarty.
Szybko je zamknąłem i zakluczyłem.
W sumie to lepiej że nikogo tam nie było.
Wróciłem do pokoju próbując nie patrzyć na łóżko i nie myśląc o tamtym wydarzeniu.
Przebrałem się.
Czułem dalej na sobie jego dotyk.
Mam takie wyrzuty sumienia.
Czemu go tu wpuściłem.

-Taehyung, ogarnij się.- Powiedziałem sam do siebie.

Muszę poszukać jakiś drobnych.
I kupić rzecz której nigdy
w swoim życiu nie użyłem.
Znalazłem w spodniach kilka monet.
Wziąłem ze sobą telefon i klucze.
Ubrałem buty i wyszedłem.
Poszedłem do najbliższego kiosku.
Na szczęście było mnie stać na to czego potrzebowałem.
Teraz tylko.
Czy wrócić do mieszkania czy odejść
w jakieś inne miejsce.

Wybrałem się na dach na którym spotkałem Jeona. Przeszły mi przez myśl, wspomnienia z nim. Nie powinienem teraz o nim myśleć.
Ale jednak jest to silniejsze ode mnie.
Usiadłem na krawędzi dachu.
Wpatrywałem się w dół.
Widziałem przemieszczających się ludzi i samochody.
Może powinienem napisać do Kooka.
Zrobie to.

TaeTae :
Nie powinienem tego pisać.

TaeTae :
To koniec.

Długo nie czekałem, bo niemalże od razu po wysłaniu wiadomości do niego, mi odpisał.

Kook :
Koniec? Koniec czego? Tae o co chodzi?

TaeTae :
Żegnaj.

Kook :
O co chodzi? Wytłumacz mi. Martwię się.

TaeTae :
Już nigdy się nie zobaczymy.
Już nigdy nie usłyszę twojego głosu.
Żegnaj.

Kook :
Nie żartuj sobie. Co się dzieje.
Chce wiedzieć.

TaeTae :
Po prostu to koniec.
Nie mogę nic więcej napisać.

Zablokowałem telefon.
Położyłem go obok mnie.
Nie jestem pewny czy zrobić to tutaj.
Może jednak wrócę do mieszkania.
Nie.
Zostanę tutaj.

Przyszło mi powiadomienie o kolejnej wiadomości.

Kook :
Gdzie jesteś?

Kook :
Nie ma cię w mieszkaniu, prawda?

Kook :
Jestem pewny że cię w nim nie ma.
Błagam nie zrób niczego głupiego.

Odsunąłem się od krawędzi dachu, usiadłem w wygodnej pozycji, i oparłem się o jakiś murek. Nie potrafię tego nazwać.
Może to komin. Nie mam pojęcia.
Wyciągnąłem z kieszeni bluzy małe opakowanie. Wpatrywałem się w nie przez chwile. A z niego wyjąłem jedną z żyletek która tam była. Gdy tak trzymałem ją w dłoni naszła mnie niepewność a zarazem i euforia.
Podwinąłem rękaw, jakże za dużej bluzy.
A żyletkę chwyciłem niepewnie między opuszki palców.
Po raz ostatni zerknąłem na telefon.
Zamknąłem oczy.
Wziąłem głęboki wdech.
Przejechałem żyletką po przedramieniu.
Nie wzdłuż.
Zobaczyłem jak powoli zbierała się w małej ranie krew. Teraz zrobię głębszą kreskę.
Nie wzdłuż.
Wpatrywałem się w tą krew jakby była zaczarowana.
Powoli zaczęła skapywać mi na bluzę.

- Przyjemne uczucie. - Powiedziałem sam do siebie.

Dobra.
Już pora.
Mimo iż dało mi to lekkie ukojenie.
To nie po taki efekt tu przyszedłem.
Wbiłem żyletkę u góry nadgarstka.
Próbowałem jak najgłębiej.
Teraz tylko przejechać w dół.
Wzdłuż.
I będzie po wszystkim.
Pociągłem, z zamkniętymi oczyma.
Spojrzałem.
Natychmiastowo poczułem łęk.
Jak i szczęście.
Automatycznie wypuściłem żyletkę z dłoni.
Krew spływała w sporych ilościach.
Może mi się wydaje.
Ale czuję że staje się coraz lżejszy.
Jak wszystko ze mnie uchodzi.

Udało mi się.

11 minutes too late *kthxjjk*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz