Let's be friends

754 32 20
                                    

Głośny klakson, krzyk. To jedyne co usłyszałam. Zerwałam się z fotela, rozglądając się wokół siebie. Siedziałam w samochodzie razem z ciocią, w mojej sukience. Nie kojarzę skąd się tutaj wzięłam.

- Nell, strasznie cię przepraszam, ale ten palant wjechał mi na drogę - musiałam się kilka razy rozejrzeć, aby zrozumieć co się teraz dzieje.
- Czekaj ciociu... Czy my... wracamy już z balu?
- Nell, na bal to ty dopiero pojedziesz. Właśnie wracamy z butiku.
-Co?!
-Zasnęłaś w trakcie podróży.
Mój krzyk był bardzo głośny. Czyli to był tylko sen?! Ale... wydawał się taki realistyczny, choć zbyt piękny, by był prawdziwy. Dojechałyśmy do domu, ale nie zastałam tam rodziców, co trochę mi zepsuło humor, jednak w czasie podróży zaplanowałam sobie wszystko. Mój sen musi stać się rzeczywistością. Muszę doprowadzić do tego samego.

***

Peter przyjechał o tej samej godzinie, w dokładnie tym samym ubraniu. Rzuciłam mu się na szyję, na moment zapominając, że mój plan jeszcze nie został zrealizowany.

Tym razem jednak nie słuchaliśmy ślicznej piosenki w radiu, tylko jakiegoś punk- rocka z lat młodości mojej cioci, do tego wszystkiego Margaret musiała ciągle gadać. Nie było wcale tak romantycznie jak miało być.

Dojechaliśmy do szkoły, która przynajmniej przypominała tą jaką sobie wyśniłam. Standard imprez pozostaje standardem. Kaczuszki, Macarena itp. Choć najlepsza była belgijka, czyli taniec i skakanie dziewczyn na szpilkach. Ogólnie to bardzo dobrze bawiłam się z Peterem. Zatańczyliśmy kilka wolnych tańców i kilka szybszych, jednak nie usłyszałam muzyki z lat 20... Impreza wcale nie była taka zła, po prostu ciągle porównywałam nią do tej wymarzonej.

Kiedy spotkałam dziewczyny, bardzo się cieszyły z mojej sukienki. Przetańczyłyśmy trochę piosenek i stwierdziłam, że wracam do Petera. Stanęliśmy przy stole z ponczem i kanapeczkami, śmiejąc się z czegoś co chwila. Cały czas czekałam na moment, kiedy podejdzie Max. Przez chwilę przeleciała mi myśl, że przecież to rzeczywistość i raczej nic nie będzie się dziać tak samo jak w moim śnie, jednak wszystko wydawało się być tak podobne, że od razu zignorowałam ten pomysł. Kiedy więcej kanapek już nie mogłam zmieścić, zauważyłam, że ktoś przepycha się miedzy tłumem w naszym kierunku. Serce zaczęło mi mocniej bić. Musiałam się przygotować na to, że zaraz będę płakać. Odwróciłam się w stronę sali i...
- Pozwolisz, że ukradnę ci towarzysza na jeden taniec?- okej to, że Liz podeszła do nas osobiście jeszcze o niczym nie świadczy. Trzymaj się dalej planu.

- Jasne, jeżeli będzie chciał- Peter był cały czerwony i stał jak wryty. Dobrze, że sala była ciemna i oświetlało ją tylko kilka kolorowych światełek, bo dziewczyna chyba by go wyśmiała. Nadepnęłam Parkerowi na nogę.
- Aaaaa!... Juuuż idę.

Kiedy dwójka poszła na parkiet czekałam na ten moment. Powoli zaczynałam doprowadzać się do smutku, aby mój płacz wyglądał na prawdziwy. Tańczyli razem, choć Peter wyglądał na zdenerwowanego. Dziewczyna strasznie się w niego wtulała, co nie powiem strasznie mi nie pasowało. Kiedy oderwała się od niego na chwilę i spojrzała mu w oczy, chłopak był tak spanikowany, że myślałam, że zaraz tam zemdleje.

I w końcu stało się. Liz pocałowała Petera. Narastała we mnie frustracja, musiałam się rozryczeć. Jeszcze chwilkę poczekać aż na mnie spojrzy, ale... nie zrobił tego. Wtulił się z wielkim uśmiechem w jej ramiona i dalej kołysał się w takt muzyki.

Wybiegnę z sali. Może wyjdzie za mną...

Pobiegłam na dwór. Było tak samo zimno i wietrznie. Czekałam na Petera, ale on nie przyszedł. Usiadłam na kamiennych, szkolnych schodach i płakałam. Na szczęście nikt mnie nie widział. Jak mogłam w to uwierzyć, że Peter za mną wyjdzie?! To miał być mój najlepszy bal, a wyszedł do dupy.
Nagle ze szkoły wyszły dziewczyny, moje przyjaciółki. Okryły mnie marynarką, którą szczerze mówiąc nie wiem skąd wzięły. Chyba ukradły jednemu z chłopaków. Przytuliłam się do nich wszystkich wciąż płacząc.

-Ja chcę... już iść do... domu. Nie mam ochoty... tu być- moje zdania co chwila przerywały sutne westchnięcia.
- Ned zostań jeszcze z nami. Chcesz już tak szybko kończyć?
- Nie mogę na nich patrzeć. Nie dam rady.
- Tyle się starałaś nad tym balem, proszę wróć. Musimy oddać temu chłopakowi marynarkę nim się skapnie, że ukradłyśmy mu ją z krzesła. Z resztą skąd wiesz, może Peter spędzi resztę wieczoru z tobą.

Długo trwało zanim dziewczyny mnie namówiły, żebyśmy wróciły. Ale najpierw uparły się, że muszą mi poprawić makijaż, bo wyglądałam okropnie. Weszłyśmy na salę, na widok której już się nie uśmiechałam, ze względu na swoją pracę. Odnalazłam wzrokiem Petera z Liz, śmiali się razem. Zdecydowanie nie pasują do siebie. Postanowiłam do nich podejść.

-Ned, gdzie ty byłaś?- czyli jednak Parker się kapnął, że wyszłam.
-Poszłam się przewietrzyć.
-Aha... Widziałaś się już z Liz?
-Eeeemmm... jeszcze nie.
-Hejka- dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
-Cześć- odpowiedziałam jej smutno.

DJ właśnie włączył jakiś nowy wolny utwór, więc stwierdziłam, że z tego skorzystam. Zapytałam się Parkera czy ze mną zatańczy jeszcze jeden utwór. Chłopak się zgodził, a kiedy się odwrócił plecami do Liz, dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem. Poszliśmy na parkiet, a Peter od razu zaczął gadać:

-Liz do mnie podeszła!- był strasznie podekscytowany.
-Super- starałam ukryć w sobie zazdrość i zażenowanie zarazem.
-Ned co ci jest?
-Nic, po prostu... jestem trochę zmęczona. Możemy teraz o tym nie mówić? Chcę po prostu potańczyć.

Wyobrażałam sobie w tym momencie po raz tysięczny jakby to było, gdyby Peter był moim chłopakiem. Zamknęłam oczy i przytuliłam się do niego jak najmocniej się da. Starałam się nie rozpłakać, choć mało brakowało. Kilka łez spłynęło mi po policzkach, ale szybko je wytarłam, żeby Parker tego nie zauważył.
Kiedy utwór się skończył, chłopak ZNOWU podszedł ze mną do Liz. Powiedział coś typu 'idę się napić' i zostawił nas same. Zapanowała niezręczna cisza między nami.

-Więc... skoro teraz jesteśmy z Peterem bliżej, to może powinnyśmy się zaprzyjaźnić, nie sądzisz?
-W jakim sensie bliżej?
-Tańczyliśmy, potem on mnie pocałował- co było totalnym kłamstwem- więc zaproponowałam mu, że możemy ze sobą chodzić.
-Zgodził się?- głos mi się załamał, ale starałam się, aby dziewczyna tego nie zauważyła.
-Nawet nie wiesz jak się cieszył- na twarzy Liz gościł ogromny uśmiech. Nie był to jednak szczery uśmiech, tylko triumfalny- myślę, że skoro jestem już dziewczyną Petera, to może powinnyśmy się zaprzyjaźnić. Trochę słabo zaczęłyśmy- wystawiła do mnie rękę. Uścisnęłam ją niechętnie i powiedziałam, że muszę iść do łazienki 'przypudrować nosek'.

Gdy tylko do niej dotarłam zadzwoniłam do cioci, żeby jak najszybciej mnie odebrała. Kiedy się rozłączyłam, wyszłam ze szkoły. Tym razem wyszedł za mną też Peter.
-Gdzie ty idziesz?
-Margaret zaraz po mnie przyjedzie.
-Czemu tak wcześnie wracasz?
-Peter, zaprosiłeś mnie na bal, a spędzasz go z Liz... Trochę to nie fer, nawet nie zauważyłeś kiedy wyszłam.
-Zauważyłem.
-Ale nie wyszedłeś za mną.
-Liz pocałowała mnie i spytała się czy nie chcę zostać jej chłopakiem. Miałem tak sobie od niej uciec?
- Nie wiem.
-No właśnie ja też nie- przez chwilę trwała cisza -Ned zostań jeszcze.
-Ciocia już jedzie, z resztą nie przepadam za Liz.
-No to teraz będziesz musiała zacząć za nią przepadać- w jego głosie słychać było zdenerwowanie.
-Peter chciałam ten bal spędzić z tobą.
-A nie spędziłaś?
-Niby tak... ale...
-Nie możesz ode mnie wymagać, że cały czas będę łaził tylko z tobą!
-Wiem, ale to mnie zaprosiłeś na bal, a nie Liz.
-Ale mam prawo też z nią rozmawiać co nie?- odczekałam chwilę, aby emocje opadły.

-Dlaczego zaprosiłeś mnie a nie ją? Przecież miałeś okazję...- chłopak wyglądał na zmieszanego.
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz, musiał być jakiś powód.
-Nie chciałem, żebyś szła sama okej?
-Taaa... Może to był błąd...
-W jakim sensie?
-Spędził byś cały wieczór z Liz, a mną byś sobie nie zawracał głowy.
-O czym ty mówisz?
-O tym co myślę!- trochę za głośno krzyknęłam. Rozejrzałam się dookoła, aby upewnić się, że nikt nas nie słyszał. W tym momencie zajechało auto cioci Margaret na parking.

-Może faktycznie to był błąd. Przynajmniej byśmy się nie pokłócili.

Odeszłam z płaczem. Wsiadłam do auta. Kiedy ciocia zawróciła zobaczyłam podbiegającą do Petera Liz. Objęła go mocno. Dalej już nic nie widziałam, tylko głośno szlochałam.

____________________________
Trochę dramy nigdy nie zaszkodzi. Dzięki, za przeczytanie rozdziału.

Teenager's loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz