15 (+)

316 20 6
                                    

- Camzi... jestem w ciąży.

- Spojrzałam na Camile. Na jej twarzy był uśmiech. Podeszła do mojej siostry i przytuliła ją.

- Tak się cieszę - powiedziała płacząc - myślałam, że znowu będziemy musiały... - spojrzałam na Karle, która przerwała Camili.

- Możecie powiedzieć o co chodzi?

- Od roku z Lauren staramy się o dziecko. To jest trzeci raz, jak Lauren zachodzi w ciąże. Udało by się za pierwszym razem, ale przez nasza nie uwagę Lauren poroniła. Za drugim nawet nie wiedziałyśmy, że zaszła, a teraz jak widać udało się.

- Jestem w trzecim miesiącu.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej - odezwała się Camila.

- Miałam powiedzieć miesiąc temu, ale zmieniłam zdanie przez wypadek. Jak wszystko się ułoży to pojedziemy i powiemy Sinu i Alejandro. - zwróciła się do Mili. - Najgorsze jest to, że rodzice nie pomogą nam, a do tego nie będą widzieli jak rośnie j...jak dorasta - zauważyłam jak po policzkach Lauren lecą łzy.

Podeszłam do Lauren i przytuliłam ją. Wiem, jak się czuje, bo sama straciłam rodziców. Nikomu nie życzę takich rzeczy. Nawet jak nie mieli dla nas czasu i ja z Lauren ciągle opiekowaliśmy się Chrisem i Taylor. To i tak są to nasi rodzice, którzy nas kochają.

- Było minęło. Będzie nam brakowało rodziców na pewno, ale damy rade razem. Trzeba pogodzić się tym, że ich nie ma. Jestem ja, dzieciaki, dziewczyny, rodzice Mili i Kaki. Pamiętaj. To dziecko, które się rozwija pod twoim sercem ma cudowne mamy. Będzie miał lub miała wspaniale dzieciństwo. Uwierz mi. Nawet, jak nie pozna swoich dziadków, którzy patrzą na nas z góry. Przypomni sobie, jak ja byłam w ciąży. Wiem, że to jest inna sytuacja niż ty masz, ale dałam rade. Miałam was. Pomogłyście mi, więc teraz my pomożemy tobie i Mili. Nawet, jak przy nas nie ma rodziców. - Zauważyłam, jak po policzkach Lauren lecą łzy, a na twarzy pojawia się uśmiech. - Zawsze, jak będziecie miały problem pomogę wam. Nie ważne, jak bardzo zajęta będę.

- Jesteś najlepsza. - powiedziała bliźniaczka

- Kiedy cię wypisują? - spytałam się

- Dzisiaj wieczorem powinnam dostać wypis. A co z tatą?

- Eh nie wiemy za bardzo. Jak zemdlałaś to czekaliśmy na ciebie. Jedyne wiem, ze musimy wreszcie zorganizować pogrzeb dla rodziców. - posmutniałam

- Na ten temat porozmawiacie w domu - odezwała się Karla.

- A teraz mów jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?

- Jest lepiej niż było, ale wiesz, jak przyniesiecie mi trochę jedzonka będzie jeszcze lepiej - uśmiechnęła się

- Chodź - powiedziałam do Karli i złapałam za rękę - pomożesz mi.

Usłyszałam śmiech jak wychodziłam wraz z dziewczyną ze sali.

***

Pół godziny później

Właśnie wsiadamy do samochodu i jedziemy do Lauren. Dwie torby jedzenia powinno wystarczyć jej do wieczora. Wiem, że czarnowłosa wychodzi dzisiaj wieczorem ze szpitala, ale jak ma wołać co chwile jedzenie to wole, żeby było w zapasie niż mam w kółko jeździć do sklepu.

- O czym tak myślisz skarbie?

- O tym, jak Lauren będzie teraz jadła. Śmiała się ze mnie, ale to nie moja wina, że jadłam razy trzy. Mam szczęście, że przez ten czas powróciłam do poprzedniej wagi. - Karla zaczęła się śmiać. - czego się śmiejesz? - spytałam oburzana.

- Z niczego - znowu zaczęła się śmiać

- Właśnie widzę.

- Nie obrażaj się, słońce.

- Nie obrażam się

- Właśnie widać. - położyła mi rękę na udzie. Olałam to.

*** 

Dwadzieścia minut później

Wzięłam zakupy i poszłam do Lauren, a Karla za mną. Przez cała drogę nie odezwałam się. Kiedy byłam pod salą brązowooka zatrzymała mnie. Odwróciła mnie w swoja stronę i spojrzała w moje oczy. Nic nie mówiąc pocałowała mnie. Oczywiście, jak to ja oddałam pocałunek. Odruchowo puściłam torby i owinęłam ręce w okół jej szyj.

- Jak chcecie się pieprzyć to jedźcie do domu. - odezwała się Dinah.

- Co ty tu robisz? Kto pilnuje bliźniaków? Jak zostawiłaś je same to lepiej nie poka...

- Możesz się wreszcie zamknąć - odezwała się DJ.- Lauren zadzwoniła do mnie, żebym przyjechała. Przyjechały ze mną i nie jestem aż tak tępa, żebym zostawiła je samych w domu.

W pewnym momencie otworzyły się drzwi i usłyszałyśmy jeden krzyk

- Mama!

Poczułam, jak dwa małe potworki nas przytulają .

Po wszystkich weszliśmy do sali. Dałam siostrze torby z jedzeniem. Gdy zobaczyła czekoladę zaświeciły jej się oczy. Zawsze tak reagowała, a dokładnie na białą czekoladę.

***


W szpitalu siedziałyśmy jeszcze jakieś cztery godziny i około dwudziestej pojechaliśmy do domu. 
W domu zrobiłam wieczorną toaletę i w łóżku czekałam na swoją dziewczynę, która szykowała do spania bliźniaki.

Po około trzydziestu minutach Karla leżała koło mnie. Po chwili zasnęłam w objęciach najlepszej dziewczyny.

774 słów

New life for Marika and KarlaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz