50 (+)

220 16 1
                                    

- Kto to Z.M? - spytała Karla

- Nie wiem. Chociaż kojarzy mi się z kimś, ale nie sądzę, żeby to była ta osoba, ponieważ siedzi w więzieniu.

- Chyba nie mówisz o...

- Tak o nim, Dinah.

- On już wyszedł. Za dobre sprawowanie wypościli go. 

- Kurwa! - Złapałam się za głowę - Muszę odwołać koncerty. Zawołajcie Rob'a.

***

- Nie ma takiej opcji, że byśmy odwołali. Zostaw to wszystko mnie. Ja będę szukał, a wy róbcie co macie robić

- Pojebało cię do reszty! - krzyknęłam i podeszłam do niego. Złapałam za jego bluzkę i spojrzałam w oczy. - Nie zagram koncertu dokąd nie znajdę dzieci i siostry. Zrozumiałeś to czy mam inaczej tobie to wytłumaczyć !

W jego oczach dominował strach. 

- Któraś z was musi zaśpiewać. Karla, wiesz jakie mogą być z tego konsekwencje. 

- Wiem, ale to nie jest takie ważne. Na pierwszym miejscu stawiam rodzinę. 

- Róbcie, jak chcecie. - poszedł

Walnęłam w ścianie. Wkurwił mnie. Jak mógł pomyśleć, że koncert jest ważniejszy od moich dzieci i siostry to się grubo myli.  Wzięłam bluzę i wyszłam z busa. 

- Marika, gdzie idziesz? - usłyszałam za sobą Karle.

- Idę szukać dzieci i Lauren.

- Teraz ich nie znajdziesz. Chodź, wrócimy do dziewczyn. Jutro zaczniemy ich szukać. Musisz ochłonąć. 

- Ja? Ja mam ochłonąć. Nie ma takiej opcji. Dokąd ich nie znajdę, nie będę spokojna. Jutro postaramy się częściowo wypłacić kasę. Dziewczyny też to zrobią i pójdziemy tam. 

- A jak on kłamie i tak na prawdę nie ma dzieci? - upadłam na kolana płacząc. - A jak coś im się stanie. Nie wiemy, jak on traktuje ich. Nie chce ich stracić. 

W pewnej chwili zadzwonił mój telefon. Był to numer nieznany. Zazwyczaj tego nie robię, ale go odbieram. 

- ,,Hej, piękna. Co tam u ciebie?''

Kojarzę ten głos. Tak samo, jak inicjały na kartce.

- ,,Co zrobiłeś z dziećmi i Lauren!?''

- ,,Hm... Bella i Nicolas są u mnie. Myślałem, że będą podobni do mnie, ale całkowicie wdali się w mamusie. Właśnie będą poznawać swojego tatusia. A z Lauren nie wiem co jest. Zostawiliśmy ją koło Nicholas Park. 

- ,,Czy kurwa mało już w sądzie powiedzieli. Nie jesteś ich ojcem. Nie masz prawa do bycia nim. Dokładniej gdzie zostawiliście Lauren?''

- ,, Uważasz, że powiem tobie? Jesteś śmieszna. Pamiętaj złość piękności szkodzi. A jak dobrze widziałem jesteś jeszcze piękniejsza niż parę lat temu.'' 

Już wiem, że na jego twarzy widnieje ohydny uśmiech. 

- ,,Skąd mam wiedzieć, że masz dzieci?''

- ,,No tak. Chcesz dowodu. Nie ma problemu."

Na chwile nastała cisza.

-,,Mamusia ! - krzyknęły - Przyjedź prosimy!" 

- ,,Co im zrobiłeś?"

- ,,Jeszcze nic. Moi ludzie bardzo chętnie coś im zrobią, jak nie zrobisz tego co było na kartce"

-,,Jak im spadnie chociaż jeden włos z głowy to nie ręczę za siebie. Przypomni sobie jak nie raz wyglądałeś w szkole. Pielęgniarka miała problem pomóc tobie lub jak wylądowałeś w pace. Teraz to samo będzie cię czekać"

- ,,Nie mogę się już doczekać."

-,,Spierdalaj, Malik" - rozłączył się

505 słów

New life for Marika and KarlaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz