Beomgyu wraz z Jungkookiem natychmiast po różańcu poszli do zakrystii po podpis do indeksu. Albo raczej starszy wręcz zaciągnął tam swojego brata siłą, zanim ktokolwiek inny miałby szansę przedostać się do wąskiego przedsionka. Oczywiście wcale nie zrobił tego tylko po to, żeby wyśledzić blondwłosego ministranta i podsłuchać jak ma na imię, skądże.
No dobra, właściwie dokładnie tak było. Przecież musiał zdobyć jakieś informacje na temat swojego potencjalnego crusha, bo od czegoś zawsze trzeba zacząć, a nie zamierzał niepotrzebnie zwlekać. Takich rzeczy nigdy się nie odkłada, bo kto wie czy kiedykolwiek dostałby kolejną szansę?
– No co oni tam robią, że wpuścić mnie nie chcą?! – Jungkook wywarczał, ciągnąc za biedną klamkę od starych, drewnianych drzwi, która wyglądała, jakby miała lada chwila się oderwać. Kiedy był zdeterminowany nie widział świata poza swoim celem, więc los jakiegoś pociemniałego kawałka metalu średnio go wtedy obchodził.
– Kook...? – Beomgyu zaczepił swojego brata, ze zdezorientowaniem obserwując jego chaotyczne działania.
Młodszy przez krótką chwilę patrzył w milczeniu na dziwne zachowanie brata i chyba w tamtym momencie już na dobre stracił wiarę w istnienie jego mózgu. Był czasem jak taki organizm jednokomórkowy, wykonujący tylko podstawowe funkcje życiowe w poprawny sposób, choć w to też wątpił.
– Jungkook, ty idioto... – w końcu jęknął zażenowany, nie mogąc dłużej znieść tego, jak pozostała garstka jego rówieśników mierzyła osiemnastolatka ze zdziwieniem.
– Czego, pajacu? – odwarknął brązowowłosy chłopak, nie przerywając zawziętych prób sforsowania tych zbyt potężnych jak na jego moce drzwi.
– Po pierwsze to przynosisz mi wstyd, a po drugie otwierasz drzwi w złą stronę.
– Oh.
Faktycznie, gdy tylko pociągnął je zamiast pchać, otworzyły się bez problemu, tylko z drobniutkim skrzypnięciem. Nagle gwar w pomieszczeniu się uspokoił, a wszyscy obecni księża oraz ministranci skupili na nim wzrok.
– W czymś mogę pomóc? – spytał jeden z księży, a Jungkook dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jego plan polegający na dostaniu się tam za wszelką cenę tylko po to, by poznać imię jakiegoś blondaska nie był zbyt mądry, ani tym bardziej przemyślany. Zapomniał też, że jego zdolności aktorskie nie są zbyt rozwinięte, więc stał tam jak kołek, zupełnie nie wiedząc jak ma wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. W dodatku nieznajomy, przez którego tak naprawdę się tam znalazł znowu patrzył na niego tym cholernym, rozbawionym wzrokiem. Niech to szlag.
– Um, ja chyba pomyliłem drzwi – wymamrotał i ułamek sekundy później już go nie było. Pozostawił po sobie tylko soczyste chlapnięcie i czym prędzej zaczął przeciskać się przez ściśniętych w wąskim korytarzyku nastolatków.
Załamany swoją przewlekłą tępotą i ciapowatością truchcikiem wybiegł z budynku, usiadł na jakiejś ławeczce przed kościołem i zaczął uderzać się w głowę z otwartej dłoni, przeklinając cicho pod nosem. Spędził dobre kilka minut na takim użalaniu się nad sobą, ale nagle jego uwagę zwróciły masywne drzwi od kościoła, które otworzyły się z impetem oraz wybiegające zza nich dwie postacie.
– Kim Taehyung! Wiem, że to twoja wina, wracaj! Nie będę znowu ci dupska ratować!
Jungkook wzdrygnął się i podniósł wzrok, a to, co zobaczył wywołało u niego chwilowy szok. Nie, nie to, że pokrzykujący chłopak był uderzająco podobny do konia. Osobą, na którą owy koniowaty się wydzierał był nie kto inny niż jego blondwłosy Apollo.
– Zamknij ten ryj, Hoseok, nikt ci nie mówi przecież, że masz się za mną wstawiać za każdym razem! To ty sam zawsze lecisz i bierzesz winę na siebie! A poza tym to ten dzwonek był jakiś dupny, to nie moja wina, że się połamał – jasnowłosy odkrzyknął, żywo gestykulując rękoma.
CZYTASZ
Altar Boy | Taekook
Fanfiction❗️W TRAKCIE KOREKTY❗️ Gdzie losy dwójki nastolatków splotły się w dość nieoczekiwanych okolicznościach, sprawiając, że ich szare, zwykłe życia nabrały piękniejszych barw, kiedy poznali słodki smak pierwszej, szczerej miłości. {chat przepleciony z op...