c h a p t e r 📈 f o u r

1K 92 76
                                    

Nie będę zbyt wyjątkowy i oryginalny, mówiąc, że piątek jest moim ulubionym dniem tygodnia. Lubiłem je nawet bardziej niż soboty, mimo że wciąż musiałem rano wstać, dojechać do pracy, spędzić w niej od ośmiu do dziesięciu godzin i patrzeć lub – o zgrozo! – rozmawiać z Namjoonem.

Kochałem piątki, bo mogłem się wtedy narżnąć jak świnia i zwalić na łóżko w pogniecionym garniturze. Owszem, w sobotę też mogłem to zrobić i zwykle robiłem. Jednak całe moje życie jest poświęcone pracy, nie mam poza nią zbyt wielu zainteresowań i siedząc całą sobotę w dużym, piętrowym domu, który kupiłem na pokaz, zwyczajnie się nudziłem. Co, sam ze sobą mam grać w bilarda?

W piątki często wychodzę z firmy ostatni, już po zmroku. Lubię przejść się w ciszy po ciemnych korytarzach, przypominać sobie, że to wszystko jest moje, że ci durni ludzie są moi, że ta chora baza danych jest moja.

JjunkoTalk to chory biznes. Stworzyliśmy własny serwer w chmurze, gdzie przechowywane są miliony danych naszych użytkowników. Mamy ich profile, zapis każdej napisanej przez nich wiadomości i sieć połączeń z innymi ludźmi. Wiemy kim są, gdzie pracują, co jedzą na kolację, gdzie bywają, kogo nienawidzą, lubią, kochają, zdradzają. Może nie byłoby to takie oburzające, jeśli nic byśmy z tym nie robili. Ale na podstawie upodobań użytkowników dobieramy reklamodawców, z którymi współpracujemy. Reklamy generują nam ogromny zysk. Gdybym zrezygnował z nich w imię moralności, byłbym skończonym idiotą. A jeśli to nikogo nie zaskakuje, to zdarza nam się handlować danymi z różnymi organizacjami. Każdy chyba zdaje sobie sprawę do czego to może doprowadzić.

To jest właśnie powód, przez który nie korzystam z własnego komunikatora. Wolę sprzedać się Facebookowi niż dopuścić, by któryś ze współpracowników czytał moje prywatne wiadomości.

Nie mam zbyt wielu tajemnic, nie mam nawet zbyt wielu znajomych. Ale co kogo obchodzą moje jednorazowe wyskoki z poznanymi na imprezie dziewczynami czy chłopakami, moje ulubione lokale, godziny, o których kładę się spać czy moje pogardliwe monologi na temat ludzi? Gdyby ktoś się do tego dobrał, byłbym spalony, straciłbym tę resztkę szacunku, jaką czasem przejawiają.

Mój biznes to wieczna walka o przetrwanie. Każdego dnia, każdej godziny, minuty, sekundy... muszę mieć się na baczności, bo jeśli popełnię błąd, lub pozwolę komuś pod sobą popełnić błąd – będę skończony.

Użyłem Paco Rabanne, który zdobił moją półkę w łazience, imitując sztabkę złota. Pryskałem się nim tylko w piątki, bo działał zabójczo na potencjalne zdobycze. Tegoż dnia pozwoliłem sobie na bardziej rzucające się w oczy kolczyki i sygnety. Zamówiona taksówka stanęła pod domem na czas. Jeszcze raz sprawdziłem czy mam dokumenty, telefon i klucze, i wyszedłem.

Taksówkarz próbował mnie zagadać. Wyczuł, że stać mnie na wycieczkę okrężną drogą. Kulturalnie zwróciłem mu uwagę, że estakadą będzie szybciej. Speszył się i nic już nie powiedział.

Czasem wydawało mi się, że jestem zbyt elegancki na okolicę, w jakiej znajdują się moje ulubione kluby. Nie lubiłem ubierać się w nic innego niż koszule, a tutaj połowa towarzystwa chodziła w obwisłych jeansach. Przeszedłem się wzdłuż ulicy, udając, że na kogoś czekam. Miałem ochotę się roześmiać, bo byłem, do cholery, straszliwie samotny.

Pomiędzy skromnym salonem optycznym a miłą restauracją z włoskim jedzeniem wciśnięty był gejowski klub. Zawsze chciałem tu wejść, ale zawsze pękałem i wybierałem IU po drugiej stronie ulicy.

Ale dziś, zaglądając do środka z bezpiecznej odległości, ujrzałem znajomą twarz.

I tu cię mam, Park Jiminnie...

Z perspektywy czasu wciąż nie wiem, czy to z winy frustracji, która zbierała się we mnie przez lata w szafie, dałem się owinąć tęczowymi mackami, czy to ten chłopak owinął wokół mnie swoje bez pytania.

Niewiele myślałem, wchodząc do środka. Coś się we mnie rozgrzało, rozpaliło, rozbudziło. Moje zmysły się wyostrzyły, każdy skupił się na jednym celu. Wypiłem przed wyjściem pół szklanki whisky, ale to raczej nie alkohol tak na mnie podziałał.

– Nazwisko – zatrzymał mnie ochroniarz. Przycisnął rękę do mojej klaty, najwyraźniej za bardzo się pchałem. Zbladłem. Trzeba mieć tu rezerwację?

– Lee Taehyun – odpowiedziałem. Facet zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Poczułem się nagi, jakby zdarł ze mnie ubrania i skórę. Straciłem pewność siebie. Otrzeźwiałem, nie powinienem tu wchodzić.

Jednak kiedy ochroniarz przesunął się, znów omamiło mnie miejsce moich chorych, niespełnionych fantazji.

Z walącym sercem usiadłem przy małym, wciśniętym w kąt stoliku. Klub był dość spory, skąpany w półmroku i niebiesko-fioletowych ledach. Byli tu sami faceci. Jedni pili, inni tańczyli ze sobą na parkiecie, kolejni obłapiali się i wsadzali języki do gardeł. Wbiłem się w wysokie krzesło bez oparcia. Straciłem mój cel z oczu. Może tylko wydawało mi się, że tu był? Może podświadomie znalazłem pretekst, żeby zabawić się z innymi takimi jak ja?

Zesztywniałem, czując czyjeś rozgrzane ręce na swoich barkach. Osoba stojąca za mną usilnie próbowała mnie rozluźnić, a ja jak wystraszony dzieciak bałem się odwrócić.

– Pierwszy raz? – w jego gorącym oddechu czułem woń alkoholu. Zmroziło mnie.

Facet, który pochylał się nade mną był niczego sobie. Kwadratowa szczęka, duże jabłko Adama, szczeciniasty zarost. Bardzo męski. Ale wyglądał na grubo po trzydziestce. Zbyt władczy.

– Jak masz na imię?

Jak ja się przedstawiłem temu ochroniarzowi?

Znowu zachowałem się jak dzieciak i po prostu mu uciekłem. Przepchałem się przez roztańczone, spocone ciała i dotarłem do baru. Musiałem coś wypić, bo oszaleję.

Ale teraz wiem, że to nie miało znaczenia. Bo oszalałem już w chwili, gdy postanowiłem tu wejść.

Oszalałem, patrząc wyłupiastymi oczami na krągły tyłek opięty skórzanymi spodniami, jego odważną pozę, jego roztrzepaną, jasną grzywkę, jego wielkie, kuszące usta...

– Jimin... – wydusiłem, udając, że nie miałem pojęcia, że tu jest. Okłamywałem nas obu. A każdy z nas znał prawdę.

Zamieszał swojego drinka metalową słomką, stukając o szkło dla zwiększenia dramaturgii. Co próbował osiągnąć?

– Lubisz tą miejscówkę? – spytał, nie patrząc na mnie.

– Jestem tu pierwszy raz.

– Akurat wtedy, kiedy ja? – przekręcił się w moją stronę, rozchylił prowokacyjnie nogi. I gdzie była ta jego wstydliwość?

Co ja sobie myślałem? Że będę mieć na niego haka, jeśli go przyłapię w gejowskim klubie? Przecież sam się wkopałem! Tak dbam o swoją pieprzoną reputację, a teraz podaję się jak na tacy temu dzieciakowi?!

Chciałem stąd uciec, ale było za późno.

– A więc... mówisz, że nie jesteś stałym klientem, ale ochroniarz wpuścił cię bez podpisu? – lubieżnie oblizał wargę, opierając się o bar.

Nie możliwe. Podałem przypadkowe nazwisko i trafiłem na stałego bywalca? Czy to mi się śni?

– Zresztą nieważne. Jak postawisz mi drinka, to nikomu nie powiem, że wolisz chłopców – uśmiechnął się.

Gdybym tej nocy postawił mu tylko drinka, to moje życie nie zmieniłoby się tak drastycznie, z takim skutkiem. Gdybym tej nocy nie wszedł tylko do klubu, nie byłbym teraz skończony...

📈

Wy już wiecie co będzie dalej... ( ͡° ͜ʖ ͡°)

don' t  u  dare  》 bxb, jikook ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz