Siedziałem w biurze od piętnastu minut. Dopiłem gorzką kawę, a kubek z fusami wrzuciłem do kosza, bo miałem taki kaprys. Park miał jeszcze trochę czasu.
Zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na ekran, ale przez dłuższą chwilę nie mogłem rozszyfrować co jest na nim napisane.
– Cześć piękny – a tak, Daehyun.
– Co chcesz? – mruknąłem, wstając z fotela. Poczułem kujący ból w piszczelu, nawet nie wiem kiedy Jimin mnie tam uderzył.
– Mam rozwiązanie do szarego ekranu – powiedział z dumą. Mógłbym przysiąc, że szczerzy się teraz jak głupi do sera.
– Super.
– A wystarczyło tylko dodać "replace.add" do formuły!
– I to serio działa?
– A działa!
Była siódma pięćdziesiąt dziewięć.
– Spotkamy się za jakiś czas. Chcę to zobaczyć, wtedy dogramy szczegóły i wchodzimy.
– Jak najbardziej, piękny!
Zaśmiałem się. Pocieszny kryptogej.
W tym samym momencie, w którym schowałem telefon do kieszeni, do biura wszedł Jimin. Miał opuchniętą twarz, na powiece rozlał mu się siniak, a jego szyja wyglądała... cóż, jak zwykle.
Nie odezwałem się. Wskazałem palcem na krzesło, a kiedy siadał, podszedłem do szyb i spuściłem wszystkie rolety. Przekręciłem klucz w zamku. Teraz panował tu półmrok.
Spokojnym krokiem przeszedłem cały gabinet i usiadłem na swoim czarnym fotelu z syntetycznej skóry. Rozsiadłem się, oparłem łokcie na biurku. Park siedział spięty, bawiąc się pociętymi palcami.
– Wiesz, dlaczego tu jesteś, tak? – uśmiechnąłem się kpiąco. Patrzył na mnie przestraszony. – Tak, czy nie?!
– T-tak – wydusił. Miał zachrypnięty głos.
– Oszukałeś mnie, Jiminnie – znów wstałem, bo za bardzo mnie nosiło. – I nie myśl, że ci to wybaczę. Nie myśl też, że od tak cię teraz wypuszczę. Mów wszystko co wiesz.
– O czym? – spojrzał na mnie, ściskając dłonie na oparciu krzesła.
– O mojej firmie, a kurwa o czym? Nie pogrywaj sobie, bo nie mam na to czasu.
– Dobrze. Więc... Jjunko nie ma żadnych problemów z bezpieczeństwem, o których mówiłem ci na początku. Włamałem się do działu zabezpieczeń i zmieniłem tylko nazwę właściwości algorytmu na samo właściwości, jak to jest w wersji dopuszczonej na rynek. Nie przejąłeś się tym, więc nie drążyłem, a twój CSO to naprawił. Namjoon grzebał w kodach na własną rękę, tak samo przed, tak samo później. Jeszcze dwa razy podczas naszego romansu prosił, żebym naprawił to, co sobie zepsuł.
– Co? Po co to robił?
– Nie mówił mi. Ale najprawdopodobniej chce wyruchać twoją firmę, okraść i stworzyć własną.
– Nie wierzę ci. Nie przebije się przez rynek – zaśmiałem się krótko.
– Być może. To przypuszczenia.
Rozluźnił się. Złudna pewność siebie.
– Mów co wie Jadova.
– Nie zdradziłem im nic, co na poważnie by ci zaszkodziło, ani na czym oni by zyskali.
– Dlaczego miałbym ci wierzyć?
– Bo to prawda! Myślałem, że twoje zbieranie danych to najgorsza zbrodnia, ale mnie wyśmiali!
Przeszedłem się po pomieszczeniu, próbując zebrać myśli. Jimin odwrócił się do mnie.
– Przepraszam, Jeongguk.
– Twoje przeprosiny są gówno warte.
– Więc co zamierzasz zrobić? Ja mogę odejść. Nigdy mnie już nie zobaczysz, Jadova też.
– O czym ty...
Wstał, odgarniając włosy z posiniaczonego czoła. Patrzył na mnie z mieszanką uczuć nie do rozszyfrowania.
– Jeżeli pozwolisz mi odejść, to wszystko się skończy. Zwolnij mnie, a wyrzucą mnie z Jadovy. Wyjadę gdzieś, może do innego kraju, nie wiem, ale już więcej mnie nie zobaczysz, nie zaszkodzę ci, nie oszukam. Po prostu zniknę, a ty będziesz miał dalej swoją firmę w jednym kawałku.
Zamurowało mnie. Skąd w jego małej, pustej główce taki pomysł? Czy on na poważnie myślał, że to takie proste? Z początku uważałem go za inteligentnego chłopaka, ale musiałem się co do niego mylić. Nie pierwszy raz.
– Po prostu mnie zwolnij.
Położyłem dłonie na jego barkach i zmusiłem, żeby usiadł z powrotem na krześle.
– Nie ma takiej opcji, Park.
– Dlaczego? Tak byłoby nam łatwiej.
– Tobie. A zaraz. Nawet tobie nie... – ścisnąłem jego ramiona, przesunąłem palce na obojczyki.
– Co masz na myśli? – wyczułem jak się spina. I dobrze, powinien. Przyłożyłem się bardziej do masażu, choć każdy mój ruch sprawiał, że Jimin sztywniał.
– Mógłbym cię zwolnić dyscyplinarnie. Za złamanie klauzuli – chwyciłem oparcie krzesła i odwróciłem go przodem do siebie. – Bez mojej wiedzy i zgody wynosiłeś poufne informacje z firmy, w której jesteś legalnie zatrudniony. Pójdziesz za to siedzieć. Na parę ładnych lat. A tam lubią takie ładne, młode buźki.
– Pracuję w Jadovie, nasza umowa jest nieważna, nic mi nie grozi – już nie był taki przekonany. Chwytał się najgłupszych argumentów, byleby nie utonąć. Biorąc tę posadę nie miał pojęcia z kim będzie miał do czynienia. Myślał, że zarobi łatwe pieniądze, ale srogo się przeliczył.
– W Jadovie zatrudnili cię na czarno. Oficjalnie jesteś mój. I złamałeś prawo. Naprawdę przeoczyłeś ten uroczy szczegół? Kochanie, miałeś mnie za idiotę? Oczywiście, że przyjęcie cię do firmy było moją egoistyczną zachcianką, ale w urzędzie pracy figurowałeś jako bezrobotny, a twoje odwiedzanie Jadovy będzie potraktowane jako dobrowolna zdrada. A gdyby tylko urząd dowiedział się o śmieciowej umowie, jaką z nimi podpisałeś... Na pewno nie pozwolą ci odejść. Będą zeznawać dla mnie, żeby się wybielić, żeby nie węszyli lub zrzucą winę na jedną osobę, która dzięki tobie straci pracę i zacznie się mścić. Stracisz pieniądze i kto wie co jeszcze. Jeśli odejdziesz, będziesz skończony, Jiminnie...
Widziałem drobne krople potu na jego czole, wypukła tętnica na szyi pulsowała w szybkim tempie, a jego palce nie potrafiły przestać drżeć.
– Więc co mam zrobić? – zapytał słabo. Przez sekundę zmartwiłem się, ze zemdleje.
Pogłaskałem go po policzku. Przesunąłem palec na jego usta, potem brodę i zatrzymałem się na tętnicy. Pęd jego krwi był czymś niesamowicie podniecającym. Park sam rozpoczął grę, to on mnie do niej zaprosił i nie pozwolę mu przerwać, póki nie wyłonimy zwycięzcy.
– Zostajesz tutaj jako mój dyrektor kreatywny. Wydrukuję dla ciebie kilka papierków potwierdzających jakiś mój drobny przekręt. Oczywiście fałszywki. Zaniesiesz je ładnie do Jadovy, a oni zobaczą powiązanie ze swoim produktem. Poprosisz o dostęp do danych, żeby sprawdzić ile splagiatowałem, a kiedy już się dowiesz wrócisz do mnie i wszystko mi przekażesz.
Wolną dłonią złapałem jego rękę. Złączył kolana i podsunął nogi pod krzesło. Wilgotne włosy opadły mu na czoło. Celowo wyłączyłem klimatyzację. Przez to i mnie robiło się gorąco. Czekałem cierpliwie na jego odpowiedź.
– A więc... mam być podwójnym agentem? – wreszcie wypowiedział na głos słowa, które od wczorajszej nocy chodziły mi po głowie. Uśmiechnąłem się.
– Dokładnie tak, Jiminnie. Dokładnie tak.
📉
CZYTASZ
don' t u dare 》 bxb, jikook ✔
Fanfiction"W świecie wielkich korporacji nikt nie zbliża się do ciebie bezinteresownie. Im bliżej z kimś jesteś, tym więcej słabości mu pokazujesz." ☆。:*•.───── 🕛 🕛 ─────.•*:。☆ "Los" chciał, by Jeongguk w wieku dwudziestuczterech lat został szefem jednej z...