c h a p t e r 📉 t h i r t y . t h r e e

610 67 14
                                    

Krążyłem po szpitalnych korytarzach. Było tu zupełnie pusto, stukot moich butów roznosił się echem. Blade jarzeniówki migały i brzęczały jakby miały się zaraz przepalić. Jednak usilnie trzymały się przy tych ostatnich oddechach, doprowadzając mnie do szału. Dystrybutor wody zabulgotał, choć nikt z niego nie korzystał. Poczułem się jak w opuszczonym psychiatryku z tych głupich horrorów, na jakie namawiał mnie Yoongi.

Jimina operowano od godziny, a mój poziom adrenaliny wciąż nie spadał. Byłem idiotą, bo sam naszczułem na nas tego wariata. Gdybym nie próbował się wtedy z nim spotkać...

Kiedyś nigdy bym nie pomyślał, że kilka wydarzeń młodości – jeden rok! – będzie się za mną ciągnął do końca życia, narastać jak lawina śnieżna i powalać, gdy tylko uda mi się wstać.

Jeszcze tego popołudnia byłem jednym z dwóch najszczęśliwszych ludzi na Seulskim dachu, a zaledwie parę godzin później bałem się o życie jedynej ważnej dla mnie osoby.

Byłem na siebie wściekły. Niepotrzebnie odciągałem Jimina od niego, albo nie, wcześniej. Kiedy Yoongi leżał ogłuszony na ulicy... mogłem do niego strzelić!

Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Po jego minie nie mogłem rozszyfrować czy jest dobrze czy źle.

– Żyje? – mój głos był słaby i cichy. Patrzyłem wyczekująco w faceta w niebieskim stroju uwalonym krwią. Niechże on coś powie!

– Podczas zszywania pojawiły się małe powikłania. Ostrze naruszyło śledzionę, stąd obfite krwawienie. Ale jest stabilny.

Odetchnąłem głęboko, łapiąc się na głupim uśmiechu. Ulga, jaka mnie opanowała prawie pozwoliła mi latać. Chciałem go już zobaczyć, złapać za rękę, zwyzywać za to, że narobił mi strachu, ale przede wszystkim chciałem mu podziękować, że ze mną jest i obiecać, że ja też zostanę.

– Jest teraz pod narkozą. Niech pan przyjedzie do niego rano.

– Mogę go chociaż zobaczyć?

Facet prawie niezauważalnie wywrócił oczami.

– Przez szybę.

Wpuścił mnie przez pierwsze drzwi. Były tu wieszaki na fartuchy i paczki sterylnie opakowanych rękawiczek i maseczek. Drugie drzwi wahadłowe miały niewielkie okrągłe okienka. Zajrzałem.

Jimin leżał na metalowym stole operacyjnym zupełnie nago, przykryty niebieskim prześcieradłem. Jego uśpiona twarz nie wyrażała niczego, a mimo to wyglądał niespokojnie, jakby zastygł ze strachem i znieczulenie zrobiło z niego posąg. Kilka pielęgniarek obskakiwało go, podłączało i odłączało okablowanie do jego bezwładnych, chudych rąk, obok leżała zakrwawiona nerka z zużytymi igłami i gazami, wszędzie krew jak na miejscu zbrodni.

Dłoń lekarza odciągnęła mnie od tego makabrycznego widoku.

– Zawieziemy go na salę pooperacyjną. Niech pan już idzie.

📉

Wróciłem do szpitala z samego rana. Przez kwadrans wsiadałem do wind, wchodziłem i schodziłem ze schodów, próbując znaleźć salę, na której leżał.

Później stałem przed drzwiami, zastanawiając się sam nie wiem nad czym.

Nie spałem przez całą noc. Zapaliłem światła w całym domu i chodziłem po piętrach z pistoletem, sprawdzając czy na pewno jestem tu sam i kamery czegoś nie przeoczyły.

Zapukałem i wszedłem do środka. Cuchnęło tu dezynfekcją i jakąś papką, którą karmiono emeryta na sąsiednim łóżku.

Zastałem Jimina w pozycji półsiedzącej. Miał świeżą kroplówkę i plastikowe rurki w nosie, z którymi mimo wszystko wyglądał dość uroczo. Szczególnie kiedy się uśmiechnął. Nie wiedziałem co powiedzieć.

don' t  u  dare  》 bxb, jikook ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz