Nie miałem czystego sumienia. Oczywiście, że nie.
Jjunko było wylęgarnią przekrętów. Oczywiście, że tak.
Od godziny siedziałem na twardej ławce, przykręconej do ściany. Ściągnęli mi kajdanki, ale i tak pozostały mi po nich ślady na nadgarstkach. W tej dziwnej celi siedziało ze mną jeszcze pięciu facetów. Każdy w tatuażach, bez zęba, z siniakami na twarzy. Każdy jeden wyglądał jak kryminalista, pewnie siedzieli tu za coś poważnego i na pewno nie po raz pierwszy.
No i byłem ja. Dlaczego mnie tu zamknięto? Wciąż nie wiedziałem.
Siedziałem ze zwieszoną głową. Co jakiś czas spoglądałem kątem oka na krzątających się za kratami policjantów. Facet z bródką chyba myślał, że gapię się na niego, bo szturchnął mnie w końcu tak mocno, że prawie spadłem z ławki. Pochylił się nad moją twarzą, dmuchając na mnie cuchnącym oddechem:
– Za co cię zgarnęli, chłopczyku?
Nie odpowiedziałem. Znów mnie popchnął.
– Nie wiem.
Roześmiał się. Brzmiał jak hiena po wypaleniu dwóch kartonów fajek.
– Oczywiście, nikt nigdy nie wie, każdy jest niewinny. No mów co zrobiłeś, ukradłeś batonika ze sklepu?
Zacisnąłem pięści, odwracając się w jego stronę.
– Słuchaj, czy ja ci wyglądam na gówniarza? Zajmij się swoimi sprawami.
Wstałem i podszedłem do krat. Szarpnąłem je, żeby zwrócić na siebie uwagę. Zaprzeczałem sam sobie, zachowując się jak dziecko, ale po kwadransie nareszcie podszedł do mnie jeden z funkcjonariuszy.
– Co, niewygodnie? – powiedział z kpiną, a mnie aż zamurowało. Policja nigdy się tak do mnie nie zwracała.
– Jestem Jeon Jeongguk i chcę rozmawiać z porucznikiem Jaejoonem.
– Wiemy kim jesteś. Twój kochaś jest na urlopie.
Wściekłem się. Uderzyłem pięściami w kraty, przysuwając się tak blisko, jak mi na to pozwalały.
– Zgarnęliście mnie z własnego domu jak kundla z ulicy, nie tłumacząc się ani słowem. Mam prawo do wyjaśnień, adwokata i jednego telefonu – warknąłem. Wiedziałem, że mogłem sobie tak gadać ze skorumpowanymi policjantami pod politycznym kluczem. Jaejoon też do nich należał, ale przekupiłem go już dawno ciałem i informacjami. Jednak kiedy go nie było, na komendzie traktowano mnie tak jak resztę.
– W normalnym przypadku, miałbyś. Teraz niestety musisz siedzieć tu i zacieśniać więzy z innymi.
– To chyba jakiś żart! Wypuśćcie mnie stąd i postawcie chociaż zarzuty!
– Stawianie oporu przy zatrzymaniu, może być?
Zacisnąłem szczękę.
– Chcę skorzystać z mojego prawa do telefonu. Nie możecie mnie trzymać w tej klitce bez powodu! – byłem na skraju wytrzymania. Nie wiem już czy to wściekłość, żal czy bezsilność, ale miałem ochotę krzyczeć i płakać, bo wszystko się sypało. Jeden element po drugim, uderzały w siebie, przewalały kolejne od ośmiu lat, a ja mogłem tylko uciec przed nieuchronnym końcem. O ile to już nie był koniec.
Siedzący za mną faceci naśmiewali się ze mnie, nazywali młokosem, który nie zna się jeszcze na gangsterce, jakbym kiedykolwiek chciał się na tym znać!
– Dosyć tego – warknął funkcjonariusz. Nie zdążyłem nawet krzyknąć, a już przyłożył paralizator do mojej skóry. Musiał być pod większym napięciem niż poprzedni, bo przeraźliwy ból powalił mnie na ziemię. Przez dłuższą chwilę patrzyłem na buty policjanta i nie mogłem poruszyć choćby palcem. Czułem mrowienie w każdej części ciała i bolesne pieczenie na ramieniu. Prąd przepływał przeze mnie z taką intensywnością, że ledwie mogłem oddychać.
Komisarz otworzył celę i założył mi kajdanki. Później wraz z drugim podnieśli mnie z podłogi i siłą wywlekli na zewnątrz.
– A może seryjny? – powiedział któryś z więźniów, chyba ten z bródką.
Ilekroć próbowałem stanąć na nogi, uginały się pod moim ciężarem, więc policjanci praktycznie ciągnęli mnie po ziemi, aż nie zatrzymali się przed jednym z klaustrofobicznych pokoi przesłuchań.
Wepchnęli mnie do środka i rzucili na krzesło, a ja stęknąłem, przechylając się w bok.
– Gdybyś siedział cicho, może załatwilibyśmy to szybciej.
– D-dajcie m-mi z-zadzwo-wonić – wydusiłem, bezskutecznie próbując opanować drżenie mięśni.
– Chciałeś rozmawiać z porucznikiem Jaejoonem, więc proszę bardzo. Poczekasz sobie na niego, wraca za tydzień.
– N-nie m! – zamknęli za sobą drzwi na klucz, a ja poczułem, że przychylam się na lewo, ale nie mogę nic z tym zrobić. Spadłem z krzesła, twarzą w dół, kajdanki wbiły mi się w podbrzusze. Pozostało mi tylko jakoś to ścierpieć i czekać aż blokada ustąpi.
📉
Spędziłem pół nocy na podłodze. Było ciemno i zimno, cały się trząsłem. Nie było tu zegara ani okien, więc nie mogłem określić ile już tu siedzę. Skuliłem się na niewygodnym krześle, wciskając nogi między skute ręce. Światło z korytarza wdzierało się przez szczelinę w drzwiach. Pod sufitem migotała czerwona lampka, przypominająca mi, że ktoś nieustannie mnie obserwuje.
Zacząłem zgrzytać zębami.
Po kilku godzinach przyszła do mnie funkcjonariuszka. Okryła mnie kocem i postawiła na biurku tacę z jedzeniem i wodą. Wypiłem całą szklankę i naciągnąłem na siebie koc z pomocą rąk i ust, żeby ze mnie nie spadł.
– Dlaczego mnie tu trzymacie?
– Nie jesteś upoważniony do otrzymania tych informacji.
– Więc kto jest?!
– Lepiej, żebyś był posłuszny i nie zadawał pytań.
– Co mam zrobić? Sam się przyznać?! Kiedy nawet nie wiem do czego!
Ewentualnie nie chcę się dodatkowo obciążać.
– Nie ode mnie zależy jak potoczy się dalej ta sprawa. Radzę ci zachować spokój – i wyszła.
📉
Nie wiem już ile tu siedzę. Odchylam się na krześle w przód i w tył, może z nudów, może z zimna. Wypuszczają mnie co najwyżej do łazienki, ale i tak nie ściągają kajdanek. Moje oczy odzwyczaiły się od światła, a te szare ściany mnie dobijają. Wciąż nie dostałem zarzutów, nie pozwalają mi zadzwonić. Wszystko mnie boli od spania na podłodze, cieknie mi z nosa i mam tak wysuszone gardło, że nie mogę swobodnie przełykać.
W mediach nigdy nie mówi się o bezduszności naszej policji, nikt z tym nic nie robi, bo kto sprzeciwi się organowi prawa?
Czuję się zeszmacony, jak zapchlony kundel, jak nic nie warta dziwka. Oto jestem na swoim miejscu, płacę za każdy błąd, mój, jego i nasz błąd.
Gdy wchodzi komisarz, którego nie potrafię rozpoznać, nic nie mówię. Nawet na niego nie patrzę. Tylko przykrywam się mocniej tym ciężkim, szorstkim kocem i oblizuję suche usta.
– Co masz dziś do powiedzenia?
Milczę.
– Nic? Naprawdę? A tak bardzo chciałeś wyjaśnień. Już nie chcesz?
– Chcę wyjść... – mój głos jest cichy i słaby. Jak ja.
- Porucznik Jaejoon będzie w poniedziałek, może cię wypuści – uśmiechnął się, wstając od biurka.
– Jaki jest... dzień?
– Czwartek. Coś jeszcze, zanim cię pożegnam? – wyciągnął paralizator i udał, że mu się przygląda.
Dlaczego? Przecież nic złego nie zrobiłem! Siedziałem tu, nie zadawałem pytań, nikomu nie przeszkadzałem!
– Nie, nie, proszę nie! – zacząłem krzyczeć. – Błagam, przecież nic nie zrobiłem, błagam nie!
Na marne. Za każdym razem boli coraz bardziej. Czy oni tylko testują jak duże natężenie wytrzymam zanim umrę?
CZYTASZ
don' t u dare 》 bxb, jikook ✔
Фанфик"W świecie wielkich korporacji nikt nie zbliża się do ciebie bezinteresownie. Im bliżej z kimś jesteś, tym więcej słabości mu pokazujesz." ☆。:*•.───── 🕛 🕛 ─────.•*:。☆ "Los" chciał, by Jeongguk w wieku dwudziestuczterech lat został szefem jednej z...