Ubrałem się jak zawsze, w którąś ze swoich koszul, symboli luksusu. Znów wezwałem taksówkę, kazałem zawieźć się do centrum, ale tym razem wiedziałem dokładnie, gdzie się wybieram.
Huin Gisteol* to jedna z lepszych restauracji w mieście. Bywałem tu czasem, głównie na okazje takie jak ta – spotkania w połowie biznesowe.
Daehyun już na mnie czekał.
Był trochę mniej oficjalny niż ja – na zwykłą koszulkę nałożył granatowa marynarkę, jak gdyby nie był pewien jak potraktuję naszą kolację i przygotował się na wszystko.
Na twarzy miał lekki zarost. Dodawało mu to powagi i dojrzałości. Zamówiliśmy butelkę Amarone i zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak to się stało, że staliśmy się właścicielami wielkich korporacji.
Ja oczywiście byłem oszczędny w słowach, ale on zdradził mi każdy szczegół. Jak razem z przyjacielem od piaskownicy pracował nad rewolucyjną technologią w godzinach pracy, jak zwolnili ich dyscyplinarnie z poprzedniej firmy telekomunikacyjnej, jak tułali się po garażach i tanich motelach, aż wreszcie CardWare stał się potęgą, z którą dealowały największe koreańskie firmy. Gdy wypił nieco więcej, przyznał, że miał aferę podatkową w dwa tysiące siedemnastym roku i za wszystko obwinił własnego kumpla, który siedzi teraz w pace.
Między wierszami Daehyun dużo mnie chwalił. Reagowałem na to wszystko dość naturalnie, tylko raz uniosłem brew, kiedy powiedział, że jestem przystojny.
Spojrzałem na jego dłonie – miał obrączkę, był żonaty.
Dobrze mi się z nim rozmawiało, ale nie był w moim typie. Był zbyt władczy, zbyt silny, zbyt... męski? Przede wszystkim zbyt hetero, żeby mógł być gejem.
Gdy kończyliśmy drugą butelkę wina przypatrywał mi się dłużej i dokładniej. Ciągle patrzyłem na zegarek, próbując uprzedzić jego propozycję o nocy w hotelu. Nie chciałem być sekretem kryptogeja. Nie potrafiłbym mu ulec.
– Mimo że jesteśmy potwornymi zwyrolami, cieszę się z naszej współpracy – odłożył na bok swoje podniety i wrócił na biznesowa ścieżkę.
– Ja również.
– Jesteś wierzący?
– Hm? – przechyliłem głowę. Rzadko, a w zasadzie nigdy nie pytano mnie o takie rzeczy.
– Nie wiem. Buddyzm, Islam, może Chrześcijanizm? –doprecyzował.
– Nie. Jestem ateistą – odrzekłem. Każdą religię traktowałem jak ograniczenie. Chciałem być wolny. Zawsze obsesyjnie, z uporem maniaka pragnąłem wolności.
– To dobrze. Przynajmniej nie zaprzątasz sobie głowy spaleniem w piekle, czy byciem papierem toaletowym w drugim życiu – zaśmiał się.
– Nie... – westchnąłem. To nieprawda. Czasami bałem się, że któryś z moich sekretów ujrzy światło dzienne. Że wszystko stracę, że mnie zamkną. Bałem się więzienia, fizycznej pracy w parne dni i tego całego schylania się po mydło.
– Ale wiesz co... naprawdę jesteś przepiękny – pochylił się lekko nad stołem, a mnie zmroziło. Nagle wszystko sobie przypomniałem, odzyskałem jasność umysłu. – Wtedy, gdy widziałem cię po raz pierwszy, byłeś zagubiony jak króliczek. I teraz tak samo. Słodki jesteś, kiedy się boisz...
To jest ten sam facet, który próbował poderwać mnie w gejowskim klubie. Jasna, kurwa, cholera. Wdałem się w interes z kimś, kto zna moją jebaną orientację!
Wsunął mi w dłoń kawałek tektury. Pewnie wizytówka.
– Nie myśl, że będę cię szantażować czy cokolwiek. Jestem żonaty, masz na mnie większego haka niż ja na młodego singla. Ale gdybyś czuł się samotny w swoim wielkim domu...
CZYTASZ
don' t u dare 》 bxb, jikook ✔
Fanfic"W świecie wielkich korporacji nikt nie zbliża się do ciebie bezinteresownie. Im bliżej z kimś jesteś, tym więcej słabości mu pokazujesz." ☆。:*•.───── 🕛 🕛 ─────.•*:。☆ "Los" chciał, by Jeongguk w wieku dwudziestuczterech lat został szefem jednej z...