c h a p t e r 📈 t h i r t y

635 79 17
                                    

Razem z Jiminem siedzieliśmy w sali konferencyjnej. Studiowaliśmy wszystkie umowy, rysowaliśmy plany na białej tablicy, ale każdy jeden kończył się makabrycznie.

Nie mieliśmy pojęcia jak z tego wyjść.

Zacząłem się martwić. Wprowadzenie aktualizacji miało nastąpić już za tydzień, a ja nie mogłem temu zapobiec.

– A gdyby... – zaczął Jimin – w ostatniej chwili lekko nadmienić kod i puścić te reklamy tylko w wersji innego kraju... moglibyśmy uznać, że tamten dyrektor wprowadził je bez wiedzy głównej siedziby.

– Nie przejdzie – nerwowo machnąłem głową. – Umowy są na nas, Daehyun by zauważył i zażądał poprawki.

– No tak...

Siedzieliśmy w ciszy kolejne parę minut. Nie chciałem panikować, ale grunt palił mi się pod nogami. Nigdy jeszcze nie byłem w tak krytycznej sytuacji. Kurwa, nie chciałem kończyć w więzieniu!

– Może jednak porozmawiasz z Daehyunem? Poprosisz o przełożenie premiery, żeby skontaktować się z reklamodawcami, czy zgadzają się na taki ruch. Zyskamy trochę czasu.

– A jeśli wszystkich stracę?

– To on sam się wycofa, bo to będzie nieopłacalne.

Uśmiechnąłem się. To miało sens.

– Jesteś najinteligentniejszym chłopakiem, jakiego poznałem – chciałem go pocałować, ale przezroczyste szyby nie gwarantowały nam prywatności.

– Tyle że ja ci nie daję gwarancji, że to tak zadziała. Nie siedzę w głowie tego typa.

Jimin wyglądał na zmęczonego. Miał sińce pod oczami. Brakło mu tej energii i kokieterii, którą miał na co dzień. To wszystko musiało przytłaczać go psychicznie. Ile jeszcze mógł wytrzymać tej gry na dwa fronty?

– A co z tobą i Jadovą?

Westchnął ciężko.

– Nie wiem, nie wiem, nie mam pojęcia... – wyszeptał. Złapałem go za rękę.

– Nie możesz się teraz załamać, słyszysz? – pochyliłem się nad nim. – Opowiedz mi o tym co się działo od wtorku, a wtedy pomyślimy, dobrze?

– Dobrze... więc tak... – spojrzał mi w oczy, ale po chwili spuścił wzrok. – Sprawdzałem wszystko według listy, którą mi dałeś. I szło dość dobrze. Aż jakiś głupi statysta nie zaczął się interesować dlaczego wysyłam to sobie na maila. Zrobił się chaos, wzięli mnie na dywanik.

– Wiedzą, że dla mnie szpiegujesz?

– Nie do końca... wysyłałem do siebie, a nie do ciebie, więc wcisnąłem im kit, że chciałem pomyśleć nad tym w domu. Przycisnęli mnie i kazali wyjawić prawdziwy sekret Jjunko. No i powiedziałem im o CardWare... nie wiedziałem co robić, więc przedstawiłem ten pomysł w samych superlatywach, żeby odwrócić ich uwagę. Im dłużej go chwaliłem, tym bardziej rozumiałem, że to prawdziwa tykająca bomba i muszę, muszę im ją podrzucić. Durnie się na to złapali... a dalej już sam wiesz.

– Jeszcze jedno, skarbie... – zbliżyłem usta do jego ucha – jesteś informatorem Daehyuna? Wie, że to ty?

– Nie. Dzwoniłem z zastrzeżonego, przedstawiłem się imieniem jakiegoś konsultanta z Jadovy, który kiedyś pracował u ciebie.

– Nikt nie może dowiedzieć się, że jedziesz na dwa fronty, bo zaczną pytać. Od teraz pełna dyskrecja, rozumiesz?

– Tak... – oblizał usta. Jego palce bębniły nerwowo po stole.

– Jak wygląda ta umowa, którą z nimi spisałeś? Co musisz zrobić, żeby złamać warunki?

Zanim zaczął mówić, do sali wszedł Namjoon, trzaskając drzwiami jakby był u siebie. Stanął za krzesłem Jimina, ściskając jego ramiona.

– Nie mów mu ani słowa więcej, kretynie. Ten gówniarz pracuje dla konkurencji!

Cholera kurwa jasna!

Obaj zachowaliśmy milczenie, jakby nas ktoś odłączył od zasilania. To zbiło go z tropu. Tym razem złapał mnie i zaczął mną potrząsać.

– Jeongguk, słyszysz co ja do ciebie mówię?!

– Słyszę. Ale gówno mnie to obchodzi.

– Co cię gówno obchodzi?! To że on rujnuje nam firmę?! Jesteś nienormalny? Chwila... może o tym wiedziałeś? Wiedziałeś, prawda?! Powiedział ci jak go rżnąłeś w swojej tandetnej willi?!

Brzmiał jakby był... zazdrosny?

– A ty co się kurwa gapisz, oszuście?! – złapał Jimina za koszulę i pchnął go na ścianę. – Ile ci za to zapłacili?!

– Zostaw go, nie wtrącaj się! – szarpnąłem rozwścieczonego Kima, a on spojrzał na mnie z takim wyrazem twarzy jak wtedy. Gdy zagroziłem, że powiem ojcu o wszystkim co mi zrobił. Stwierdził, że mi nie uwierzy, bo jestem rozpieszczony i zaczął się do mnie dobierać. A ja czułem się taki bezbronny...

Przez swoje roztargnienie dałem się zaskoczyć. Uderzył mnie z pięści w nos tak mocno, że wylądowałem na podłodze, zastanawiając się jak mam na imię.

 Odejdź, nie dotykaj mnie!

 Przestań się wzbraniać, króliczku. Dobrze wiem, że tego chcesz, ale boisz się poprosić. Ciesz się, że tu jestem i rozumiem cię lepiej niż ty sam.

Na podłodze pojawiło się kilka kropel krwi. Wstałem, chwiejąc się lekko i rzuciłem na jego plecy, kiedy już miał uderzyć Jimina. Namjoon bez trudu zrzucił mnie na stół. Uderzyłem plecami w kant i przekląłem, czując ból w dole kręgosłupa.

– Odwal się ode mnie i Jeongguka! – krzyknął Jimin, nierozważnie rzucając się na niego z pięściami. Kim uderzył jego głową o tablicę, a ja osunąłem się na podłogę, próbując złapać oddech.

– Ty nic tutaj nie znaczysz. Ja jestem CEO i w każdej chwili mogę cię zwolnić. Jesteś skończony, Park.

– Nie, Namjoon – wydusiłem. – To ty jesteś skończony. – Mimo że byłem cały we krwi, leżałem na podłodze, podpierając się o dwa krzesła, to uśmiechnąłem się triumfalnie. To ja byłem szefem. – Jimin zostaje. A ty będziesz od dziś robił na serwerowni.

Na piętrze minus trzy, wśród szumu nieustannie schładzanych skrzynek z danymi, w malutkim, ciasnym biurze z malutkim biurkiem, bez okien ani normalnych drzwi.

Roześmiałem się jak psychol, bo zawsze chciałem to zrobić!

– Żartujesz sobie? – stanął nade mną.

– Nie. Najwyższy czas, żebym się od ciebie uwolnił. Chciałem po dobroci, ale sam zdecydowałeś.

Podeszwa jego buta wylądowała na mojej twarzy, a ja spadłem pod stół i zachłysnąłem się krwią.

– Nie dotykaj go, rozumiesz?! – wrzasnął Park, odciągając go ode mnie. Ewidentnie rozglądał się za czymś ciężkim, a ja zdałem sobie sprawę, co on próbuje zrobić. Znowu.

– Jimin! To jest miejsce pracy. Kamery nie kłamią, a policja chętnie zajmie się nieposłusznym pracownikiem – wydusiłem, padając znów na ziemię. Pierwszy raz widziałem ten blat od dołu. Wyglądał tak samo jak na górze.

– Pożałujesz tego króliczku – warknął z pogardą.

– To już na mnie nie działa.

– Wynoś się do swojej piwnicy, karaluchu – odezwał się Jimin. Jego głos był mieszanką zimnej wściekłości.

Namjoon wyszedł bez słowa, a Jimin usiadł przy mnie, obejmując mój kark i ostrożnie dotykając mojego opuchniętego nosa.

– Jeśli jeszcze raz cię skrzywdzi, to go zabiję – powiedział całkiem poważnie, patrząc gdzieś za mnie bez emocji.

– Chryste, Park! – roześmiałem się, opierając o niego. – Mój popieprzony chłopaku!

On naprawdę potrafiłby go zabić. Co do tego nie miałem nawet wątpliwości.

don' t  u  dare  》 bxb, jikook ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz