Chwilę biłem się z myślami, jednak postanowiłem zostać na YangLog. Gdy wróciłem do hotelu przed pierwszą, Jimin spał. Byłem wstawiony, więc go nie budziłem.
Następnego ranka chciałem z nim porozmawiać, ale skutecznie omotał mnie swoim pociągającym ciałem i mruknięciami do ucha, i zmęczył na tyle, że zapomniałem.
Wróciliśmy do Seoulu. Wszystko poszło w niepamięć, bo pod moją nieobecność w firmie rozegrał się mały dramat, który potrzebował zaangażowania szefa i konkretnego opierdolu. Później zająłem się interesami z Daehyunem i opowiedziałem wszystko Namjoonowi.
– Czyli chcesz wmawiać użytkownikom, że reklam nie ma, a tak naprawdę będą wyświetlane przez jedną sekundę między przechodzeniem na inną konwersację? – podsumował mój wykład. Nie wyglądał na przekonanego.
– Mniej niż sekundę.
– Nie podchodzisz pod paragraf?
Uśmiechnąłem się zwycięsko i oparłem łokcie na biurku.
– Owszem, że podchodzę. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale wiesz... ja i inspektor mamy pewne wspólne sprawy, dzięki którym niewiele mi grozi...
Nie chodziło mi o romans. Byłem im potrzebny. Całej policji.
– No dobra, a jeśli ktoś akurat wtedy zrobi zrzut ekranu?
– Czemu by miał? To jest pieprzony ułamek sekundy, musielibyśmy mieć niebywałego pecha, żeby jakiś debil robił screena w trakcie ekranu ładowania.
– A jak się zawiesi?
– System zawiesza się przy słabym Internecie. Wtyczki są tak zrobione, żeby reklamy nie pojawiały się przy chwiejnym zasięgu.
– Jesteś pojebanym psychopatą.
– Dobrze – odsunąłem się – i chuj ci do tego. Jeszcze coś?
– Tak – powiedział, wstając – sprawdziłeś Parka zanim pojechałeś z nim na YangLog?
Drażniła mnie wściekłość w jego głosie. To, że był starszy nie znaczyło, że może mną rządzić.
– Do widzenia.
📉
Kolejny nudny dzień za mną. Był piątek i chciałem zostać w firmie aż do samego końca. Wszędzie panowała ciemność – i ja. Tylko na korytarzach świeciły przygaszone lampy sufitowe.
Rzadko bywałem na pierwszym piętrze. Mieścił się tutaj dział grafików. Nora Jimina. Zdziwiło mnie, że w jednym gabinecie pali się jeszcze światło.
Zastukałem w szybę. Nie powinno go już tutaj być.
Park oderwał się od komputera i nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. Nie wiem o czym myślał, ale wyglądał na zdezorientowanego i zmęczonego.
Grał, jak zawsze grał.
– Bierz swoje rzeczy i wyjdź stąd.
Potulnie się spakował, wyłączył system i zgasił światło. Stanął obok mnie. Brakło mu słów, drgała mu powieka.
Czemu Namjoon tak nalegał, żebym go przeszukał? Wydawało mi się, że ten dupek nie lubił ani mnie, ani jego. Wszystko zmieniło się, kiedy przelizali się na korytarzu. Nie lubił tylko mnie. Może domyślał się, ze coś jest między nami i podłożył Jiminowi jakiś oczerniający, nieprawdziwy artykuł?
Nie zmieniało to faktu, że w końcu i ja zapragnąłem mieć o swoim pracowniku jakieś większe pojęcie. Chciałem wierzyć, że jest czysty, ale musiałem to sprawdzić.
W zasadzie miałem już wychodzić, bo czułem się psychicznie wykończony tym dniem. Chciałem wypić mocnego drinka i iść spać bez refleksji, ale on zniweczył moje plany.
Po chwili jechaliśmy razem pustą windą w pustym budynku i rzucaliśmy sobie puste spojrzenia.
Włożyłem klucz do zamka w swoim biurze. Znowu tu wracałem. Przynajmniej nie czekały na mnie żadne nowe dokumenty. Zamknąłem drzwi za Jiminem. Nie zapalałem światła; w niebieskiej poświacie korytarzy widziałem tyle, ile mi było potrzeba.
– Jeśli pytasz co robiłem tu o takiej godzinie, to...
– Cicho – szepnąłem, atakując jego usta swoimi. I tak nie spodziewałem się żadnego satysfakcjonującego wyjaśnienia. Jimin szybko zrozumiał przekaz; objął mnie za szyję, jego mięśnie się rozluźniły.
Posadziłem go na biurku, taranując przy okazji krzesła. Ściągnąłem z niego swoją marynarkę, z nadzieją, że teraz wreszcie odzyskam ją na dobre, bo zwijał ją już trzeci raz. Rzuciłem ją "przypadkiem" na lustro.
Park przesunął moje szpargały, tak, że połowa z nich spadła na podłogę, ale przynajmniej zrobiło się dla mnie miejsce. Klękając między jego udami zastanawiałem się, czy moje biurko wytrzyma nacisk jakiś minimum stu dwudziestu kilogramów, ale nawet gdyby nie – warto.
Nie wiem co takiego było w tym stereotypowym pieprzeniu się w dyrektorskim gabinecie, ale zawsze chciałem to zrobić.
Wsunąłem ręce pod pośladki chłopaka i wyczułem w kieszeni jego telefon. Korzystając z zamieszania i jego stanu błogości, złapałem go i wrzuciłem do szuflady. Zwaliłem nogą metalowy kubek z długopisami, żeby nie zwrócił na to uwagi. Rozpiąłem jego koszulę.
– Jeongguk... – szepnął. Oplótł mnie nogami, wbijając obcasy butów w moje plecy.
– No? – zacząłem całować go po szyi i dekolcie, zassałem się na stojącym sutku.
– To między nami... to co to jest? – wysapał, powstrzymując się od jęknięcia. Widziałem ból na jego skropionej potem twarzy, chciał, żebym już się nim zajął, ale sam to przedłużał. Pobłądziłem palcami przy jego spodniach, nie obiecywałem mu niczego.
– Romans? – bo na pewno nie przyjaźń ani stosunki zawodowe. Prędzej same stosunki.
– A może być związek?
– Jak chcesz – rozpiąłem pasek. Nie bardzo mnie już to wszystko obchodziło. Zdobyłem co chciałem, teraz musiałem do reszty uśpić jego czujność, zmęczyć, wmówić amnezję.
– Bo i ty... i ja... jesteśmy sami. Romans jest zwykle... – stęknął, kiedy mocno ścisnąłem jego członka – ... jak jedna strona ma kogoś na stałe...
– Można powiedzieć, że mam Jjunko na stałe.
Spojrzałem w jego oczy. Zobaczyłem w nich tak głęboki ból i smutek, jakiego jeszcze nigdy nie widziałem. To było tak szczere, tak przejmujące, że poczułem jak braknie mi powietrza. Wyjąłem ręce z jego bokserek, zawisłem nad nim, sam nie do końca rozumiejąc co się dzieje.
Czego on ode mnie oczekiwał, skoro pozwolił się już zeszmacić Namjoonowi?! Co myślał, mówiąc o cholernym związku?!
Zdarłem z niego ubrania, przewróciłem na brzuch. Nie byłem przygotowany, więc musiała wystarczyć sama ślina. W tym momencie znów go tak cholernie nienawidziłem.
Krzyknął z bólu, widziałem jak zaciska dłonie na brzegu blatu i walczy sam ze sobą, i ze mną, i ze wszystkim co się tu znajdowało. Uderzyłem go w plecy, a on... jakby uleciało z niego życie. Zderzył się czołem z biurkiem, a ja kątem oka zobaczyłem jego łzy, usłyszałem zapłakany głos.
– Kocham cię, Jeongguk...
Ty nie wiesz co to miłość. Ty niczego nie rozumiesz. Mnie nie można kochać.
Uderzyłem go znowu.
To przestało sprawiać mi przyjemność.
– Odwiozę cię do domu.
📉
CZYTASZ
don' t u dare 》 bxb, jikook ✔
Fanfiction"W świecie wielkich korporacji nikt nie zbliża się do ciebie bezinteresownie. Im bliżej z kimś jesteś, tym więcej słabości mu pokazujesz." ☆。:*•.───── 🕛 🕛 ─────.•*:。☆ "Los" chciał, by Jeongguk w wieku dwudziestuczterech lat został szefem jednej z...