Jeden drink. Potem drugi, trzeci, szybko straciłem hamulce. Byłem młody i podniecony, a on jeszcze młodszy, a tym samym bardziej kuszący.
Nigdy nie lubiłem tańczyć, to nie zmieniało się nawet po alkoholu. Jimin wszedł na parkiet, zostawiając mnie samego przy barze. Wodziłem za nim wzrokiem, trochę rozbawiony, trochę nakręcony, z wyłączonym rozsądkiem. Było mi tu tak gorąco, w tym ciemnym, dusznym pomieszczeniu pełnym męskich pobudzonych ciał, cuchnącym potem, wanilią i bolesnymi erekcjami. Z początku kulturalny klub, nocą zamieniał się w burdel, chorą orgię. I ja, normalny, elegancki biznesmen spuszczałem emocje ze smyczy, patrzyłem tylko na Jimina, swojego pracownika, jak na zakazany owoc, jak na towar, który musiałem zdobyć, umowę, którą musiałem wziąć w ręce, odkryć każdy jej drobny szczegół i podpisać, nawet krwią, jeśli nie było długopisu. Czułem, że muszę go mieć, natychmiast.
Wgapiałem się w jego zgrabne ciało, tak pięknie wijące się w tym tańcu masy, tak inne na tle pozostałych. On nie patrzył na mnie, znowu. Pozwalał, by jakiś inny gej go dotykał, klepnął w tyłek i przyciągnął do siebie. Bez szacunku, bez pytania jak ma na imię, jakby był darmowym poczęstunkiem.
Krew we mnie wrzała, poczułem ukłucie w sercu tak silne, że nie wiedziałem, czy zmusi mnie ono do działania, a może skończę na pogotowiu z zawałem.
Przewracając szklankę, wszedłem w nieskładny tłum organów, idąc za swoim celem wszystkimi zmysłami. Moje zbłąkane oczy widziały w nim drogowskaz, moje uszy wyłapywały tylko jego słodki chichot. Moje ręce złapały jego rozgrzaną twarz, poczułem zapach jego perfum, smak jego gorących ust...
Park westchnął ciężko, odrywając się ode mnie, nazywając cicho pijawką. Objął mnie za szyję, wodził palcami po karku jak wtedy na spotkaniu. Już nie udawał, że się wstydzi, że nie wie jak na mnie działa, że nie widział pożądania w moich oczach, kiedy rozmawialiśmy o morderstwach w Hongkongu według Miniera.
Chciałem go, od samego początku. Chciałem jego szacunku, uległości, poddańczości, a on o wszystkim wiedział. Był cholernie inteligentny, wykorzystał moje ego, żeby wzmocnić pragnienia. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, moje ręce zaciskały się na jego szczęce, bałem się przesunąć je choć trochę, mimo że tak bardzo tego potrzebowałem. Cierpliwie czekał na mój ruch. Czas jakby się zatrzymał.
Ktoś uderzył mnie łokciem w plecy, stanął na stopie. Zapragnąłem wyciągnąć Parka z tej tęczowej masy, obronić jego kruche, ponętne ciało, najlepiej własnym, najlepiej bez świadków.
Nie opierał się, gdy zaciągnąłem go do taksówki. Był opanowany przez cały kwadrans drogi, którą taksówkarz pokonywał w szalonym tempie, mając typowe obawy przed wiezieniem naprutych gości.
Gdy stanął przed moim domem, zawahał się. Może zaskoczył go ogrom tej bezdusznej willi, ale to dobrze, to wizytówka, zaproszenie. Chciałem zaskoczyć go bardziej.
Weszliśmy do środka, dałem mu chwilę na rozejrzenie się, sobie na ochłonięcie, ale to bez sensu, bo paliłem się od środka.
Przywarłem do niego ustami, torsem, całym ciałem. Pchnąłem go z impetem na ścianę, nasze języki szybko odnalazły wspólny rytm. Oddawał mi całą dominację, cicho pojękując. To ja miałem doprowadzić go na szczyt, to mnie się oddał. Był taki milczący, stonowany. Jego emocje zdradzał tylko pęd krwi w tętnicy, którą uciskałem i twarda wypukłość w jego spodniach.
Dobrał się do mojej koszuli, zrzucił ją ze mnie jak skórę z węża, uśmiechnął się, wtulając w moją nagą pierś.
– Jak mam do ciebie mówić? – wyszeptał.
Odsunąłem się na chwilę, patrząc w jego zamglone oczy. Przecież wiedział.
– Jeongguk – sam odpowiedział, kreśląc podłużne linie na moich plecach – rób jak lubisz. Mocno.
Siłą powstrzymałem zapędy przez wzięciem go na stole, przy którym jednak jadałem i zaprowadziłem go do sypialni na piętrze. Rzuciłem go na czarną pościel, zdarłem z niego koszulę, rwąc guziki. Ręce mi drżały, alkohol i adrenalina buzowały w żyłach. Kolejna różnica – był chudziutki, miał wcięcie w talii prawie jak kobieta, gdy wyginał grzbiet widziałem jego żebra. Zupełne przeciwieństwo mojego umięśnionego brzucha, który męczyłem w domowej siłowni. Tak, na to też było mnie stać.
Miałem za sobą dużo numerów. Z kobietami, z facetami, ale jeszcze nigdy nie czułem przy nikim takiego podniecenia, jak przy swoim dyrektorze kreatywnym. Którego mijam co dzień w pracy od miesiąca, który mnie ignoruje, który wydaje się wiedzieć wszystko o facetach takich jak ja.
– No, pokaż co potrafisz, Jeongguk – powiedział moje imię z taką niewymuszoną lekkością, pożądaniem. – Nie bądź nudny...
Wpiłem się w jego usta, usiadłem na jego biodrach, ówcześnie pozbywając się spodni z nas obu. Złapałem go za szyję, posuwając się lekko do przodu i do tyłu. Zacisnąłem palce, czując pod opuszkami jego buzującą krew, jego każdy, z trudem brany oddech.
Rozkoszowałem się jego ciężkimi westchnieniami, łzami w oczach, siniejącymi ustami, odpływającym na granicę przytomności wyrazie.
Był mi wdzięczny, kiedy go puściłem. Wciągnął w płuca dużo powietrza, zakaszlał, siadając na materacu. Gdy sięgałem do szafki po gumki i lubrykant, przesuwał się w bok na kolanach, próbując pozbierać się po tym, co mu zafundowałem.
Zacisnąłem dłoń na jego seksownym tyłku, potem uderzyłem, tak by zapiekło, zabolało. Za ten miesiąc ignorancji, kłamania mi w żywe oczy.
Ach, gdybym wiedział, jak on mnie okłamywał!
Wcisnąłem w niego dwa wilgotne palce. Byłem despotą, ale seks analny na sucho i bez przygotowania to żadna przyjemność. Nawet dla mnie.
Rozpoznałem od razu, że miał w tym doświadczenie. Zresztą do tego nie potrzebowałem nawet wchodzić. Po chłopakach takich jak Park na pierwszy rzut oka to widać.
Uwolniłem go na chwilę od pozornej rozkoszy, poczekałem, aż się uspokoi, odgarnie włosy ze spoconego czoła, choć one i tak zaraz opadną.
Wszedłem w niego szybko i głęboko, bolesny jęk zalał mnie nową falą chorej przyjemności. Jedną ręką ścisnąłem jego kościste biodro, drugą – zaczerwienioną szyję. Jego rozdygotane ciało drgnęło w sprzeciwie, ale nic mnie to nie obchodziło.
Bo zasłużył. Do końca świata będę powtarzać, że zasłużył na takie traktowanie. A nawet na gorsze.
Wiem, że dbałem już tylko o siebie, że go dusiłem, że ledwie oddychał, oparł się na łokciach, bo na wyprostowanych rękach był zbyt słaby.
Ale taki słaby, uległy, co drugie niemrawe słowo błagając mnie o litość podobał mi się najbardziej. JA miałem władzę, JA miałem nad nim kontrolę, a on mógł tylko jęczeć i liczyć na moje dobre serce.
A ja nie miałem dobrego serca...
CZYTASZ
don' t u dare 》 bxb, jikook ✔
Фанфик"W świecie wielkich korporacji nikt nie zbliża się do ciebie bezinteresownie. Im bliżej z kimś jesteś, tym więcej słabości mu pokazujesz." ☆。:*•.───── 🕛 🕛 ─────.•*:。☆ "Los" chciał, by Jeongguk w wieku dwudziestuczterech lat został szefem jednej z...