c h a p t e r 📈 t h r e e

1.1K 93 39
                                    

Przez ostatnie dwa tygodnie Jimin nie uprzykrzał mi się specjalnie, jeśli nie liczyć każdego razu, kiedy mijał mnie bez słowa na korytarzu. Gdyby się przywitał, pewnie bym mu nie odpowiedział. Za wiele razy już to powtarzałem do innych, ale i tak kultura tego od niego wymagała.

Jimin i kultura? Nie ważne.

Siedziałem na brzegu długiego stołu niczym ojciec rodu, najmłodszy ze wszystkich swoich "dzieci". Tylko Namjoon po mojej prawicy dodawał mi kilku lat i trochę szacunku wśród dyrektorów pozostałych filii. Faceci – i jedna kobieta – siedzieli po bokach, patrzyli bardziej na ciemne lakierowane drewno, niźli na siebie. Ekran do prezentacji za mną był włączony i wyświetlał tapetę z ikonami.

Nie patrząc na nikogo, wyszedłem.

Za mną podążył wierny, namolny i wkurwiający cień.

– Jak bardzo ten gówniarz zamierza się spóźnić?! – fuknąłem, pochylając się nad Namjoonem. Krew się we mnie gotowała. Park musiał wyczuć moją wściekłość, bo nagle wyszedł zza zakrętu, wcale nie spiesząc się tak, jak powinien, widząc mnie.

Poszedłem w jego stronę, żeby dyrektorzy nie widzieli przez szyby tego co się zaraz wydarzy. Chwyciłem chłopaka za ramię. Chwilowy grymas na jego twarzy zapewnił, że go to boli.

– Co to ma znaczyć? Dałem ci kredyt zaufania, zrobiłem z ciebie CD, mimo że nie powinienem wziąć cię tu nawet na sekretarkę, a ty przy pierwszej okazji spierniczasz mi całą prezentację?!

– Jeszcze nic nie zepsułem – odrzekł ze spokojem, który wytrącił mnie z równowagi.

– Właśnie, Jeongguk, nie każmy im dłużej czekać – wtrącił Kim.

– Dobrze – puściłem chłopaka, mierząc go chłodnym wzrokiem. Niczym się nie przejmował! A może to ja byłem zbyt nerwowy? Albo jego było trudno wtrącić z równowagi? Dlaczego zapragnąłem to sprawdzić?

Wróciliśmy na spotkanie. Dziś ja – dyrektor dyrektorów miałem przyprowadzić swojego podległego dyrektora kreatywnego, który w imieniu tej bandy graficznych przygłupów przedstawi innym dyrektorom swój plan na aktualizację szaty graficznej. A że każdy gada swoim dialektem, to mój współ-dyrektor będzie musiał przetłumaczyć wszystko na uniwersalny język, bo wciąż umiem w angielski na poziomie B1.

Czy prowadzenie firmy musi być tak skomplikowane?

Ku mojemu zaskoczeniu Jimin przywitał się ze zgromadzonymi po angielsku. Skubany chce zapunktować. Odpalił swoją prezentację z pendrive, coś poklikał i pojawiła się na dużym telewizorze tuż za mną. Musiałem przekręcić fotel, żeby coś zobaczyć. Zwykłe obrazki, odświeżone kolory, przystawka przed daniem głównym.

Osłupiałem. Park nawijał po angielsku. Wpisał to w ogóle w CV?! Starałem się zachować powagę, ale wciąż nie mogłem uwierzyć w jego sprawne posługiwanie się językiem i pewną postawę, dzięki której namówiłby twórcę Appla do korzystania z Andoida. Dodał kilka nowych motywów, możliwość zmiany czcionki i wygodny przełącznik trybu dzień i noc. Nie rozumiałem wszystkiego co mówił, ale byłem pewien, że odwalił dobrą robotę, zważywszy na zadowolenie przedstawicieli filii z Japonii i Laosu.

Poczułem się tu zbędny. Do rozmowy włączył się Kim. Nie nadążałem za językiem, który wchodził mi do głowy topornie, mimo że próbowałem przeskoczyć swoją granicę od dobrych paru lat. Jimin stanął za moim krzesłem i oparł na nim dłonie. Prezentacja dobiegła końca, a on odpowiadał na pytania zarządu. Może to było wrażenie, a może rzeczywiście musnął palcami mój kark. Nie poruszyłem się ani o milimetr, choć ten niespodziewany dotyk był dla mnie jak kubek wrzątku, rozlany po plecach przez zazdrosną kochankę.

Dotykał mnie, ale utrzymywał kontakt wzrokowy tylko z Namjoonem, czasem spoglądając na resztę, ale w mniej określone punkty ich twarzy.

Czułem się dziwnie zagrożony. Przeszkadzał mi szum klimatyzatora, obecność Jimina, traktowanie mnie jak gówno wartego dzieciaka, któremu trzeba przytakiwać, żeby się nie rozpłakał. Nikt mnie nie szanował, nie czuł wobec mnie respektu, nie byłem dość autorytatywny, mimo że to w moich rękach spoczywała pełnia władzy. To ja rządziłem, to do mnie należało ostatnie słowo w każdej kwestii. Gdybym chciał, mógłbym ogłosić veto i odrzucić projekt Jimina, ale wiedziałem, że jest za dobry. Obronił by się sam, nawet gdyby Park mówił po mandaryńsku.

Wyprostowałem się. Ręce Jimina zderzyły się z moją głową, po czym on natychmiast się odsunął. Jakby wreszcie zrozumiał na co sobie pozwalał i jakie konsekwencje powinienem z tego wyjąć. Stanął pod ścianą, zwieszając wzrok, nie spojrzał na mnie, kiedy się odwróciłem.

Nasza grafika została przyjęta, więc Namjoon podał wszystkim umowy. Do aktualizacji były trzy tygodnie – wtenczas każda z filii musi wprowadzić nasze zmiany. Park nie był już potrzebny, ale nadal podpierał ścianę za moimi plecami. Z długopisem i umową w ręku spojrzałem w jego pruderyjne oczy. A on w moje i spotkanie to trwało zdecydowanie za długo, zmieniając się w wyzwanie, konkurs, którego zwycięzcą mógł zostać tylko jeden z nas.

– You can go – powiedziałem, tak, by nikt inny nas nie usłyszał, ale by on wiedział, że nie ma nade mną takiej przewagi, jak mu się wydaje. – Wait in my office.

Ujrzałem cień uśmiechu w kąciku jego ust, kiedy wychodził. Czuł się wygrany. Wiedział o tym i miał świadomość, że ja też.

Nie skupiałem się już na reszcie spotkania. Podpisaliśmy, podaliśmy sobie dłonie, pożegnaliśmy się. Koniec oficjalnych spotkań na dziś.

Czułem się psychicznie źle, ale nie potrafiłem określić dlaczego. To nie leżało w mojej naturze, nie lubiłem oddawać komuś laurów, być traktowany bez należnego mi szacunku, być wodzonym za nos, a Park to wszystko mi sponsorował.

Siedział na krześle w moim biurze. Był odwrócony plecami i najprawdopodobniej nie widział mnie pod drzwiami, chyba że patrzył w lustro. Na siedząco było jednak pod złym kątem. Wszystko wyliczyłem.

Wszedłem do środka jak burza, tylko po to, żeby go przestraszyć. Zadziałało, bo podskoczył, odwracając się do mnie. Bardzo szybko odzyskał jednak panowanie nad sobą.

– Chyba niczego nie zepsułem, panie Jeon. Chce mnie pan ukarać za spóźnienie? Na to niestety nie mam wytłumaczenia.

Usiadłem naprzeciw niego. W sumie po co ściągnąłem go do biura? Żeby, jak dziecko, pochwalić się, że ja też umiem angielski?

Spojrzałem na jego zaczesane do tyłu włosy, ciemne oczy, pucołowate policzki i nabrzmiałe usta. Nie miał tak ostro zarysowanej szczęki jak ja, nie miał widocznych żył na szyi i dłoniach, wyglądał na wątłej budowy nastolatka, a nie jak dyrektor w poważanej firmie. Różniliśmy się od góry do dołu, przez charakter do wyglądu, a mimo to rozgadaliśmy się na rozmowie kwalifikacyjnej jak starzy znajomi. On o tym pamiętał, myślał, że to zmniejszyło dystans między nami, ale to nieprawda. Nie powinno tak być. Nie powinien tu siedzieć, a ja nie powinienem się na niego tak ostentacyjnie gapić i dawać mu do zrozumienia, że nie jest mi obojętny.

Mimo że był.

📈

Postanowiłam, że rozdziały będą ukazywać się dwa razy w tygodniu – w środy i niedziele. Co wy na to?

Poza tym wczoraj w nocy robiłam nowe okładki do wszystkich książek z BTS, mam nadzieję, że wam się podobają, bo mi chyba bardzo ;)


don' t  u  dare  》 bxb, jikook ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz