c h a p t e r 📈 t w e n t y . f i v e

613 76 59
                                    

Park zajechał pod mój dom chwilę przede mną. Włożyłem klucz do zamka, kątem oka obserwując jak wychodzi z auta. Był roztrzęsiony, jakby spędził noc na śniegu w samych gaciach.

Nie miałem żadnego planu na tę rozmowę. Było mi chyba przykro. Że znowu mnie oszukał, że znowu dałem się złapać i że znowu nie potrafiłem powiedzieć mu stanowczo, że to koniec.

Weszliśmy do środka. Nadal milczałem. Stanąłem w kuchni i napiłem się wody, a on stał i gapił się w podłogę jak ostatnia sierota.

– Mów prawdę, jestem już tym zmęczony – odstawiłem głośno szklankę na blat. – Byłeś w Jadovie przez ostatnie trzy dni?

– Tak – wyszeptał.

– Grzebałeś w ich systemach?

– Tak. I...

– Dlaczego nie nosiłeś ze sobą telefonu?

– Skąd o tym wiesz? – podniósł na mnie wzrok, ale nie potrafił długo wytrzymać naporu mojego spojrzenia.

– Przestań grać.

– Nie gram.

– Kurwa, Park! – chwyciłem pustą szklankę, ale nie do końca wiedziałem po co. Chciałem go nią rzucić?

– Byłeś u Daehyuna?

– Jeongguk...

– Byłeś?! – chwyciłem go za ubrania, prawie unosząc w powietrze. Był bezwładny, nie broniłby się, gdybym chciał go uderzyć.

– Przepraszam...

– Ty gnido – pchnąłem go na ścianę. Czego ja się spodziewałem? Przecież wiedziałem od początku. Przecież to pytanie było tylko potwierdzeniem, formalnością. Czemu mnie to tak bardzo bolało?

– Jeongguk, wysłuchaj mnie, proszę... – złapał mnie za ramię, ale go odepchnąłem.

– Znowu będziesz płaszczył się przede mną i prosił o wybaczenie, bo ci kazali?

– Nikt mi nie kazał tego zrobić.

– Słucham? A więc sam z siebie postanowiłeś zadać mi ostateczny cios?

– Ja to zrobiłem dla ciebie! – wybuchnął płaczem. Absurd. Absurd! – Jeżeli Jadova podpisze umowę z CardWare i wprowadzą tą technologię, to padną za parę miesięcy!

– Co ty pieprzysz? Podłożyłbyś świnię firmę, dla której szpiegujesz z jakiegoś wyraźnego powodu? Po co? Dla mnie? Miałbym uwierzyć ci w te bzdury? – roześmiałem się. To było takie żałosne, że nie potrafiłem już inaczej reagować. Jimin był doskonałym aktorem, najlepszym manipulatorem, jakiego w życiu spotkałem. Ponadto był nieprzeciętnie inteligentny i miał dopracowany każdy szczegół swojego chorego planu.

Być może był nie tylko ponad mnie. Może był ponad Jadovę, może ona też była tylko jego pionkiem?

– Dlaczego to robisz? Dla kogo ty jeszcze pracujesz, co?

Wyraz jego twarzy z przestraszonego i pełnego poczucia winy zmienił się na wyrachowany, nieprzenikniony chłód.

– Nie chcesz mojej pomocy? W porządku. Ale ostrzegałem. Wiesz dlaczego zgodziłem się szpiegować w Jjunko? – podszedł bliżej, zaciskając ręce w pięści. – Tylko dlatego, że to ty byłeś szefem. Tylko dlatego, że usłyszałem twoje imię.

Zabrał pustą szklankę z mojej ręki i odstawił ją na blat.

– Imię, które powtarzał Min Yoongi za każdym razem, kiedy we mnie dochodził.

Rozchyliłem usta ze zdumienia. To brzmiało jak jakieś science-fiction. Przecież to nie mogła być prawda, to nie mógł być mój Yoongi!

– Zaczepił mnie na ulicy. "Jeongguk?", zapytał. Teraz wiem, że ten błysk w jego oku to nie było żadne zauroczenie, tylko obłęd. Miałem czternaście lat, wtedy jeszcze ciemne włosy, takie jak twoje. Byłem niski i drobny. Tak jak ty kiedyś. Yoongi zaprosił mnie na kawę, ale nie pierdolił się długo. Znaliśmy się jakieś dwa tygodnie, kiedy zgodziłem się na seks z nim. Byłem wtedy zauroczonym dzieckiem, głupim i naiwnym. Wierzyłem w romantyczną miłość z książek, wierzyłem, że Yoongi jest moim księciem z bajki. Gdy obudziłem się po swoim pierwszym, bardzo bolesnym razie spojrzałem na jego dowód. Dowiedziałem się, że ma dwadzieścia lat, chociaż kłamał, że ma szesnaście. Ale nie zostawiłem go... chciałem, żeby dalej mnie dotykał. To było dla mnie coś nowego i ekscytującego. Ufałem mu bez granic, kiedy mówił, że mnie kocha, a zaraz po tym nazywał mnie Jeonggukie. Raz, kiedy się napił powiedział mi parę słów o tobie... – usiadł na rogu kanapy, patrząc na mnie nienawistnie. 

– Że byliście w związku w liceum, że byłeś jego perfekcyjnym chłopcem, że tylko ciebie potrafił kochać i że nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca. A ja? Zamiast go zostawić, brnąłem w to dalej. Mówiłem mu, że będę taki jak ty, zrobię wszystko, by się do ciebie upodobnić. I robiłem. Próbowałem mówić twoim głosem, uwielbiać twoje ulubione potrawy, oglądać twoje ulubione programy, bać się twoich lęków, żyć twoimi marzeniami. Próbowałem być dla niego Jeonggukiem tak bardzo, że zapomniałem kim jest Park Jimin. Wszyscy wokół mówili mi, że się zmieniłem, ale to się nie liczyło. Musiałem stać się tobą, żeby Yoongi mnie w końcu pokochał, co z tego, że okropnie przy tym cierpiałem? Byłem tylko dzieckiem i nie rozumiałem, że on jest chory z tej obsesyjnej miłości do ciebie, że za każdym razem, kiedy mnie pieprzył, wyobrażał sobie ciebie na moim miejscu. Częściej niż "kocham cię" słyszałem, że mnie nienawidzi, bo nie jestem tobą. A ja w to wierzyłem, stojąc przed lustrem i płacząc długimi godzinami, że mam na imię Jimin, a nie, kurwa, Jeongguk! Kiedy on mnie rzucił, a ja musiałem wyprowadzić się do ciotki... myślałem, że się zabiję... Zniszczyłeś mi życie, rozumiesz? Nigdy nie potrafiłem się po tym pozbierać. Dopóki nie zmieniłem koloru włosów i nie zacząłem się drastycznie odchudzać nie mogłem patrzeć na siebie w lustrze. Twoje imię krążyło w mojej głowie wiele lat przed tym, jak cię poznałem. Nienawidziłem cię każdą komórką ciała Park, kurwa, Jimina!

Zacisnął szczękę. Jego ręce drżały z wściekłości, a ja... byłem w głębokim szoku. Nigdy bym nie pomyślał, że Yoongi mógł kochać mnie tak bardzo, że zaczął szukać sobie zastępstwa w innych chłopakach. Że trafił akurat na Jimina, którego chore zrządzenie losu przywiało do Seulu, by mógł się na mnie zemścić.

– To nie jest moja wina – chwyciłem jego twarz. – To nie moja wina! – zawyłem, potrząsając nim tak mocno, że prawie spadł z kanapy. Jego zapłakane oczy nosiły w sobie ogromny ból, a ja zrozumiałem, że wcale go nie znam. Mam przed sobą obcego, zdesperowanego chłopaka, który tylko sobie myślał, że zniszczenie mojego życia sprawi, że jego będzie lepsze, ale to nieprawda. To tylko czysta desperacja.

– Teraz już o tym wiem...

Myślałem, że to ja nie radzę sobie z problemami, ale nie byłbym chyba w stanie zniszczyć Namjoona w ten sposób. Może dlatego, że nadal się go bałem...

– Zrozumiałem, że ty... że byłeś w tym tylko marionetką, ofiarą... zrozumiałem to za późno... wszystko zaczęło się sypać, kiedy w tamtym tygodniu powiedziałeś, że mnie kochasz... – kolejne łzy ściekały z jego twarzy, a słowa zlewały się w jedno – pierwszy raz w życiu poczułem, że mógłbym znaleźć przy kimś prawdziwe szczęście i... chciałem to wszystko naprawić, chciałem, żebyś nie miał mnie za złego człowieka, bo naprawdę się w tobie zakochałem. Poszedłem do Daehyuna, bo...

– Ani słowa więcej – przerwałem. – Wyjdź, zanim cię uderzę.

– Błagam, posłuchaj, nie podpisuj z nim umowy, nie próbuj przebić stawki Jadovy-

– Proszę cię, wyjdź stąd.

Stanąłem do niego tyłem. Nie mogłem patrzeć w jego oczy, zastanawiać się czy mówi prawdę, czy znów kłamie i próbuje mnie zmanipulować.

Nie chciałem tracić resztki opanowania, znowu go bić, bo nie wybaczyłbym sobie tego. Musiał wyjść.

I wyszedł.

don' t  u  dare  》 bxb, jikook ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz