Raphael przekręcił kluczyk w drzwiach i wszedł do środka. Czuł jak jego spięte mięśnie bolą z każdym najmniejszym ruchem. Westchnął ciężko, zakluczając za sobą drzwi. Ściągnął z siebie czarne glany, kręcąc przy tym spuchniętą nogą, aby w jakikolwiek sposób ją rozluźnić.
Rozpiął swój policyjny mundur, wyciągając tą natrętną słuchaweczkę z ucha, która drażniła jego delikatną skórę. Już nie marzył o niczym innym jak gorącym prysznicu i wtuleniu się w swojego partnera, po czym szybkim zapadnięciu w sen.
Powłóczył nogami do ich wspólnej sypialni. Wsunął się cichutko do pokoju, podszedł do łóżka, po czym złożył na czole Simona Lewisa pocałunek. Musnął opuszkami palców jego policzek, a następnie podszedł do szafy. Odsunął do niej drzwi najciszej jak tylko mógł, wyciągnął wieszak, zawiesił na nim mundur i zamieścił go na klamce.
Wyszperał świeżą piżamę z szuflady, poszedł do łazienki. Tam, zrzucił z siebie resztę ubrań, uważając na świeże rany, które niedawno były zszywane. Wszedł po prysznic, odkręcił gorącą wodę i odetchnął z ulgą.
Policjant wcale nie należy do łatwych zawodów. Każdemu dniu w pracy towarzyszy stres oraz strach, zawsze jest pośpiech, aby szybko zdążyć na miejsce zdarzenia. Na dodatek zawsze występuje ryzyko, zranienia współpracownika bądź osoby potrzebującej pomocy. Raphael kilka takich ciosów otrzymał, jednakże nigdy się nimi nie przejmował i zawsze bał się o swoich przyjaciół. Dochodziły jeszcze do tego tony dokumentów oraz papierów, które należało podpisać, wypełnić, posegregować alfabetycznie, a jeszcze inne wyrzucić. Santiago doskonale pamiętał swoje nieprzespane noce i wielkie ilości kofeiny, które wypijał.
Chwycił lawendowy płyn, który stał na półce, namydliwszy się, całkowicie pozwolił swoim mięśniom się rozluźnić, a on poczuł niewyobrażalną ulgę i spokój. Później złapał miętowy szampon. Nigdy również nie zapomni tego dnia, kiedy to uratował Simona z objęć porywacza, kiedy rozpoznał go, pomimo iż chłopak był wychudzony, brudny, połamany. Pomimo, iż nie wiedział go osiemnaście lat, rozpoznał go. Odwiedzał go w szpitalu najczęściej jak mógł, patrzył na jego postępy w rehabilitacji, ale to Simon zrobił pierwszy krok. I mimo, iż ich pierwszy pocałunek, wcale nie należał do jednych z najromantyczniejszych i tak utknie mu na stałe w pamięci. Dokładnie umył włosy, po czym wszystko z siebie spłukał. Opuściwszy kabinę, wytarł się mięciutkim ręcznikiem i ubrał ciepłą piżamę.
Wyszczotkowawszy zęby, wyszedł z łazienki. Wrócił do sypialni, gdzie położył się obok Lewisa, obejmując go silnymi ramionami, schował twarz w zagłębieniu jego szyi. Zamknął oczy, powoli oddając się snu.
Jednak został szybko obudzony przez wrzask, mrożący krew w żyłach. Otworzył oczy, wyskoczył z łóżka i zapalił światło. Simon siedział na posłaniu, przytulał pościel, trząsł się. Jego klatka unosiła się szybko, na skroni widoczne były stróżki potu.
– Simon! Simon, spokojnie! – Wystawił ręce w uspokajającym geście. Doskonale wiedział, że młodszy mężczyzna nie może być dotykany po koszmarze. Usiadł spokojnie obok niego, mówiąc cicho. – Jest dobrze. Jest dobrze, Simon. Jesteś ze mną. On już cię nie skrzywdzi – koszmary pojawiały się niepokojąco często i od dłuższego czasu. Zaczęły się już w szpitalu, jednak szatyn wspominał coś, że miał je jeszcze, gdy był przetrzymywany.
Do tego doszły ataki paniki, które również miewał często. Mieli za sobą już kilka wizyt u psychologa, jednak nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek się poprawiło, ale nie tracili nadziei. Brązowooki wyglądał jakby nie mógł złapać powietrza, wargi drgały, w oczach zbierały się łzy.
– M.. mów. Nie przestawaj mówić.. – wykrztusił, łamiącym się głosem. – Jak.. jak ci minął dzień? Opowiadaj.. – Raphael podrapał się po głowie i lekko przysunął bliżej, ale tak, żeby go nie dotykać.
– Było dobrze. Było kilka nie niebezpiecznych zleceń – przegryzł wargę. – Alec i tak podjadał mi pączki – Simon uśmiechnął się, zaczął brać głębokie oddechy. – Mogę cię dotknąć? – Lewis zamyślił się, ale w końcu pokiwał głową.
Meksykanin położył mu rękę na ramieniu, pocierał plecy w uspokajającym geście. Simon rozluźnił uścisk na pościeli, obejmując ramionami swojego partnera. Ciemnooki zaczął rysować kółka na jego plecach, wyższy pociągnął nosem, chowając twarz w jego ramieniu.
– Está bien, Simon. Está bien. Estoy aqui – wyszeptał mu do ucha, całując miejsce nad nim. Szatyn oderwawszy się, popatrzył na niego. Duże łzy spływały mu po policzkach.
– Ja.. ja nawet nie wiem czy dam radę się pozbierać.. czy będę mógł znowu normalnie żyć.. – Santiago złapał jego kościste palce i ucałował kostki.
– Dasz radę. Damy radę. Kocham cię, zawsze ci pomogę – Simon otworzył usta w celu powiedzenia czegoś, ale ten mu przerwał. – Tak, kocham cię takim jaki jesteś. Będę pokładał wszelkich starań, aby ci pomóc. I tak, będziesz mógł normalnie żyć – i pocałował jego policzki, aby pozbyć się łez. Lewis ponownie rzucił się mu w ramiona.
– T.. te amo..
– Yo tambièn te amo – siedzieli tak przez chwilę, Raphael czekał, aż mężczyzna uśnie, po czym okrył go pościelą, zgasił światło i ułożył się obok.
Resztę nocy przespali spokojnie.
CZYTASZ
sunkissed | saphael one-shots
Fanfiction❝PRZYNAJMNIEJ RAZ UWIERZ W PRZEZNACZENIE❞ #1 w valentines [15.04.2020] #1 w biseksualnośc [15.04.2020] #1 w raphaelsantiago [03.01.2021] #1 w boysromance [05.01.2021] #1 w lewis [05.01.2021] #1 w saphael [05.01.2021] #1 w aseksualność [05.01.2021] ...