we are finally thogether

156 15 1
                                    

Stuk.

– Hej. Jak u ciebie? – głuchy głos. – Jak twoja mama? Bracia i siostra? Mam nadzieję, że dobrze. Zasługujesz na wszystko co najlepsze. U mnie? U mnie też jest dobrze. Nie martw się, nie znalazłem sobie nikogo innego. Wciąż czekam na ciebie. Mam nadzieję, że ty też czekasz na mnie. Wiesz, nie będę się rozgadywał, ponieważ wydaje mi się, że widzisz wszystko co się u mnie dzieje. Albo wiesz co? – trzask drewna, szum trawy, szelest żwiru. – Może ci jednak trochę opowiem. Więc Clary została tym bohaterem numer jeden. Ja jestem na trzecim, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Magnus spadł na piąte, jednak nadal się dobrze trzyma. Tęskni za tobą wiesz? Strasznie za tobą tęskni.

Tęskni, tęskni, tęskni.

– Wszyscy chcemy cię z powrotem przytulić. Czuję się taki pusty, gdy nie mogę cię ponownie objąć. Oh, oh, Raphael – chowa twarz w dłoniach, słone łzy spływają mu po policzkach. – Gdybyś tylko tu był! Jestem pewien, że to ty byłbyś tym bohaterem numer jeden! Nie żebym życzył źle Clary, co to, to nie. Pytasz się kto jest na drugim miejscu? Jace. Tak, ten Jace! Sam jestem w szoku wiesz? Ja sam jestem w szoku, że to ja jestem na trzecim! Mam się tym nie przejmować? Oczywiście, że się tym nie przejmuję, w końcu liczy się ratowanie ludzi, prawda? No właśnie! Nie martw się, z moim zdrowiem psychicznym jest coraz lepiej.

Lepiej, lepiej, lepiej.

– Tak, to była prawda, że chciałem popełnić samobójstwo.. tak, wiem, że wtedy bym się nie dostał do Raju, tylko pałętałbym się w męczarniach po ziemi. Wiem, że jestem nierozsądny, wiem, wiem..

Wiem, wiem, wiem.

– Oh, Raphael! – gorzki płacz. – Nie ma cię tutaj pięć lat, a ja nadal się nie mogę pozbierać! – zimna, marmurowa płyta nagrobna. – Powiedz mi, co ja ci takiego zrobiłem, że ode mnie odszedłeś!? Że mnie tak ukarałeś! Czym zgrzeszyłem!? Mogłeś się ze mną przynajmniej pożegnać! Ale zamiast tego miałem widok jak cię odłączają, widok prostych linii i ten przeraźliwy pisk! Jak mogłeś!?

Jak, jak, jak?

Ludzie patrzą się na niego, jednak wcale nie chcą zwrócić uwagi bohaterowi numer trzy.

– Ale ja cię nadal kocham, Raphael. Ja cię nadal kocham – szepcze, połykając łzy.

Kocham, kocham, kocham.

To teraz takie puste słowo.

Puste tak jak on.

Podniósł się z ławki, poprawił kwiaty i musnął palcami płytę, jakby chciał musnąć jego włosy.

– Mam nadzieję, że szybko się spotkamy – szept, szept, szept.

***

Huk.

Krzyki.

Wrzask.

Trzask.

Zapach krwi.

Ból.

On leżący na ziemi, w otoczeniu trzech osób.

Ogień.

Dym.

Żal i płacz.

– Clary, nie – charczy, gdy rudowłosa kobieta wyciąga telefon.

– Simon..

– Nie, Clary. To już koniec.

– Simon.. – piskliwy głos najstarszego z mężczyzny, który klęka obok niego.

– Magnus – spokojny ton, wyciąga rękę w jego stronę. – Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam. Obiecuję ci, że przekażę mu, jak bardzo za nim tęsknisz. Wyściskam go od wszystkich – kaszle, krew wylatuje mu z ust, nóż tkwiący w ciele powoduje większy ból. – Przeproszę go od ciebie Jace, ucałuję od ciebie Clary – wziął głęboki oddech, wizja zaczęła mu się zamazywać.

Przepraszam, przepraszam, przepraszam.

– Magnus. Jeszcze raz cię strasznie przepraszam, że to teraz ja cię opuszczam. Ale masz Aleca, żyjcie sobie spokojnie, chrońcie siebie nawzajem. Ale.. – oddycha coraz ciężej, Magnus łapie jego rękę. Szatyn nagle się śmieje, jakby opowiedział najlepszy żart. Jace chce już coś wykrzyknąć, ale ten mu przerywa. – Nazwijcie dzieci naszym imionami, dobra? – później głowa opada mu na ramię, a uścisk zelżał. Klatka przestaje się unosić, oczy utkwione są w jednym punkcie.

Zapłakana Clary, sięga w jego stronę brudną ręką, opuszcza jego powieki.

Magnus zanosi się płaczem, Jace chcąc nie chcąc, chowa twarz w zagłębieniu łokcia.

Bohater numer trzy odszedł z uśmiechem i przeprosinami na ustach.

***

– Czekałem na ciebie, wiesz? – melodyjny, pociągający, spokojny głos. – Wszyscy na ciebie czekaliśmy – wygląda młodziej. Anielska twarz, włosy opadają lokami. Żadnych blizn, zadrapań ran czy krwi. Czwórka no oko ośmioletnich dzieci, biegająca w kółko, nastolatka stojąca przy nim, kobieta blisko czterdziestki.

– Raphael – zobaczył łzy na jego policzkach. Wyglądały tak czysto, jak małe diamenty, śliczne kryształy. Nie zauważył, że sam płakał. – Raphael – powtórzył. Podbiegł do niego, wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, ale bardziej płynnie. Wsunął się w jego ramiona. Już nie był pusty.

Był pełny.

Pełny, pełny, pełny.

Serce już nie biło, oddechu nie było, ale doskonale go czuje.

– Oh, oh, Raphael – powtarza. – Tak tęskniłem. Wszyscy za tobą tęsknią. Jak widać inni wcale nie chcą im przeszkadzać, kobieta uśmiecha się. – Magnus i ja nie mogliśmy się pozbierać, oh, Magnus, tak bardzo go przepraszam – chowa twarz w jego koszuli.

– Chodź, mi amor – mówi tylko, ujmując go za rękę. Mam ci wiele do pokazania. Kobieta obejmuje Raphaela, nastolatka kładzie rękę na ramieniu Simona. Dzieci wracają do nich, przytulając się do ich nóg. Śmiechy, uśmiechy. Żadnych zmartwień. Jeden z chłopców, zaciska rączki na jego nogawce.

Cała ósemka kieruje się ku wiecznemu szczęściu.

– W końcu jesteśmy razem.

sunkissed | saphael one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz