– Boisz się? – Zapytał, muskając kciukiem wierzch jego dłoni.
– Trochę - Raphael przełknął ślinę. Jego oczy błądziły po sali. Zacisnął mocniej palce na dłoni Simona. – W sensie.. boję się komplikacji albo.. albo, że będzie gorzej niż zwykle..
– Będzie wszystko dobrze – ręka Lewisa znalazła się we włosach Meksykanina i zaczęła je delikatnie mierzwić. – Będę przy tobie.
– Nie możesz..
– Duchowo – wciął mu się w słowo. Leki powoli zaczęły działać, Santiago czuł coraz większe odurzenie. Usłyszał jak drzwi się otwierają.
– Gotowy? – Rozległ się głos lekarza, z którym szybko przeszedł na "ty".
– Tak.. tak myślę..
– Wspaniale – Chwilę później, był już w drodze na salę, Simon wciąż nie puszczał jego ręki. Słyszał spokojny stukot jego butów. Potem poczuł delikatny pocałunek na wierzchu swojej dłoni.
– Powodzenia – wyszeptał Simon.
***
Kawa z szpitalnego automatu wyglądała jak smoła, smakowała jak tektura, ale potrzebował kofeiny, aby nie zasnąć. Minęła już trzecia godzina odkąd Raphael zniknął za drzwiami sali operacyjnej.
Meksykanin był niewidomy. Stracił wzrok w bardzo młodym wieku. Jego matka zachorowała, gdy był jeszcze nastolatkiem. Niedługo po jego szesnastych urodzinach zostawiła go z braćmi i siostrą.
Poznali się w najzwyklejszy sposób. Starszy chłopak przesiadywał w parku ze swoją siostrą. Obydwoje siedzieli na kocu oparci o pień drzewa. Mieli ręce splecione ze sobą, co na początku pozwoliło mu myśleć, że są parą. Dziewczyna opowiadała mu wtedy co się dzieje w parku, jak to wszystko wygląda. Zamglone oczy chłopaka, który wpatrywał się w jeden punkt zdradziły mu wszystko.
Simon Lewis natomiast był osobą bardzo towarzyską, postanowił zagadać. Obydwoje byli bardzo przyjaźni, jednakże Raphael okazywał nieśmiałość, a nawet zawstydzenie. Zaprzyjaźnili się szybko, skończyli jako najlepsi przyjaciele. Często się spotykali (Santiago oczywiście z kimś z piątki rodzeństwa), czasem Lewis przychodził do niego albo na odwrót.
I to młodszy mężczyzna zrobił pierwszy krok. Pod koniec roku szkolnego to on poszedł odebrać przyjaciela ze szkoły. To on go odprowadził do domu, trzymając pod łokciem i instruując, w którą stronę ma iść i czy ma uważać, bo zaraz wpadnie w słup. Rodzina Santiago, bowiem nie miała wystarczającej ilości pieniędzy na laskę, nie mówiąc już o psie przewodniku.
To Simon zatrzymał się przed jego domem i tak wyznał mu miłość. To on spowodował łzy wzruszenia u Raphaela. Gdy poszedł na studia, wyprowadzili się do własnego, małego apartamentu a na dwudzieste urodziny Meksykanin otrzymał psa, który jest z nimi do dzisiaj.
Simon zdecydował się na kolejny krok. Zaczął zbierać pieniądze na operacje dla partnera. Była obrzydliwe kosztowna – owszem. Ale przez kolejne cztery lata udało mu się zebrać odpowiednią sumę. Lewis od początku tego roku nosił w kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
Z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu. Ocknął się i wyciągnął urządzenie z kieszeni. Na wyświetlaczu pojawiła się imię i numer siostry Raphaela – Rosy. Wcisnął zieloną słuchawkę, przykładając komórkę do ucha.
– Halo? – Zaczął, upijając łyk kawy, krzywiąc się przy tym.
– Simon. I jak idzie? – zapytała z przejęciem w głosie.
CZYTASZ
sunkissed | saphael one-shots
Fanfiction❝PRZYNAJMNIEJ RAZ UWIERZ W PRZEZNACZENIE❞ #1 w valentines [15.04.2020] #1 w biseksualnośc [15.04.2020] #1 w raphaelsantiago [03.01.2021] #1 w boysromance [05.01.2021] #1 w lewis [05.01.2021] #1 w saphael [05.01.2021] #1 w aseksualność [05.01.2021] ...