Simon należał do szkolnej drużyny piłkarskiej. Musiał przyznać, że trafił tu przez pomyłkę, bo w sporcie był naprawdę beznadziejny. Mimo to, odwrotu już nie było, ale przynajmniej stracił trochę na wadze i wyćwiczył kondycję.
Aktualnie czekał przed wejściem na szkolne boisko, przeskakując z nogi na nogę. Jego skronie i dłonie pokryły się cienką warstwą potu.
Rozległ się szybki tupot nóg i mógł usłyszeć ciche przeprosiny. Z tłumu innych uczniów wybiegł niski brunet z okularami na nosie i skórzaną torbą przewieszoną na ramieniu.
– Lo siento, byłbym szybciej, ale profesor mnie przytrzymał – wydusił, próbując złapać oddech.
– W porządku – Raphael położył dłonie na jego ramionach i złożył szybki pocałunek na ustach.
– Powodzenia. Będę na trybunach – Simon skinął głową i z resztą graczy wybiegł na boisko.
***
Pierwsza połowa meczu przebiegła dobrze. Drużyna Simona prowadziła jeden do zera i obiegło się bez większych kontuzji. Druga rozpoczęła się już nieco gorzej.
Trawa była jeszcze wilgotna po ostatniej ulewie, a Simon był doskonale znany ze swojej niezdarności, więc sam się sobie nie dziwił, kiedy przy próbie odebrania piłki potknął się o własne nogi i runął jak długi.
Wydał krótki krzyk, kiedy ogromny ból zaczął pulsować w jego kostce. Odruchowo zacisnął zęby i schował twarz w zgięciu łokcia. Rozległ się gwizdek, a chwilę później został podniesiony z ziemi i praktycznie na jednej nodze zaprowadzony na ławkę.
– Jezus Maria – zdążył wydusić, kiedy ściągano mu skarpetkę wraz z butem. Skóra była niewyobrażalnie sina i spuchnięta. Pielęgniarka położyła na niej lód.
– Może być zwichnięta. No, nieźle się załatwiłeś, chłopcze.
– Mówi pani? – Odparł. Z wielkim trudem powstrzymywał się, żeby nie krzyczeć lub nie zacząć płakać. Ból był okropny i nasilał się z każdą próbą wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Na jego nieszczęście musiał czekać do końca meczu. Dopiero wtedy można było przewieźć go do szpitala. Tam podano mu leki przeciwbólowe.
– Nasz system zdrowotny ssie – wymamrotał. Leki były mocne i plątał mu się język. Czekał na przyjęcie przez lekarza, przez dobrą godzinę i zaczął się niecierpliwić, kiedy jego matka jeszcze nie wróciła z recepcji.
– Simon!
– Raphael? – Podniósł delikatnie głowę, patrząc na chłopaka. Był cały czerwony na twarzy i ciężko dyszał. – Nie powinieneś być teraz w domu?
– Nie mogę. Nie zostawię cię tak.
– Przestań – położył dłoń na jego krzyżu. – Przestań się wygłupiać. Wróć do domu i wtedy do ciebie napiszę. Nie będziesz ślęczał w szpitalu i czekał, aż mnie przebadają. Niewiadomo czy nie wyląduję na stole – popatrzył na chłopaka zamglonym wzrokiem. – Proszę.
– W porządku. Ale obiecujesz, że do mnie napiszesz?
– Obiecuję. – Raphael pochylił się i pocałował go w kącik ust.
– W takim razie czekam.
***
Simon
Hej, już jestem. Możesz przyjść.Raphael złapał za telefon i szybko poderwał się z łóżka.
– Wychodzę – powiedział, ubierając buty.
– Gdzie? – Guadalupe spojrzała na niego znad książki.
– Do Simona. Pewnie wrócił już ze szpitala.
– W porządku. Ale wróć zanim się ściemni. I pozdrów Simona ode mnie.
– Jasne. – Raphael mieszkał niecały kilometr od Simona. Czuł się, jakby jego serce miał zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Dosyć się dzisiaj nabiegał, a na dodatek porządnie najadł się stresu. Wytarł ręce o spodnie i zapukał do drzwi. Otworzyła mu Elaine.
– Oh, Raphael. Simon mnie uprzedził, że przyjdziesz. Jest u siebie w pokoju. Nie przejmuj się, gdyby spał. Śpi przez resztę dnia i ciężko go obudzić.
– Skoro tak, to ja mogę iść i przyjdę jutro, żeby nie przeszkadzać..
– Nie, nie, wchodź, wchodź – praktycznie wepchała go do środka. – Nie ma problemu. – Raphael tylko skinął głową, ściągnął buty i ruszył do pokoju Simona.
Chłopak leżał na łóżku z zamkniętymi oczyma oraz z nogą na poduszce. Santiago cicho usiadł na łóżku, odgarniając włosy z czoła szatyna.
– Nie śpię – mruknął, nie otwierając oczu.
– Jak się czujesz?
– Źle. To tak cholernie boli.. – Meksykanin ostrożnie położył się obok i schował twarz w zagłębieniu jego szyi. Simon wydał cichy, zadowolony dźwięk, po czym objął Raphaela wolną ręką. – Nie będę mógł grać przez dłuższy czas.
– Smutno ci z tego powodu?
– Trochę. Wiesz, zawsze miałem jakieś zajęcie, a teraz będę się nudził w domu.
– Będę do ciebie codziennie przychodził. – Odparł. Leżeli w ciszy, aż wzrok Raphaela przykuły mazaki na biurku. Powoli wyplątał się z uścisku, złapał za opakowanie i spojrzał na gips. – Powiedz kiedy będzie cię bolało.
– Co.. robisz?
– Rysuję – odpowiedział, kreśląc na gipsie małe serduszka. Simon nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął.
CZYTASZ
sunkissed | saphael one-shots
Fanfiction❝PRZYNAJMNIEJ RAZ UWIERZ W PRZEZNACZENIE❞ #1 w valentines [15.04.2020] #1 w biseksualnośc [15.04.2020] #1 w raphaelsantiago [03.01.2021] #1 w boysromance [05.01.2021] #1 w lewis [05.01.2021] #1 w saphael [05.01.2021] #1 w aseksualność [05.01.2021] ...