painting a poem

119 13 2
                                    

W pokoju panował delikatny chłód, który powoli został stopiony przez ciepło świec. Księżycowe światło wślizgiwało się przez cienkie zasłony. Pędzel, który trzymał w palcach tańczył na nagiej skórze, rozprowadzając gęstą farbę.

Obydwoje milczeli, można było usłyszeć jedynie spokojny oddech Simona.

Wrzucił pędzelek do gotyckiego kielicha i chwycił drugi z o wiele mniejszą główką. Zatopił go w atramentowej farbie. Kreślił różnorodne, barwne zawijasy, które powoli tworzyły majestatyczny obraz.

— Nie ruszaj się.. — wyszeptał z jaskrawym uśmiechem. Jego ręka wiła się po skórze niczym płótnie, jak Van Gogh rysujący Gwieździstą Noc.

Będziesz to zmywać — odpowiedział Santiago, świdrując wyblakłą różę wokół jego oka.

Powiedział Elaine, że został pobity.

— Będę — wypłukał pędzelek, naprowadzając nową warstwę.

Onyks, atrament, alabaster, złoto.

Te barwy idealnie komponowały ze sobą.

Tańczyły razem, mieszając się wzajemnie, przeskakiwały sobie z rąk do rąk.

Z ostatnim pociągnięciem pędzla, Lewis narysował na ciele swojego partnera swoje uczucia, emocje.

Odłożył magiczne instrumenty na swoje miejsce, przewiesił się nad wampirem, uważając, żeby nie ubrudzić własnej koszuli.

— Jesteś piękny, wiesz? — musnął nosem jego nos.

— Jesteś piękniejszy — słodka ambrozja wypłynęła z jego ust, otulając jego serce. Zamknął ociężałe od sennego ametystu powieki.

— Chyba będziemy się kłócić.

sunkissed | saphael one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz