więc piszę go od nowa, bo go usunąłem, nawet nie wiem cholera jasna jak :')
Korytarz był zimny i przesiąknięty wilgocią. Jego kroki pozostawiały za sobą nieprzyjemny odgłos ssania. Zobaczył w rogu dwie figury. Jedna siedziała pod ścianą, a druga przed nią.
– Stałeś się potężny, Raphael – powiedziała druga figura, łapiąc mniejszą za podbródek. – Popatrz tylko na siebie. Odziedziczyłeś dar po każdym z nas. Jesteś mieszanką wybuchową – usłyszał pikanie. Na ciele mniejszej figury znajdowała się bomba zegarowa, która coraz szybciej zbliżała się do eksplozji.
– Raphael! – wykrzyczał. Jego głos brzmiał jakby z oddali, a klatka piersiowa była zaciśnięta. Druga figura odwróciła się w jego stronę.
– To ten twój chłoptaś? Może i jesteś potężny, ale jesteś rodzinną hańbą, powinienem ci teraz napluć w twarz. Dobrze, że reszty już z nami nie ma, bo byliby tobą zawiedzeni.
– Puść go! – Jego przeraźliwie wysoki głos rozniósł się echem, ogłuszając wysoką figurę. Złapał drugą w pasie i zaczął biec. Czuł się jakby biegł w gęstej galarecie, a figura zatrzymała go. Złapała go za ramiona i przyłożyła swoje zaklejone taśmą usta do jego ust. Później mocno go popchnęła, a on usłyszał wybuch i został zbryzgany krwią. – RAPHAEL!
– Simon! – wrzasnął, siadając na łóżku. Blondyn stojący obok wpatrywał się w niego przerażony. Ściągnął dłonie z jego ramion. – Znowu krzyczałeś przez sen.
– Przepraszam.. – westchnął. Przetarł nasadę nosa. – Możesz już wracać do siebie.
– Nie potrzebujesz niczego?
– Jest w porządku, Jace. Dzięki, że mnie obudziłeś – mruknął, ponownie się kładąc. Jace jedynie skinął głową i wyszedł z pokoju. Szatyn splótł palce na brzuchu. Wiedział, że teraz nie zaśnie, więc był zmuszony do zwyczajnego leżenia.
Próbował usnąć jeszcze kilka razy. Chciał być wypoczęty, aby z pełnym skupieniem funkcjonować na lekcjach, ale kiedy tylko zamknął powieki pokazywał mu się obraz wybuchu. Około szóstej nad ranem wstał, aby się uszykować. Wziął szybki prysznic i wyprasował szkolny mundurek oraz treningowy kombinezon.
Kiedy wyszedł z łazienki zmierzył wzrokiem swoje dormitorium. Od ostatniej misji ani razu w nim nie sprzątał, a więc wszędzie walały się brudne ubrania, puste butelki, papierki czy opakowania po jedzeniu. Podrapał się po karku i łapiąc za kosz zaczął zbierać ubrania. Przed śniadaniem miał w planach zanieść je do wspólnej pralni i tam porządnie wyprać.
Gdyby Raphael z nim tutaj był, na pewno nie pozwoliłby mu na taki nieporządek.
Odstawił kosz na bok i zajął się segregowaniem śmieci. Obiecywał sobie, że po lekcjach pójdzie po worki i je wyniesie. Na sam koniec otworzył okno, aby wpuścić do środka nieco porannego powietrza. Kiedy budzik wybił godzinę szóstą trzydzieści złapał za kosz i wyszedł z dormitorium.
Korytarz nadal był opustoszały, ale mógł usłyszeć krzątających się uczniów we własnych pokojach. Z posępną miną zszedł schodami w dół i wkroczył do pralni. Pomieszczenie było chłodne i nie znajdowała się tu żadna żywa dusza.
Wrzucił ubrania do pralki i po nastawieniu urządzenia odniósł kosz, po czym skierował się na stołówkę. Nie był szczególnie głodny, ale wolał nie zasłabnąć na lekcjach. Usiadł z tacą przy stoliku i smętnie mieszał w jedzeniu.
– Hej, Simon! – Clary zajęła miejsce obok niego. Chłopak wymusił mały uśmiech. – Jak się czujesz?
– Cóż, um. Lepiej – ugryzł kanapkę.
CZYTASZ
sunkissed | saphael one-shots
Fanfiction❝PRZYNAJMNIEJ RAZ UWIERZ W PRZEZNACZENIE❞ #1 w valentines [15.04.2020] #1 w biseksualnośc [15.04.2020] #1 w raphaelsantiago [03.01.2021] #1 w boysromance [05.01.2021] #1 w lewis [05.01.2021] #1 w saphael [05.01.2021] #1 w aseksualność [05.01.2021] ...