be a voice, not an echo

213 28 3
                                    

Druga część poprzedniego one–shota
Specjalnie dla poprostupisze <3

Simon obudził się dopiero wieczorem. Czuł się w pewni wyspany, jednak zapchany nos i ból zatok oraz głowy wskazywał, że będzie jeszcze większym utrapieniem.

A w każdym bądź razie tak mu się wydawało.

Usiadł na łóżku i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Purpurowe zasłony były rozsunięte, przez co na niebieski dywan w szarawym odcieniu, padało światło księżyca.

On sam leżał na olbrzymim łóżku wśród szkarłatnej pościeli a w okół niego zwisał czarny baldachim. Wykopał się spod pierzyny i wstał z posłania. Wyszedł z pokoju boso, podziwiając obrazy, wiszące na ścianach korytarzów.

Zszedł po schodach na dół, zauważając Raphaela, która siedział na kanapie z nogą na nodze i w tym samym szlafroku co rano. W dwóch palcach prawej ręki trzymał papierosa a w drugiej długopis. Przed sobą na stoliku miał porozwalane papiery, w rogu stał kieliszek czerwonego wina.

W telewizorze przed nim leciał hiszpański serial. Nic nie rozumiał, ale w każdym bądź razie zgadywał, że musiał być to jakiś romans.

– I co ty będziesz robił cały ten wieczór, hm? – Santiago uśmiechnął się, zaciągając się dymem. Szatyn podskoczył.

– N.. nie wiem.. – wyszeptał, schodząc niżej.

– Jak się spało? – Wypuścił szary obłoczek, po czym zgasił papierosa w popielniczce.

– D.. dobrze.. chyba.. – Meksykanin podniósł na niego wzrok.

– Oczy się świecą – wstał i przyłożył do jego czoła swoją ciepłą, gładką dłoń. – Poczekaj tutaj.

– Nie! Raphael.. ja się już będę zbierał, naprawdę, nie chcę ci robić kłopotów.. – ciemnooki położył mu palec wskazujący na usta.

– Cisza. Nigdzie nie idziesz, bo gdzie się podziejesz? Idź na kanapę.

– Raphael..

No. – Był już w kuchni. Simon westchnął i zajął miejsce na sofie, co najwyraźniej bardzo spodobało się Amorowi, ponieważ od razu wskoczył mu na kolana, pełen nadziei, że jego pan nie będzie już mu kazał zejść.

Gdy Santiago wrócił ze srebrną tacą, na której znajdowały się leki, ponownie zlustrował go wzrokiem. Musiał przyznać, że wyglądał doprawdy przystojnie.

Na jego bladej, anielskiej twarzy w uśmiech wygięły się pełne, czerwone usta a na czoło opadały czarne, naturalne loki. Zdecydowanie wolał je od nażelowanych włosów.

– Więc – głos Raphaela brzmiał jakby z oddali. – Czy podjąłeś decyzję? – Włożył termometr do ust młodszego chłopaka.

– Jesce nie – wyseplenił przez urządzenie.

– Spokojnie. Mamy czas – powiedział, wyciągając termometr z ust. – Masz gorączkę. Bierz leki i pod koc, zaraz dam ci coś na stopy – Lewis wiedział, że już nie warto protestować.

Po chwili leżał pod warstw grubych kocy, z kubkiem herbaty w rękach, ręcznikiem na czole i puchatymi skarpetkami na stopach. Meksykanin poskładał na stoliku, po czym wyłączył telewizor i usiadł obok niego.

– O której godzinie przeważnie chodzisz spać? – Zapytał. Głupszego pytania nie mogłeś zadać? Ciemnooki się zaśmiał.

– To zależy. Przeważnie o dwudziestej trzeciej, no chyba, że papierów jest za dużo – zaśmiał się. Simon stwierdził, że to jeden z najpiękniejszych dźwięków jaki kiedykolwiek słyszał.

sunkissed | saphael one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz