we met like a poem

113 14 0
                                    

Raphael wcale nie chciał się spotkać z Simonem.

Jednak wciąż pod szponami przebiegłej lisicy, musiał porwać nic nie znaczącego chłopaka, jedynie dla Kielicha.

Dziwnie tak było trzymać przerażonego, nieświadomego nastolatka, trzęsącego się ze strachu.

Zegar tyka. Tik tak, ludzie.

Jednak, gdy Nocni Łowcy, wrócili po niego, ten oddał go w ich ręce.

Później wysyczał słowa

Nigdy już tutaj nie wracaj.

Drugi raz spotkali się pewnej gwieździstej nocy, w mrocznej, zapleśniałej uliczce, gdy księżyc oświecał wszystkich swoim magicznym blaskiem.

Zgubiłeś się, chłopczyku? — pomimo lodowatego, niczym kostki lodu głosu, uśmiechnął się, odsłaniając ostre jak brzytwa kły.

Ręce miał schowane w głębokich kieszeniach czarnego płaszcza, którego nie potrzebował.

Już nie czuł zimna i sam był zimny.

N.. nie.. — wyjąkał tamten, przepełniony dzikim strachem.

Trzęsiesz się — stwierdził.

W.. wiesz.. muszę już iść — skwitował krótko.

Zaczekaj — głos głęboki, pewny siebie — weź to — ściągnął z siebie płaszcz, rzucając go w dygoczące dłonie chłopaka — nie musisz mi go oddawać, nie potrzebuję go.

I odszedł.

Przez kilka następnych nocy, spotykali się w tym samym miejscu, Simon każdego razu był w jego płaszczu.

Pierwszy pocałunek nastąpił w biurze Raphaela, w hotelu Dumort. Santiago trzymał go delikatnie za ramiona, a tamten odgarnął kosmyk jego kruczoczarnych włosów.

Później pochylili się, a ich usta spotkały.

Simon był jak ogień, sunący przed siebie, nie zwracający uwagi na wszystko wokół. Raphael był jak lód, który ulegał jego płomieniom.

Ich usta poruszały się w rytmicznej symfonii, czasem można było usłyszeć cichy pomruk.

To wtedy Santiago pierwszy raz poczuł się, jakby jego temperatura podskoczyła, serce zaczęło ponownie bić.

Znowu był człowiekiem.

Gdy Raphael pierwszy raz ugryzł Simona, gdy ten spotkał go pełnego furii, szperającego w szafkach komody wśród morza dokumentów.

Jego zaciśnięte usta zrobiły się alabastrowe niczym jego skóra, włosy były zburzonymi falami. Próbował go wtedy uspokoić, delikatnym gestem, złotym słowem, ale furia kontrolująca wampirem mu na to nie pozwoliła.

Został przybity do onyksowej, ceglanej ściany, w węglowych oczach Meksykanina błyskał głód.

Zbliżył usta do jego oliwkowej szyi, najpierw składał na niej małe, kwieciste pocałunki, a dopiero później namiętne, płomienne.

Gdy nie usłyszał żadnego sprzeciwu wbił kły, a chłopak wydał jęk. Ból rozszedł się po jego całym ciele, czuł jakby ktoś usiadł na jego klatce piersiowej, ktoś zabierał mu wdech.

Jednak po pewnym upływie czasu, poczuł rozkosz, przyjemność. Owinął starszego mężczyznę ramionami, wbijając paznokcie w jego plecy.

Ich pierwszy intymny raz, nastąpił po roku bycia w związku.

Raphael Santiago nigdy nie czuł potrzeby uprawiania stosunku intymnego.

Słowa, proszące o delikatność i ostrożność, wypływające z ust wampira, roztrzęsione pełne strachu oraz niepewności, zszokowały Simona.

Jednak wcale ich nie zlekceważył. Był delikatny, powolny. Zawsze pytał się czy jest w porządku, czy może kontynuować, albo czy może już chce skończyć. Po tym obydwoje leżeli pod puszystą pierzyną, wyrównując rozszalałe oddechy.

— Jesteś piękny — powiedział wtedy Simon, dotykając jego zimnego policzka. Przybliżył się i złożył barwny pocałunek w kąciku jego ust.

sunkissed | saphael one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz