Simon nie odwiedzał hotelu przez równe pięć dni. Nauczyciele obsypali wszystkich nauką. Jego matka zaczęła się martwić o swojego syna. Niedawno wrócił z podbitym okiem, a raz nawet nakryła go na wyjściu z domu w samym środku nocy.
Odwiedził Dumort dopiero w sobotę, po wszystkich zajęciach i kiedy każdy z członków rodziny odpłynął do krainy Morfeusza. Tej nocy miasto spało spokojnie, a ruch uliczny się zmniejszał. Neony również powoli gasły, pozostawiając każdą najmniejszą uliczkę w wielkiej tajemnicy.
Drzwi do hotelu był obdrapane, schodziła z nich zielona farba. Może kiedyś zaproponuje Raphaelowi odmalowanie drzwi. Wszedł do środka, a przeszywający chłód od razu go uderzył. Rozległy się szybkie kroki, w ułamku sekundy stanął przed nim Elliot.
– Na miłość Boską, Simon, zrób coś z tym dzieckiem, bo wydaje mi się, że nawet Raphael sobie z nią nie radzi – złożył ręce jak do pacierza.
– Naprawdę? – uniósł jedną brew.
– Nie okłamałbym cię, proszę w imieniu całego klanu! – tym razem to Simon wystawił ręce, ale w geście obronnym.
– Okej, okej! – zaśmiał się. – Już do nich idę – powiedział i ruszył do gabinetu.
– Powodzenia! – złapał za zimną klamkę, wchodząc na jedno wielkie pobojowisko. Nadepnął na jedną z zabawek, która głośno pisnęła.
– Raphael? – zawołał. Na królewskim łożu, widniała tylko góra pościeli, na której siedziała Rosa, bijąc w nią rączkami.
– Wstawaj, wstawaj! – krzyczała.
– R.. Rosa, słońce – podbiegł do niej, wziął ją nam ręce.
– Tata!
– Tak, tak.. zostaw papę w spokoju, dobrze? – poprawił ją i przebiegł wzrokiem po pokoju. Posadził ją na skórzanym fotelu, po czym zaczął szperać po szufladach z nadzieją, że Santiago posiada jeszcze białe kartki, oprócz dokumentów. Kiedy je znalazł, położył je przed nią i wręczył długopis. – Porysuj, dobrze? – dziewczynka pokiwała głową.
Nagle jego wzrok przykuł mały zeszyt. Wziął go do rąk. Kartki były pofalowane, jakby ktoś wrzucił go do wody. Kiedy go otworzył, okładka zatrzeszczała. Na każdej ze stron, znajdował się tekst napisany pięknym, kaligraficznym pismem w języku hiszpańskim.
A gdzieniegdzie nawet czarno-białe zdjęcia.
Przedstawiały one chłopca wraz z mniejszą dziewczynką, a pomiędzy nimi stała kobieta. Czasem byli pojedynczo, na jeszcze innym jedynie dzieci.
To była rodzina Raphaela.
Kiedy dalej przewracał zżółkłe kartki, każda kolejna robiła się coraz bielsza.
I to na pierwszej, śnieżnej kartce znajdował się ogromny napis:
Marido
Nie wiedział co ono oznacza, ale na każdej stronie znajdowało się jego zdjęcie i hiszpańskie dopiski.
Na jeszcze innej pojawił się kolejny tytuł:
Marido e hija
I zdjęcia Rosy.
Później wszystko się kończyło.
Chłopak odłożył zeszyt, starając się zebrać myśli.
Może to miało być coś w stylu albumu rodzinnego?
Nawet nie przypominał sobie, żeby Raphael robił mu zdjęcia. A jak już, to jego telefonem.
Spojrzał na górę pościeli, ale nie poruszyła się ani razu.
Podszedł bliżej, motając się z kołdrą, aby odsłonić przynajmniej anielską twarz wampira.
Wyglądał na spokojnego.
Odgarnął z czoła jego włosy i złożył na nich pocałunek.
Raphael zapisywał swoje wspomnienia.
Później podszedł do Rosy.
– To co tam rysujesz?
Marido – mąż
Marido e hija – mąż i córka
CZYTASZ
sunkissed | saphael one-shots
Fanfiction❝PRZYNAJMNIEJ RAZ UWIERZ W PRZEZNACZENIE❞ #1 w valentines [15.04.2020] #1 w biseksualnośc [15.04.2020] #1 w raphaelsantiago [03.01.2021] #1 w boysromance [05.01.2021] #1 w lewis [05.01.2021] #1 w saphael [05.01.2021] #1 w aseksualność [05.01.2021] ...