Part XXVI

210 10 2
                                    

Wieści szybko się rozniosły, cały świat słyszał o tragicznym losie nowej żony prezesa największej sieci hotelów na świecie.

Vin był wrakiem człowieka. Nie był w stanie pozbierać się po utracie żony, jedynej miłości jego życia i jego sensu.

Jego prace przejął Andrew oraz Micheal, a on całymi dniami leżał na łóżku zalewając się łzami i przytulając zdjęcie uśmiechniętych nowożeńców na Seszelach.

Żaden z braci nie miał pojęcia co zrobić ze zrozpaczonym bratem. Ariana starała się z całych sił podnieść Vin'a na duchu, ale ani razu jej się nie udało.

Bez Sheili, Vin po prostu nie istniał. Modliła się każdego dnia o to, żeby wydarzył się jakiś cud dotyczący tego wszystkiego, żeby to była pierdolona pomyłka. Tak bardzo chciała odzyskać przyjaciółkę, którą traktowała jak własną siostrę.

Pragnęła tego najbardziej na świcie, tak jak wszyscy.

~~~~~~~~~~~

Obudziłam się zalana potem, te moje koszmary są coraz gorsze, poza tym żona? Co jest z moją wyobraźnią nie tak? Vincent na pewno nie pojął by sobie mnie za żony.

Zerknęłam na zegarek i zobaczyłam, że jest dopiero 1. Westchnęłam wiedząc, że już nie usnę. Wstałam i weszłam do łazienki ogarnąć się. Zrobiłam codzienną rutynę i weszłam do garderoby. Dzisiaj jest sobota i mieliśmy razem pojechać do centrum, tak rekreacyjnie.

Założyłam na tyłek czarne jeansy i czarny golf. Upięłam włosy w kucyka na czubku głowy i wyszłam z sypialni. Zbiegłam po schodach ciesząc się tym, ze moja noga już całkowicie przestała boleć.

Sięgnęłam po szklankę i nalałam do niej wody. Zaczęłam spokojnie pić wodę dopóki nie zobaczyłam 2 mężczyzn na naszej posesji, jeden był nieznajomym z latarką, a drugi był tym facetem, który uwiesił się na mojej szyi jak uciekałyśmy.

Posłał mi uśmiech, co wyglądało prze potwornie, bo nie miał połowy twarzy, pewnie po bliskim spotkani z asfaltem. Nie wiedziałam czemu, ale zamiast zostać w domu, lub powiedzieć co się dzieje Vin'owi wybiegłam z domu i zaczęłam na bosaka biec w stronę ochroniarzy.

Cała zadyszana biegłam ile sił w nogach do nich, ale z 5 metrów przed bramą zobaczyłam jak oby dwa ciała opadły bezwładnie na ziemię. Zmiana planów, ruszyłam najszybciej jak mogłam w stronę domu, już byłam na schodach kiedy poczułam ponowie rozwalający ból w nodze, w tej samej co kurwa ostatnio.

Potknęłam się i uderzyłam o kant schodka ułamując kawałek i rozdzierając skórę na głowie. Biały błysk przeleciał mi przed oczami, a po chwili zaczęło mnie mdlić, ale jakbym teraz została na tych schodach, to by mnie zabili. Doczołgałam się na górę i zamknęłam za sobą drzwi.

Zobaczyłam jak klamka szybko zaczęła się poruszać, a ja szybko wstałam lecz ponownie się wywaliłam, jebana noga. Kiedy wreszcie udało mi się wstać złapałam się barierki na schodach i starałam się jak najszybciej dostać do góry.

Waliłam z całej siły w każde drzwi jakie były na korytarzu i potknęłam się znowu upadając. Po chwili usłyszałam otwieranie się drzwi, więc odetchnęłam z ulgą łapiąc się za czoło, na którym na pewno będę miała siniaka.

-Co ty odpierdalasz? - zapytał się Ethan podchodząc do mnie zaspany, a zaraz obok niego wyszedł Mike.

-Wariatka miała rację - powiedziałam i nagle w salonie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i wyłamywanych drzwi.

-Kurwa mać - szepnął Mike podnosząc mnie i biegnąc ze mną do mojej sypialni. Położył mnie na łóżku i zapalił światło które spowodowało ogromny ból oczy.

-Zgaś - szepnęłam.

-Nie wygląda to dobrze, ale zaraz do ciebie wrócę- poinformował i położył mi koło głowy glock'a. - Na wszelki wypadek - wyjaśnił i wyszedł z pokoju.

Ja pierdole, jak mnie głowa boli, a pulsująca krew, która plamiła mi całą twarz nie była zbyt smaczna. Usłyszałam na dole jakieś strzały, więc otrząsnęłam się i złapałam za pistolet odblokowywując go, przy okazji zakładając tłumik. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi podpierając się o ścianę.

Słyszałam szamotaninę na dole, ale również to, że ktoś jest na pierwszym piętrze. Zerknęłam przez szparę i dostrzegłam, że jakiś nieznajomy typ wchodzi do sypialni Ariany. Wycelowałam w niego i strzeliłam. Nie wiem gdzie trafiłam, ale ciało opadło na podłogę.

Wyszłam z pokoju oparłam się o jedną ścianę i w ciągu dalszym mierzyłam w stronę schodów, ale poczułam żelazny uścisk na mojej szyi. Szamotałam się ile wlezie, ale powoli traciłam siły wraz z tlenem.

Zamachnęłam się pistoletem i uderzyłam go. Facet jęknął i mnie puścił, a ja zaczęłam łapać duże oddechy. Spojrzałam na mężczyznę i okazało się, że to znowu on i w dodatku uśmiechał się bezczelnie. Wstałam szybko i przyłożyłam mu ponownie glock'iem wybijając zęby. Jego głowa odleciała do tyłu, a sam napastnik stracił przytomność.

Kiedy usłyszałam że kolejny napastnik wchodzi po schodach wymierzyłam w niego pistolet, ale on był szybszy i strzelił mi w prawą rękę. Przestałam czuć prawą dłoń, więc pośpiesznie przełożyłam broń do drugiej i starałam się go chociaż drasnąć, ale lewą jest na prawdę ciężko.

Na szczęście ostatnia kula była tą szczęśliwą i mężczyzna stoczył się po schodach w dół. Szybko wstałam kulejąc i trzymając się za prawą dłoń. Oberzałam cały dół i zobaczyłam przywiązanych chłopaków do krzesła, ale gdzie jest Ariana?

Nagle usłyszałam pisk połączony z płaczem dziewczyny, więc szybko się wróciłam do jej pokoju. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam jakiegoś grubego faceta, który chciał zedrzeć z Ariany spodnie, ale ona dalej walczyła.

Zamachnęłam się z całej siły jaką miałam w lewej ręce i uderzyłam faceta. Niestety ten ruch nawet go nie zabolał, moja lewa ręka ewidentnie jest na prawdę bardzo słaba. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął obleśnie.

-Nie pogardzę trójkątem - mruknął i złapał mnie za pierś. Pomimo bólu spięłam całą prawą dłoń i zamachnęłam się uderzając go metalową bronią. -O ty kurwo - krzyknął i dobitnie poczułam jego dłoń na moim policzku, bo aż mi coś chrupnęło.

Zamachnęłam się ponownie i mężczyzna zatoczył się do tyłu. Dałam mu jeszcze 2 razy dla pewności, że nie wstanie szybko i spojrzałam na Arianę, która cała się trzęsła.

-Zaraz wrócę, tylko pomogę chłopakom - szepnęłam i pogłaskałam ją po policzku. - Zostań tu - szepnęłam i wyszłam z pokoju.

Ruszyłam w stronę światła, które wydobywało się z salonu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że nie ma nikogo na dole, ale moja ulga bardzo szybko się ulotniła, ponieważ poczułam bardzo mocne uderzenie i nie było mowy o utrzymaniu równowagi.

Przeleciałam nad schodami i mocno rąbnęłam o podłogę w salonie. Szybko popatrzyłam do góry i zobaczyłam jak wściekły mężczyzna biegnie w moją stronę. Ten co nie miał połowy twarzy, jakim cudem on cały czas trzyma się na nogach? Z jego ust skapywała krew, a po chwili usiadł na mnie i uderzył w żebra. Wygięłam się w jakąś niemożliwą pozycję i przypadkiem uderzyłam głową w coś twardego.

Usłyszałam coś nad swoją głową i zobaczyłam, że wszyscy patrzą i pokazują jeden kierunek. Spojrzałam tam i zobaczyłam pistolet. Zaczęłam się czołgać w tamtym kierunku, ale niestety poczułam ciągnięcie z powrotem przez nieznajomego.

Poczułam uderzenie prosto w wątrobę, więc poczułam jak oddech ugrzązł mi w gardle, a on złapał mnie za gardło zaczynając dusić z powrotem. Otworzyłam usta błagając o chociaż mały kawałek powietrza.

Zobaczyłam przez rozmazany widok uśmiechniętego mężczyznę, czy to mój ostatni widok w życiu? Chyba tak, bo zamknęłam oczy.

I Can Be NeedyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz