Okazało się, że Sophie leży w tym samym szpitalu, oczywiście to nie był zbieg okoliczności, bo Vin maczał tym swoje paluchy, ale cieszę się, że właśnie to zrobił. Przynajmniej mam w jednym budynku zakochańców, którzy się prawie zabili nawzajem. Szkoda gadać.
Stoję przed szybą i wpatruję się w spokojnie leżącego Ben'a. Jest podpięty do miliona kabelków, ale najważniejsze jest to, że żyje. Z doświadczenia muszę przyznać, że nie będzie mu łatwo wrócić do formy po tym idiotycznym wybryku.
Wszystkie rehabilitacje, ogromny ból, problemy z poruszaniem się, problemy psychiczne zaczynają się naradzać, ale wątpię, żeby w tym przypadku miały miejsce. W końcu ma Sophie, za kilka miesięcy będzie tatą, więc pewnie da sobie radę. Ja jedyne co miałam to załamanie nerwowe spowodowane brakiem sprawności, wiedzy, że nigdy nie będę miała własnych dzieci i bijącego męża, to znaczy przynajmniej się za takiego podawał, ale mam coraz większe wątpliwości.
-Nad czym myślisz? - zapytał mnie głos z tyłu, a ja poczułam jak serce zaczęło mi szybciej bić. Odwróciłam się pośpiesznie w stronę Vincent'a, ale nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak blisko.
Nasze nosy niemalże się stykały, a ja czułam jak w podbrzuszu buzuje mi krew. Patrzyłam przez chwilę na jego pełne malinowe usta, ale oderwałam w końcu wzrok, kiedy zobaczyłam łobuzerski uśmiech. Spojrzałam wyżej, a w oczach mężczyzny skakały iskierki, tylko czego?
-Tak ogólnie - wyszeptałam. Poczułam jego oddech odbijający się o moją szyję, tak dosadnie, że aż poczułam dreszcz przechodzący przez całe moje ciało.
Nie wiem czemu, ale serce nakazywało mi się teraz na niego rzucić i wreszcie poczuć smak tych ust na moich, ale rozum zakazywał mi tego. Ostatnio jest tak bardzo troskliwy, a ja właśnie tego potrzebowałam od Calum'a, potrzebowałam prawdziwego ciepła, którym utrzymywałby mnie przy sobie.
Na samym początku śmiertelnie bałam się Vincent'a, a teraz? Czuje, że jestem w stanie zaufać mu w 100%. Dochodzi do mnie myśl, że prawdziwym śmiertelnym zagrożeniem dla mnie był Calum. Wiem, że o zmarłym nie myśli się źle, ale...
Tok mojego myślenia został przerwany poprzez okropny dźwięk za szybą. Szybko się obróciłam i zobaczyłam, że w stronę Ben'a biegną pielęgniarki. Wiozły za sobą jakieś urządzenie, a ja przyglądałam się temu z przerażeniem.
Po chwili do sali wbiegł lekarz i zaczął coś mówić do pielęgniarek. Odpięły one go od maszyny, a ja poczułam jak nie mogłam złapać oddechu. Wybiegli z sali, a ja ruszyłam biegiem za nimi.
-Co się dzieje? - zapytałam drżącym głosem. -Co się dzieje?! - zapytałam głośniej.
-Proszę nam nie przeszkadzać - powiedziała pielęgniarka, a ja poczułam mocny chwyt z tyłu. Obróciłam się z pretensją i zobaczyłam zmartwioną twarz Vin'a.
-Puszczaj mnie - krzyknęłam i zaczęłam się mu wyrywać. -Kurwa puść mnie - zapiszczałam bez grama siły i upadłam na kolana. Opuściłam głowę patrząc na kafelki i zaniosłam się płaczem.
-Sheila spokojnie - starał się mnie uspokoić. -Jest w rękach specjalistów - dodał, a ja poczułam jak został mi zabrany ostatni wdech powietrza. Poczułam jak mnie puszcza, co było błędem, bo upadłam całym ciałem na podłogę.
-Sheila? - zapytał Vin, ale ja nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, tylko walczyłam o chociażby jeden wdech powietrza. -Pomocy! - krzyknął Vin i odgarnął moje włosy do tyłu. Kątem oka zobaczyłam biegnącą w naszą stronę pielęgniarkę, ale bardziej zwróciłam uwagę na mężczyznę pochylającego się nade mną. -Nie zostawiaj mnie maleńka - błagał, a ja zamknęłam oczy.
Otworzyłam po chwili je ponownie i zobaczyłam młodszego Vin'a upadającego na kolana, a z jego oczu popłynęły dwie samotne łzy. Był za szklanymi drzwiami, a ja wpatrywałam się w jego niebieskie oczy, w których pierwszy raz runęła góra lodowa. Ostatnim co widziałam to jego usta formujące się w słowo "maleńka", a potem zamknęłam oczy.
Zaczęłam kaszleć i brać duże oddechy, które paliły mnie w przełyku, a potem w płucach. Każdy oddech powodował parzący ból, ale przynajmniej miałam możliwość oddychania. Po dłuższej chwili odsunęłam od siebie maskę tlenową i usiadłam.
Bardzo kręciło mi się w głowie, ale i tak usiadłam na plastikowym krzesełku. Brałam małe oddechy i przyjrzałam się przerażonemu Vincent'owi, któremu teraz na twarzy malowała się ulga.
-Często pani zdarzają się takie napady? - zapytała pielęgniarka, a ja zaprzeczyłam.
-Ma nerwicę serca - przyznał Vin, jakbym miała siłę opieprzyłabym go teraz, ale nie mam siły.
-Zrobimy pani badania kontrole - powiedziała, a ja już chciałam zaprzeczyć głową, ale Vin podniósł mnie i zaczął nieść za pielęgniarką. Posadził mnie na wózku inwalidzkim, a mi do głowy od razu wróciło wspomnie jak nie mogłam wstać z kanapy.
Pojechaliśmy do jakiejś sali i zaczęłam się rozglądać po jej wnętrzu. Zostałam położona przez Vincent'a na kozetce, a pielęgniarka zaczęła przypinać mi kabelki do piersi i klatki piersiowej. Kiedy zobaczyła, że ciężko mi się oddycha, więc podała mi maskę tlenową za co byłam wdzięczna.
Maszyna zaczęła bardzo szybko pikać, a ja patrzyłam na pielęgniarkę. Po chwili spojrzała na mnie surowym wzrokiem.
-Miała pani stan przed zawałowy - powiedziała, a ja westchnęłam naciągając mocniej maskę tlenową na nos. -Zostanie pani u nas - powiedziała poważnym głosem.
-Ale nie ma takiej potrzeby - wyjaśniłam szybko, ale zapomniałam, że przed chwilą nie mogłam oddychać, więc ponownie się zapowietrzyłam przez co poczułam palenie w płucach.
-Proszę nawet bez dyskusji - rzekła wstając, a ja spojrzałam na Vincent'a, który stał koło ściany i przyglądał mi się. Nie wiedziałam czy był zły, czy wystraszony, bo miałam niewyraźny obraz, ale po chwili podszedł do mnie. Złapał za krzesło i usiadł obok mnie łapiąc za dłoń.
Pocałował jej wierzch, a ja się lekko uśmiechnęłam.
-Nawet nie wiesz jak mnie nastraszyłaś - powiedział śmiejąc się bez grama radości.
Złapałam jego dłoń i zdjęłam na chwilę maskę tlenową. Spojrzałam na jego dłoń i złożyłam na niej pocałunek. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale czułam, że właśnie to powinnam zrobić.
Powoli wróciłam wzrokiem do jego oczu, w których ponownie coś błysnęło.
-Dziękuję - szepnęłam i powoli zaczęłam przymykać oczy. Jedyne czego teraz chciałam to znowu zostać nazwana "maleńką".
CZYTASZ
I Can Be Needy
RomanceNancy jedyne czego pragnie to żeby ktoś zrozumiał, że ona też czasami może być potrzebująca. Czy mąż, który jest kochany przy innych jest tak samo czuły tylko w jej obecności? Zapraszam drogi czytelniku do czytania :) #1 Scared - 11.11.2020 :)