Będąc niczym gwiazdy

28 4 31
                                    

Nagłe uczucie spadania wybudziło ją z nieprzyjemnego koszmaru. Płytki oddech zmusił ją do podniesienia się z miękkiej poduszki. Drżącą ręką przetarła palące wręcz żywym ogniem oczy. Przejechała językiem po spierzchniętych wargach. Szybkie bicie serca powoli zaczęło się wyrównywać, choć jeszcze chwilę temu narząd pompujący ciemną ciecz pracował w zastraszająco szybkim tempie. Kolejna ostra fala bólu przeszyła jej czaszkę. Krople potu mieniły się na jej czole i skroniach. Uczucie gorąca spowodowało, że musiała zrzucić z siebie grubą kołdrę, odsłaniając ciemną koszulkę i dresowe spodnie z widocznymi oznakami użytkowania.

- Cholera... - westchnęła, przełykając z trudem ślinę. Jej gardło było nerwowo ściśnięte, więc ta codzienna czynność sprawiła jej nie mało bólu.

Dziewczyna już bez słowa zeskoczyła sprawnie z wysokiego łóżka. Przyjemny chłód rozpłynął się po jej ciele, gdy bosymi stopami dotknęła zimnych desek ułożonych w nierównych odstępach na fundamentach starego domu. Czerwony blask księżyca przebijał się przez białe firanki, tworząc na szarych ścianach niepokojąco wyglądające wzory. Ona jednak zignorowała te tak dobrze znane ornamenty i podeszła do niezbyt imponujących rozmiarów szafy, po czym otworzyła ją cicho, krzywiąc się na przeszywający pisk zawiasów. Pochyliła się nad kilkunastoma wieszakami i ostrożnie wyciągnęła ten, na którym wisiała czarna kurtka. Sprawnym ruchem wsunęła zdrętwiałe ręce do rękawów okrycia. Gdy już to zrobiła, ściągnęła z bladego nadgarstka gumkę do włosów i związała krótkie kosmyki, które, poplątane, nie chciały z nią współpracować. W jednym z kątów pomieszczenia znalazła swoje ciemne tenisówki i w całkowitej ciszy opuściła pokój.

Donośne, rytmiczne chrapanie roznosiło się po całym, pogrążonym w nocnej ciszy mieszkaniu. Dorosły mężczyzna leżał na brzegu wąskiej kanapy stojącej dwa metry od komody ze źle działającym telewizorem. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo pod grubym kocem, który służył mu zamiast ciepłej pierzyny. Anastasia przystanęła na chwilę, podpierając się o futrynę drzwi od swojej sypialni. Chwilę nad czymś myślała, lecz w końcu otrząsnęła się z zadumy i ruszyła w stronę wyjścia, pilnując przytłumionego stukotu własnych butów. Równie uważnie zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie zaspana. Westchnęła głęboko z zamkniętymi oczami. Lodowate powietrze drażniło jej nozdrza, ale zignorowała to, oddychając pełną piersią. Pod palcami czuła wilgotną powierzchnię, choć na uniesioną do nieba twarz nie spadła ani kropla deszczu, który rozpadał się zaledwie kilka godzin wcześniej. Na pobladłych policzkach szatynki od razu zakwitły czerwone różyczki, a usta przybrały kolorów dojrzałych truskawek. Cichy oddech nastolatki zdawał się być jedynym dźwiękiem, który rozbrzmiewał na pustej ulicy na obrzeżach miasteczka Hays.

Urwał się jednak z chwilą, gdy mózg dziewczyny wprawił w ruch jej niezbyt silne nogi. Te pomimo jej usilnej chęci pozostania w miejscu, zaczęły schodzić z niewielkiego podestu przed wejściem do budynku. Seledynowe oczy odznaczające się w mroku, który zapanował nad całym miastem, śledziły ścieżkę wyłożoną popękanymi, betonowymi płytami. Ta dróżka wiodła między oceanem zielonkawej trawy i miała swój kres dopiero u stóp długiej ławki, ustawionej nieopodal drewnianego płotu - granicy posesji. Usiadła na wilgotnej ławeczce, a następnie ułożyła na niej plecy, podkurczyła nogi i położyła obolałą od kolejnej migreny głowę na metalowej poręczy. Oddech i tętno powoli się stabilizowały, choć intensywny ból nadal nie znikał. Uniosła swój pusty wzrok na ciemnobordową nicość wysoko ponad nią.

Drobne punkciki połyskiwały niepewnie na szkarłatnym, nocnym niebie. Iskrzące się wesoło ciała niebieskie zdawały się mrugać wesoło na jej widok. To niezwykłe powitanie rozniosło się po każdą z konstelacji. Te pełne energii iskierki odbijały się w wyblakłych oczach szatynki, dodając im dawno upragnionej głębi. W ciągu tych zaledwie kilku minut wszystkie wspomnienia i emocje wróciły do dziewczyny. Te uczucia objawiły się jedynie w tych jasnozielonych, pozbawionych dziecięcej radości oczach. Kaskady doznań i góry wspomnień, które na co dzień ukryte były w seledynowych niedoskonałościach wyblakłych tęczówek, teraz zabarwiły je intensywnymi odcieniami. Jednak cała postawa nastolatki nadal pozostała niewzruszona. Twarz zastygła w bezruchu, nie potrafiąc oddać piękna kłębiących się w natłoku myśli, które pewnie nadal biłyby się z natrętnymi ideami, gdyby nie zachrypnięty ton, który doszedł do uszu szatynki w najmniej spodziewanym momencie.

VenandiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz