Anastasia muskała palcem ucho szarego kubka, który ogrzewał jej suche dłonie. Zielona herbata poruszała się w rytmie, który wytyczała poprzez dotykanie naczynia. Ciecz drgała delikatnie na powierzchni, przypominając powierzchnię jeziora, którą rozbudził delikatny deszcz. Ledwo zauważalna para omiatała bladą twarz nastolatki, pogłębiając wrażenie długotrwałego zmęczenia. Jednocześnie jednak te białe dymki rozjaśniały nieco czarne węgliki emanujące jakimś zwodniczym błyskiem.
- To ta! - zawołał nieoczekiwanie Adrian siedzący na krześle tuż obok niej.
Dziewczyna wyrwana z zamyślenia poruszyła się zaskoczona, o mało nie wylewając na kolana gorącego napoju. W ostatniej jednak chwili zdołała odsunąć od siebie kolorowe naczynie, wylewając kropelkę czy dwie na podłogę. Mruknęła zirytowana pod nosem jakieś przekleństwo, nie chcąc przeszkadzać zajętemu grą towarzystwu. Gdy już się zaczęła się uspokajać, nadal będąc delikatnie wytrąconą z równowagi, przeniosła swoje krytyczne spojrzenie na blondyna o fioletowych rogach. Rosły nastolatek uśmiechnięty od ucha do ucha pokazywał jej mały papierowy kartonik, który chował się bez problemu w jego dużej dłoni. Anastasia przez chwilę przypatrywała się kolorowej powierzchni karty, która ukazywała jakąś postać. Szatynka dokładnie przeanalizowała kontur kobiecej postaci o długich czarnych włosach, które zakryte były kapturem bordowej szaty. Chociaż na czubku głowy tej namalowanej postaci nie było widać żadnego atrybutu władzy, wydawała się ona tak dumna, że An nie mogła mieć złudzeń - to była dama kier, królowa wszystkich szeregowych kart.
- Nie, to nie ta - odparła jednak Anastasia, przywołując w pamięci trójkę pik, którą wcześniej wylosowała z całej dużej talii.
Adrian słysząc te słowa, od razu przyjrzał się dokładnie rysunkowi, który ukazywał ciemnowłosą w szkarłatnym ubiorze. Przez kilka sekund skakał spojrzeniem to na kartę, to na rówieśniczkę przed sobą, taksując wzrokiem obydwie. Jego udawane skupienie było na tyle komiczne, że Anastasia z trudem zachowała powagę. To jednak nie było potrzebne, bo i on w końcu pokręcił głową z niekrytym uśmiechem i położył ponownie kartę na kupkę dwudziestu trzech innych. Poddał się.
- Nie będzie z ciebie dobrego magika - stwierdziła z zawodem An, lustrując wzrokiem wiecznie rozradowanego demona.
- Raczej nie będzie mi to szczególnie potrzebne w przyszłości - wzruszył ramionami rogaty chłopak, chwytając kolorową puszkę napoju energetycznego, który popijał wraz z Danielem od początku tego wieczornego spotkania wszystkich lokatorów dziwnego domostwa.
- Nie będziesz mógł zabłysnąć na imprezach bez tego. A to wielka szkoda - zauważyła nieco kąśliwie, o co wcześniej by się nie posądziła.
- Wolałem kiedy nie serwowałaś mi takich uwag - rzucił Adrian, wpatrując się w nią z fascynacją w ciemnych koralikach, które ukryte były pod długimi jak na chłopaka rzęsami. Chociaż jego uwaga mogła wydawać się całkowicie poważna, on sam nie dawał tego po sobie poznać.
- A ja wolałam, gdy byłeś małomówny - odgryzła się dziewczyna, nie mogąc się powstrzymać. Blondyn przewrócił teatralnie oczami, lecz wciąż był bardziej zainteresowany tym, co miała do powiedzenia, niż urażony.
- Lubisz moją przykrywkę? - spytał, unosząc brwi w geście zaskoczenia. Swój uśmiech zastąpił też o wiele poważniejszym grymasem, który przywrócił jej wspomnienia o początkach ich dosyć niespotykanej relacji. Doskonale pamiętała tego posępnego siedemnastolatka, który w zupełnej ciszy przypatrywał się niewyremontowanym klasom Hays High School i pełnym nastolatków korytarzom. Był zupełnie inny niż myślała na początku. Był wręcz przeciwieństwem demona, którego zobaczyła wtedy na ulicy nieopodal liceum.
CZYTASZ
Venandi
Fantasy"Równo o godzinie szesnastej szare niebo, które raz po raz wyrzucało z siebie kolejne fale dziecięcych łez, rozbłysło niebieskim blaskiem. W tym samym momencie w Europie, Azji, Afryce, Australii i obu Amerykach gęste obłoki rozsunęły się, by wpuścić...