Mijały minuty. Potem uciekły pierwsze kwadranse. Następnie powstały z nich godziny. Trzy całe godziny milczenia i bezruchu. Czas pokutny nie miał końca. Zdawało się nawet, że nic prócz tej dziwnej zadumy nie miało miejsca w tym wielkim i różnorodnym na co dzień świecie. Przynajmniej dla nich.
Zwątpili już w słuszność jakiegokolwiek ruchu, jakiegokolwiek działania. Na początku starali się mówić, lecz spokojne rozmowy przerodziły się w krzyki, które na pewno rozniosły się po pustkowiu przedmieścia. Pierwsze ciche westchnienia i uspokajające oddechy zmieniły się w łkanie zupełnie niepodobne do złośliwości tych istot. Ale oni w tamtej chwili nie mieli siły na złość, mogli jedynie oddać się marazmowi, kładąc się na wznak na ziemi. Trawa była mokra od deszczu, a gleba zmieniła swoją suchą strukturę na o wiele bardziej błotnistą, więc ich ubrania pokryły się rozległymi plamami. Włosy dwóch nastolatek splątały się od wichru, który dopiero niedawno się uspokoił. Ich twarze pobrudzone były od łez i mżawki, która wciąż padała nad samą działką, choć Hays znów rozświetlone zostało przepięknym słońcem. Jednak oni wciąż łkali wraz z niebem, jakby i ono odczuło tę dziwną stratę dla całego miasteczka, o której ono jeszcze się nie dowiedziało.
Przez całe trzy godziny, które mogli odliczyć na zegarku, nie przychodził nikt. W czasie drugiej godziny zniknął gdzieś brunet w skórzanej kurtce, zabierając ze sobą swoje rzeczy. Nie pożegnał się z nimi, czując, że nie uzyskałby i tak odpowiedzi. Po prostu zostawił ich w spokoju, wcześniej niszcząc tylko granicę, jak każdy z łowców miał w zwyczaju. Gdy siedział tak obok nich, jedynie bił się z myślami odnośnie nastolatki, którą właśnie przeprowadził przez wrota wymiarów. Nie rozumiał, skąd u jego przyjaciół tyle empatii wobec dziewczyny, która miała w sobie więcej pierwiastków człowieka niż demona. Dziwił się, że mogli troszczyć się o kogoś, kto poświęcił się dla innych, co przecież nie było dla nich dotąd zrozumiałe. A gdy tak myślał, odzywały się w nim dziwne głosy kłócące się głośno w jego głowie. Więc odszedł, unikając ich i wkraczając znów do świata brutalności i prostych instynktów.
Leżeli tak zagubieni we własnych myślach, nawet gdy usłyszeli kroki dochodzące od ulicy. Pospieszne i jakby nieopatrznie stawiane. Nie podnosili też głów, gdy doszły do nich czyjeś urywane oddechy. Nie przejęli się również pierwszymi szeptami, które ktoś między sobą wymieniał. Niektórzy z nich wpatrywali się w niebo, inni jeszcze skulili się, podkurczając nogi lub opierając się o zepsutą siatkę. Większość jednak zamknęła się w sobie na te trzy godziny, nie rozumiejąc wydarzeń, w których uczestniczyli wcześniej. Dlatego też dwójka nastolatków z trudem zwróciła na siebie ich uwagę.
- Gdzie ona jest? - spytał w końcu piętnastolatek, rozglądając się w popłochu po działce w poszukiwaniu tej kluczowej tego dnia osoby.
Mimo swojego pytania, nie dostał żadnej odpowiedzi, choćby wymijającej. Wszyscy milczeli, jakby jego pytanie nie przedarło się do ich świadomości. Nie było mu wiadomo, czy rozmawiali między sobą, lecz pewne było, że nie chcieli mu odpowiedzieć. Nie interesowały go w tamtej chwili jednak ich pragnienia, bo każda sekunda rozdzierała go coraz bardziej, a przerażenie rosło w nim do niewyobrażalnych rozmiarów.
- Gdzie jest moja siostra? - zapytał konsekwentnie ponownie, ale tym razem jego ton nie był już tak spokojny. - Co zrobiliście z An? Gdzie ona jest?! - krzyknął rozemocjonowany Will, nie czując żadnych barier, żadnego natarczywego wzroku, który mógłby go powstrzymać przed głupstwem. Nie usłyszał jej opanowanego głosiku, który kazałby mu wstrzymać się z emocjami. A nie dosłyszał go, bo wokół nich nie było dziewczyny, która od urodzenia pełniła rolę jego przewodnika.
- Nie ma jej - rzucił ktoś ledwie słyszalnie, jakby krzyk przebił się do ich głów.
- Gdzie ją zaprowadziliście? Jest u Cassandry? - pytał nieugięcie szatyn, czując, że zaczęło wzrastać mu ciśnienie, a oddech stawał się coraz trudniejszy do złapania.
CZYTASZ
Venandi
Fantasy"Równo o godzinie szesnastej szare niebo, które raz po raz wyrzucało z siebie kolejne fale dziecięcych łez, rozbłysło niebieskim blaskiem. W tym samym momencie w Europie, Azji, Afryce, Australii i obu Amerykach gęste obłoki rozsunęły się, by wpuścić...