Gdy zawiruje świat

38 5 23
                                    

An zniecierpliwiona stukała ołówkiem o ławkę w klasie od łaciny. Penny nadal nie pojawiała się w szkole. Dzwonek miał zadzwonić za kilka minut, a miejsce obok szatynki wciąż pozostawało całkowicie puste. Sam gabinet zaczął się już nawet zapełniać znudzonymi demonami, które już układały weekendowe plany. Ten piątkowy poranek zapowiadał się bardzo przyjemnie i spokojnie w porównaniu do początku tego tygodnia. Los jednak znów obrócił się przeciwko An. Okropny ból głowy, który obudził ją jeszcze w nocy, przypominał o sobie co chwilę, nie pozwalając jej się skupić na niczym pożytecznym. Zdawało jej się nawet, że za chwilę zepsuje swój jedyny ołówek. Dźgała ławkę zupełnie mimowolnie.

- Zaraz się pokaleczysz - stwierdził niespodziewanie ktoś za jej plecami.

Anastasia wyrwana z zamyślenia spojrzała na swoją prawą rękę, która przestała już wykonywać nerwowe ruchy. Teraz jednak dla odmiany zaostrzona część z brudzącym skórę grafitem wbijała się w wewnętrzna część jej dłoni. Oczy zapiekły. Nerwy były w strzępkach. Miała krzyknąć na kogoś, kto przerwał jej myślenie, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. Dwa głębokie wdechy i zamknięcie powiek pomogły. Gałki oczne nawilżyły się dzięki łzom i przestały piec, a głowa przestała pulsować.

- Nie musisz się o mnie martwić - An obróciła się pewnie do Daniela, który usiadł na kancie swojej ławki. Przez te dni zdążyła przyzwyczaić się do obecności w klasie tego natarczywego demona. Daniel często przeszkadzał jej w czasie lekcji lub starał się zagaić rozmowę na korytarzu, ale ona zawsze umiejętnie od tego uciekała lub odpowiadała wymijająco.

- Penny coś się nie pojawia... - stwierdził niby mimochodem, zerkając teatralnie na zamknięte przez hałas na korytarzu drzwi. Adriana pochłonęła rozmowa z resztą ich rówieśników, więc byli tylko we dwójkę. Anastasia jeszcze raz przypatrzyła się złośliwemu uśmieszkowi na jego twarzy i rozradowanym oczom, które iskrzyły się jak dwa małe węgielki. Dobrze znała już tę twarz, choć starała się jej unikać.

- Przyjdzie - zbyła go siedemnastolatka, ale on tylko zaśmiał się wyraźnie rozbawiony jej uporem.

- Spokojnie, na pewno nic jej nie jest - zapewnił ją demon, bawiąc się skrawkiem papieru, który wcześniej podał mu jego przyjaciel. An z tej odległości nie mogła przeczytać drobniutkich literek, a chłopak zasłaniał je umiejętnie.

- Już ustaliliśmy, że ci nie wierzę - przypomniała mu szatynka, na co ten tylko zachichotał krótko. Ich rozmowy powoli stawały się normalnością. Te ostatnie dni zdawały się dla nich jednocześnie przepaścią czasową, jak i krótką iskierką, która dopiero wzbudzała nieposkromiony ogień.

- Mam tu kogoś zawołać, by ci to potwierdził? - zapytał, a ona pokręciła od razu głową. Nie chciała mieć więcej kontaktu z innymi przedstawicielami tego gatunku. - No tak, ty nie uwierzysz nikomu z nas - dodał z nutką zawodu w głosie.

- Jesteś niemożliwy - stwierdziła Anastasia, jeszcze raz zerkając w stronę drzwi. Już miała coś powiedzieć, ale przerwał jej dzwonek, który rozbrzmiał gdzieś za ścianą pomieszczenia. Piszczący odgłos wdarł się do pomieszczenia wraz z otwarciem drzwi przez zdyszanego Todda.

Szatyn wszedł do sali z ciemnym plecakiem założonym na oba ramiona. Zieloną kurtkę, która pasowała do zbliżonej kolorem bluzy z kapturem, trzymał w ręku. Najprawdopodobniej nie zdążył dobiec do szafki, więc od razu wszedł do gabinetu. Czarne jeansy miał mokre od mżawki, która ukazała się wszystkim mieszkańcom Hays przez okna ich sypialni z samego rana. Również brunatne włosy miał wilgotne. Opadały one na opaloną, mimo braku słońca, twarz i czarne jak u Daniela oczy. Chłopak rozglądał się po klasie w poszukiwaniu miejsca, ale wszystkie okazały się zajęte oprócz siedzeń obok jakiegoś nastolatka i dziewczyny z jasnoczerwonymi rogami. Bez właściciela pozostawało także miejsce Penny, ale to, ku zadowoleniu An, pozostało wolne. Demon skierował się do ławki swojej koleżanki, wcześniej witając się z Danielem i nawet nie zerkając na szatynkę.

VenandiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz