Pod różowym księżycem

37 7 41
                                    

Drzwi ostatniej kabiny zamknęły się za nią z trzaskiem. Prędko chwyciła za zamek, odgradzając się tym samym od wszystkich niepokojących myśli. Sprawdziwszy czystość klapy toaletowej, usiadła na niej. Starała się wyrzucić z głowy wydarzenia sprzed chwili. Nie była rozstrzęsiona lub bliska płaczu, jak każda nastolatka postawiona na jej miejscu. Odczuwała jedynie złość. Miała ochotę krzyczeć lub walić w brudne od pisaków i lakieru do paznokci kafelki damskiej łazienki. Czuła, że piekły ją oczy, ale żadna łza nie chciała z nich wypłynąć. Paliły jak żywym ogniem, co jeszcze potęgowało jej wściekłość. Tłumiła jednak emocje. Zaciskała zęby, by nie wrzeszczeć i przymykała powieki by zmniejszyć ból. Nie trwało to nawet minuty, bo w jej przeciągu usłyszała za drewnianą płytą uspokajający głos swojej przyjaciółki.

- Dajesz radę? - zapytała obojętnym tonem. An uśmiechnęła się na te słowa. Nie, nie dawała rady. Zbyt dużo wydarzyło się w ciągu tych dwóch dni, które zdawały się jej miesiącami lub latami. O wiele za dużo.

- Nie, a ty?

- Najlepiej wykop mi już dół w swoim ogródku - mruknęła w odpowiedzi, a Anastasia zachichotała nieśmiało, nadal siedząc w kabinie. - Nie mogłaś znaleźć sobie lepszego miejsca niż toaleta? - spytała Penny, zmieniając temat. Wciąż oddzielały je drzwi. An nie widziała jej twarzy, choć po jej głosie było słychać wyraźnie wycieńczenie.

- Tutaj chociaż nie wejdą.

- Jesteś pewna?

- Nie - roześmiała się serdecznie An, rozładowując emocje. Oczy przestawały ją piec, a na usta zamiast grymasu wstąpił lekki uśmiech. - Byli chociaż zaskoczeni?

- Nawet nie zauważyli kiedy zniknęłam - poinformowała ją Penny, cofając się dwa kroki od drzwi. Anastasia domyśliła się, że poszła przejrzeć się w nieczyszczonym od lat lustrze. - Powiesz mi co właściwie zaszło w ciągu tych dwóch dni?

- Nie mam pojęcia - przyznała An, odsuwając zasuwę. Po chwili stanęła w otwartych drzwiach. Penny zerkała na nią w lustrze. Nie potrzebowały uścisków. Wystarczyło spojrzenie pełne zrozumienia. - Wydaje mi się, że minęły miesiące...

- To tylko dwa dni - przerwała jej ostro Penny, nie chcąc słuchać przemowy An na ten temat. - Tylko dwa pierdzielone dni, a obydwie mamy wrażenie, że minęły lata. Jak? - spytała donośnym głosem bordowowłosa, a jej słowa odbiły się echem po pustej łazience.

- Nie znam odpowiedzi na twoje pytanie... - Anastasia zagryzła swoją dolną wargę, zastanawiając się głęboko nad słowami przyjaciółki.

Nie było jej jednak dane robić tego w spokoju. Ktoś zastukał niepewnie do drzwi damskiej toalety. Obydwie siedemnastolatki obróciły się w tę stronę. Po chwili drewniana płyta uchyliła się, a ich oczom ukazał się wysoki jak na swój wiek szatyn. Penny posłała bratu An zirytowane spojrzenie. Ta jednak nadal stała niewzruszona po środku pomalowanego na biało pomieszczenia.

- Nie chciałem przeszkadzać, ale powinniśmy już wychodzić An - poinformował siostrę piętnastolatek, wcześniej odchrząkując nerwowo. Obydwie dziewczyny bez zaskoczenia obserwowały jego niezręczność. Ten jeszcze dziecinny nastolatek, którym interesowały się już pierwszoklasistki, nadal nie nabrał pewności w takich sytuacjach mimo mieszkania pod jednym dachem z siedemnastolatką. - Czekam przy wyjściu - dodał, znikając prędko w wyjściu. Penny i Anastasia jeszcze przez chwilę wpatrywały się w to miejsce, jakby nad czymś się zastanawiając.

- Wydaje mi się, że ten dzieciak nie potrzebuje już twojej opieki. Radzi sobie lepiej niż ty - stwierdziła cicho w końcu brązowooka. An mruknęła coś niewyraźnie w odpowiedzi i ruszyła w stronę drzwi. - Postaraj się na nich nie natknąć - upomniała ją jeszcze na pożegnanie zatroskana przyjaciółka, przemywając zmęczoną twarz lodowatą wodą.

VenandiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz