Szuranie drzwi ogromnej szafy, czyjeś nerwowe kroki w korytarzu i stukot kosmetyków w łazience. Takie właśnie odgłosy reprezentowały zamieszanie powstałe dwunastego grudnia w godzinach wieczornych w niewielkim domku na jednym z osiedli małego Hays. Masa walających się na podłodze ubrań stawała się z czasem coraz trudniejszym do przebrnięcia labiryntem. Często wybuchające kłótnie i okrzyki poirytowania mieszały się ze sobą, tworząc ciężką atmosferę. Woń spalonego mięsa i rzucane raz po raz przekleństwa wiodły prym w samej kuchni.
Cały ten galimatias powstał w zaledwie kilka minut, gdy dzwoniący telefon w korytarzu został odebrany przez znużoną codziennymi obowiązkami siedemnastolatkę. Bordowowłosa od tamtego czasu zdawała się wpaść w pewnego rodzaju trans przygotowań, który z autopsji już doskonale znało rodzeństwo Paul, które starało się teraz unikać kontaktu ze swoją przyjaciółką. To jednak było niemożliwe, o czym przekonali się, gdy tylko Penny usadziła ich dwójkę na swoim łóżku w celu zapewnienia sobie publiki. Sama tylko robiła kolejne długości między pokojami, co kilka minut pokazując się im w coraz to nowszych stylizacjach. Ta dziecinna rozrywka, choć wyglądała niewinnie, szybko stała się powodem do sprzeczek, które praktycznie już się nie kończyły.
- Boże! Zlituj się wreszcie nad nami! - wołał znudzony Will, kładąc się na wznak na kwiecistej pościeli. Jego roztrzepane włosy przypominały An jak dużo czasu już spędzili w jednej pozycji, analizując kolejne udane, lecz nie wystarczająco idealne stylizacje ich przyjaciółki.
- Jak przestaniesz marudzić, pójdzie szybciej! - odkrzyknęła Penny zza ściany, gdzie właśnie przymierzała kolejne ubrania.
- Nie pójdzie - zaprzeczyła cicho Anastasia, podkładając sobie pod głowę kolejną niewygodną poduszkę, by tylko wytrzymać kolejne dziesięć minut z pulsacyjnym bólem karku.
- Wiem, że nie pójdzie. Ma jeszcze drugą połowę szafy do przekopania - uświadomił jej brat, co spotkało się z jej kolejnym męczeńskim jękiem. - Szybciej skończy jej się czas niż ubrania - zaśmiał się gorzko, zamykając ociężałe powieki.
- Penny, to twoja ostatnia szansa. Nie zamierzam tu siedzieć cały wieczór. Mam kilka filmów do obejrzenia - zrzędziła szatynka, zakrywając zmęczoną całym dniem nauki twarz wyleżanym jaśkiem.
- Nie będziesz dzisiaj oglądała żadnych filmów - rzucił ktoś zdecydowanie, lecz ona to zignorowała, prawie przysypiając otulona ciepłem koca i kołdry.
- Skąd ta pewność? - zapytała bez większego zastanowienia, by pociągnąć tę dyskusję dalej, chociaż sama nie chciała znaleźć tłumaczeń. Chciała tylko zająć jakoś czas.
- I jak?
Po chwili od zadania tego pytania przez Penny, poczuła jak jej własny brat trąca ją łokciem. Uderzenie to wcale nie było delikatne i wyważone, na co od razu się oburzyła. Odrzuciła na bok poduszeczkę i z nienawiścią w oczach omiotła jego przystojną twarz, znów dziwiąc się temu jak bardzo zmężniał. To wrażenie szybko jednak minęło, gdy jego poważną minę zastąpił szczery, delikatny uśmiech daleki od złośliwych uśmieszków demonów. Ten krótki przebłysk radości w jego seledynowych oczach olśnił ją na nowo, przypominając jej znów tego małego chłopca, który z trudem wlókł się z nią po zakątkach zniszczonego Hays.
- Czekaliśmy godzinę na ideał - obwieścił w końcu zafascynowany czymś. To dziwne zachowanie piętnastolatka, który właśnie zerwał się z miejsca, zwróciło jej uwagę. Przewróciła oczami na jego dziwactwa, ale i tak podniosła się na łokciu. Jednak widok jej przyjaciółki wynagrodził jej ten wyjątkowo duży wysiłek.
Penny wręcz olśniewała swoim promienistym uśmiechem, który odkrywał jej równe, białe zęby. Piwne oczy iskrzyły się wesoło pod umalowanymi rzęsami, idealnie wpasowując się w latynoską karnację siedemnastolatki. Bordowe kosmyki opadały jej kaskadami na plecy i barki, podkreślając piękną, szkarłatną barwę koszuli w pionowe paski. Białe guziczki w równym rzędzie niepewnie błyszczały w słabym świetle żarówki. Podwinięte rękawy koszuli ukazywały szczupłe ręce dziewczyny, których od lat zazdrościła jej rówieśniczka. Ciemne spodnie opinały się na kształtnych, lecz nie za bardzo rzucających się w oczy udach i odsłaniały lekko poranione kostki i posiniaczone po treningach łydki. Naszyte na jeansowym materiale róże dodawały jej tylko lekkości, której na co dzień nie brakowało dziewczynie.
CZYTASZ
Venandi
Fantasy"Równo o godzinie szesnastej szare niebo, które raz po raz wyrzucało z siebie kolejne fale dziecięcych łez, rozbłysło niebieskim blaskiem. W tym samym momencie w Europie, Azji, Afryce, Australii i obu Amerykach gęste obłoki rozsunęły się, by wpuścić...