Bezpieczne ramiona

28 5 6
                                    

Deszcz miarowo stukał o przeszkloną wiatę autobusową. Łzy rozżalonej Ziemi spływały spokojnie po pękniętych szybach niestabilnej konstrukcji. Rytmiczne pluski zdawały się już prawdziwą ciszą, która powoli zaczęła irytować przemoczoną do cna siedemnastolatkę. Brązowe włosy dziewczyny ociekały deszczówką o lekko różowawym blasku, mocząc cienką kurtkę licealistki. Nie tylko kurtka, ale także leginsy i kolorowy T-shirt pod spodem kleiły się do mlecznobiałej skóry An. Jej oczy również zdawały się wilgotne. Ból po tylu godzinach nadal nie odpuszczał choćby na chwilę, a nawet przybrał na sile, gdy ta siedziała w bezruchu. Starała się już nawet iść dalej, ale ból powodował zawroty głowy. Poza tym i tak nie wiedziała, gdzie mogła się znajdować. Na pewno była na północ od swojego osiedla, ale nie wiedziała w jak złej dzielnicy się znalazła. Jak dotąd nie spotkała wielu demonów. Wszyscy chowali się w nieużytkach przed ulewą.

- Boże... - mruknęła zachrypniętym głosem, ponownie łapiąc się za głowę. Czuła, jakby czaszka pękała jej gdzieś ponad czołem. Migrena była na tyle silna, że z jej oczu wypływały samoistnie łzy. Już nie odczuwała złości, która towarzyszyła jej w ciągu ostatnich kilku godzin. Teraz był tylko strach. Przed ciemnością, która w końcu nadeszła i złapała w swoje sidła miasteczko Hays. Przed demonami kryjącymi się w zawalonych domach i fabrykach. Przed światem, który nagle złamał swoje zasady i wywrócił jej życie do góry nogami. Przymknęła oczy załamana.

- Mogę się dosiąść? - niespodziewanie do jej uszu doszedł ten charakterystyczny głos z tonem ociekającym zarazem radością i dezaprobatą. To był głos, który zdążyła już znienawidzić.

- Zostaw mnie w spokoju - mruknęła niewyraźnie nastolatka nawet nie podnosząc wzroku. Chciała jak najszybciej spławić demona, choć wiedziała, że jeszcze nigdy jej się to sprawnie nie udało.

- Dzięki siostra...

Nagle do jej spowolnionego przez ból głowy umysłu doszedł o wiele młodszy i bardziej zatroskany głos. Ton, który tak dobrze znała od lat. Ten, który tak bardzo uwielbiała i kochała, czego nie wstydziła się nigdy przyznawać. To z nim się wychowała i to właśnie go słyszała, jako pocieszycielski szept w ciężkie dni. To on był ucieczką do normalności. To on pozwalał nieraz puścić wodze fantazji. Jak mogła pomylić ten głos? Głos jej ukochanego brata.

- Co ty tu robisz? - spytała zdezorientowana, unosząc zmęczony wzrok na, tak podobnego do niej samej, nastolatka.

Chłopak miał na sobie przeciwdeszczowy, brązowy płaszcz, który świetnie go maskował po zmroku na nieoświetlonych ulicach Hays. Czarne jeansy podkreślały jego szczupłe nogi, a sportowe buty, które nosił już kilka lat, mogły posłużyć mu do szybkiego biegu. Włosy miał mokre i rozczochrane pod szerokim kapturem.

Nawet w tym świetle dostrzegła dokładnie zmiany w wyglądzie piętnastolatka. Z dnia na dzień mężniał coraz bardziej, czego wcześniej nie zauważała. I właśnie wtedy, siedząc pod autobusową wiatą na lejącym z bladoróżowego nieba deszczu, uświadomiła sobie, że jej młodszy brat nie potrzebował już od dawna opieki. Wreszcie radził sobie sam, co pokazała jego obecność w tak trudnej dla niej chwili. Nigdy wcześniej nie sądziła, że mógłby się pojawić w takiej dzielnicy i po tak dużej kłótni z ich ojcem. Zawsze to on zostawał w domu przez całą noc i wysłuchiwał żalenia się pięćdziesięciolatka na swoją niechcianą córkę.

- Postanowiłem wpaść - szatyn wzruszył ramionami i wszedł pod dach konstrukcji, by nie zmoknąć jeszcze bardziej. Anastasia przesunęła się, robiąc mu miejsce. Will usiadł tuż obok niej, ogrzewając ją jakby samą obecnością. - Jak się trzymasz?

- A jak mogę się trzymać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie trzęsąca się z zimna siedemnastolatka. Powątpiewanie w jej głosie było wyraźne.

VenandiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz