Żółć i zieleń cz.4

3.1K 218 10
                                    

 Siedziałem tak kilka minut aż cała czerwień mi z pyska zeszła, miałem to szczęście że Mike nadal spał. Czułem się jak jakiś nastolatek, etap mokrych snów był dawno za mną, a raczej powinien być. Przysypałem ziemią to co zostało z ogniska, budząc przy tym Mike'a, gdy tylko na mnie spojrzał znowu poczułem że się czerwienie. Ja, alfa.. zachowywałem się jak jakiś nieśmiały szczeniak. Potrząsnąłem głową na tyle szybko by Mike patrzył na mnie jak na idiotę. Jedyne co zostało mi do ustalenia, to to, co się wczoraj aktualnie stało. Mogę spokojnie założyć że śpiewaliśmy razem.. reszta, cóż chciałbym by była rzeczywista ale wątpię by on tego chciał.. gdyby miał ruje to już prędzej bym uwierzył. 

-Będziemy już wracać? -spytał przeciągając się.

-A chcesz? Nie słyszałem żadnych rozkazów by wracać, no chyba że jesteś głodny. -Choć w sumie zawsze można było coś upolować, te lasy były bardzo bogate w różne rodzaje zwierząt, nie mówiąc już o licznych rzekach w których zawsze było mnóstwo ryb.

-Nie jestem, myślałem że musisz wracać, nie sądziłem że jest tu jakiś zasięg. -Powoli obracał się po polanie, albo to mój mózg szwankował.

-Bo nie ma -Rzuciłem swoją kurtkę na gitarę, mimo że dopiero co był wschód słońca już było wystarczająco ciepło. -Mój wuj ma specjalny talent coś jak ja i moje wymuszenie, tylko jego działa na dużym terenie, obecnie to ten las jak i pustynia to jego teren, wystarczy że zawyje i wiadomo kogo wzywa do siebie.

-Dużo jest tych.. zdolności? -Popatrzył na mnie jakby się temu dziwił.

-Sporo ale tych rzadkich jest tylko osiem. Ma je bardzo mały procent społeczeństwa. Mniej niż jest męskich omeg. Zmieńmy temat. Jeśli nie jesteś głodny to może pozwiedzamy?

-Powiem ci że chętnie.

 Uśmiechnął się lekko co spowodowało gwałtowniejsze bicie mojego serca. Dla pewności uszczypnąłem się kilka razy chcąc upewnić się że to nie kolejny wytwór mojego chorego umysłu. Mike przyglądał mi się ale nie próbował pytać o co mi dokładnie chodzi. Uśmiechnąłem się widząc Corhana na najbliższym drzewie, nie muszę go teraz wołać by pilnował naszych rzeczy. Ruszyliśmy powoli, przeciskając się przez kolejne drzewa. Musieliśmy ostrożnie się poruszać by nie utknąć gdzieś pomiędzy. W sumie ja musiałem się ostrożnie poruszać, Mike był tak chudy że utknięcie mu nie groziło. Po kilkunastu minutach w końcu przeszliśmy na drugą stronę, dla mnie te wcześniejsze drzewa były po prostu olbrzymią zaporą. Uśmiechnąłem się kolejny raz, w tej części lasu w ogóle nie dało się zobaczyć nieba. Wszystko co teraz widziałem emanowało zieloną aurą. Zacząłem nasłuchiwać, w pobliżu znajdowało się kilka zwierząt, dla nas w ogóle nie groźnych. Usłyszałem ciche "wow" za sobą. Cieszyłem się że mu się to podoba, choć w porównaniu z sercem lasu to wygląda jak zwykły las. Zatrzymywaliśmy się praktycznie na każdym kroku, ciągle przyglądając się czemuś nowemu. Musiałem mu dużo tłumaczyć, jednak cieszyło mnie to że chce wiedzieć. 

 Do południa udało mi się zaspokoić jego głód wiedzy na temat wszystkiego co zauważył i czego nie rozumiał. Choć wątpię by zrozumiał wszystko, w szczególności naturę tutejszych roślin, zwłaszcza jak to większość ludzi zwie "zmutowanej lucidy" Nigdy nie wiedziałem czemu tak je zwali, nie miały efektów jak lucidy, tylko podobnie  się świeciły. Ludzie jednak panikowali jak zjadali takie rośliny. Panikowali temu że niektóre ryby z tutejszych rzek zjadają te rośliny i w efekcie zaczynają świecić się. Jak już niektórzy próbowali udowadniać to tylko dwa gatunki tak reagują, reszta zresztą jak my sami tak nie reaguje, mimo tego próba wytłumaczenia tego przerażonej ciemnocie wyszła na marne, tak bardzo że dalej uczą o szkodliwościach tych roślin. Mówią nawet o promieniowaniach w co nikt ode mnie nie wierzy. Złowiłem kilka ryb, a raczej pochwyciłem w swoje szczęki i upiekłem byśmy mieli siły na dalszą podróż. Co prawda zjadłbym surową jednak nie wiedziałem czy Mike'owi to będzie odpowiadać. Szliśmy już dobrze znanym mi szlakiem, przez większość osób dawno zapomnianym i kolejny raz uważany za niebezpieczny przez towarzyszące trujące lucido-rośliny. Im dalej się zagłębialiśmy tym jaśniejsze światła owe rośliny rzucały. Teraz zamiast drzewnej blokady, była blokada z krzewów, na tyle wysokich że uniemożliwiały zobaczenie co jest za nimi. Znalazłem stary tunel, odrobine zarośnięty i oblepiony pajęczynami jednak wciąż mogłem się przez niego przecisnąć, nie musząc zmieniać formy.

Kontrakt  |abo| omegaverse |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz