Nowe (nie) zawsze jest lepsze. cz.3

3.4K 253 10
                                    

Przelecieliśmy cały jarmark jakieś sześć może siedem razy, tym razem wydawało mi się że jest znacznie większy niż wczoraj. Nie zauważyłem by jakieś stoisko zostało zamknięte, a ludzi było tyle samo ile wczoraj wieczorem, jak nie więcej. Po przebudzeniu Herier był lekko zdenerwowany tym że praktyczni nic nie wydałem twierdząc że się krępuję. Cóż trochę racji mógł mieć ale, widząc wszystkie dostępne towary nic nie przykuło mojej uwagi. Tak jak jego brat zatrzymał się przy stoisku z nasionami wybierając na oślep, próbowałem mu powiedzieć że Tommy praktycznie wszystkie wykupił lecz nie docierało to do niego wcale. Nakupował różnego szmelcu jakby było mu to do szczęścia potrzebne. Zwrócił również uwagę na stoisko z ciuchami i sprzedawce którego omal wczoraj nie zabiłem złomem Tommy'iego. Również teraz nie mógł sobie pozwolić na przejście okazji zarobku i spróbował wcisnąć coś Herier'owi by "ucieszyć swoją omegę bo widać że się mu rzeczy podobają". Już zaciskałem powoli pięść choć wątpiłem że zadam mu choć mały ból jednak po chwili facet zaczął się jąkać i przepraszać chowając się za swoim drewnianym stoiskiem. Popatrzyłem na Herier'a, udało mi się dostrzec lekki blask w jego oczach który znikł gdy się do mnie odwrócił. Speszony spytał się czy jakimś cudem się w takie rzeczy chce ubierać. Jedyne co zrobiłem to przeszedłem obok niego mówiąc mu wyraźnie "NIE". Chyba go to jakoś ucieszyło bo szybko dołączył do mnie radosnym krokiem. Zatrzymaliśmy się przy jednym stoisku z jedzeniem. Herier poganiał patrząc na swój zegarek twierdząc że za półtora godziny powinniśmy ruszać w drogę. Poprosił a raczej kazał mi wziąć tabletki które miałem od doktor Amber. Nie wiem po co, już wczoraj wieczorem czułem się całkiem dobrze a dzisiejszego ranka już nic mi nie dolegało. Trochę go to dziwiło biorąc pod uwagę to że wczoraj z rana umierałem, cóż mnie również dziwiło choć jak się zastanowić nigdy poważniej nie chorowałem. Każda choroba ustępowała zazwyczaj po dniu, co dla mnie było błogosławieństwem biorąc pod uwagę że jedyną osobą którą to wtedy obchodziło był Diego który dostarczał mi leki a w następnych dniach irytował się że chodzę do szkoły. Wspomnienie przyjaciela na chwile przywołało uśmiech na twarzy po czym szybko znikł uświadamiając sobie że prawdopodobnie go już nigdy nie zobaczę. Nie uszło to uwadze Heriera który mimo to tego nie skomentował. Wyszliśmy z jarmarku i szliśmy w stronę hotelu, a w sumie raczej biegliśmy. Narzucił takie tempo że zamiast w półgodziny dotarliśmy w pięć minut. Nie kierowaliśmy się jednak do hotelu tylko szliśmy dalej, na moje szczęście zwolnił tempo patrząc na mnie i coś do siebie szepcząc. Wydawał się lekko zły po czym wróciła jego tradycyjna mina nieokazująca żadnych emocji. Może się zirytował że nie jestem aż tak szybki jakby chciał bądź jaki powinienem być. Choć i tak patrząc na wszystkie omegi jakie znam, to jestem od nich o wiele bardziej wytrzymały a wytrzymałością dorównuje betom, tym słabszym ale jednak. Mimo to czułem się zmęczony, może jednak w całości się nie wykurowałem, diabeł jeden wie jak to u mnie działa. Wolnym krokiem doszliśmy nad jezioro któremu się wczoraj przyglądałem i byłem lekko zdziwiony, wczorajszego wieczoru nie dostrzegałem pomostu który biegł przez całe jezioro tworząc różne zakręty czy zawijasy. W okół drewnianej konstrukcji znajdowało się sporo szaro-kremowych kwiatów, przez to że znajdowały się w wodzie zdawało się że błyszczały niczym perły. Wchodząc przechodziły mnie ciarki słysząc jak deski pod nami skrzypią, miałem wrażenie że zaraz się zawali i znowu wyląduje w wodzie. Alfa mnie jednak uspokoił twierdząc że to wszystko jest bardziej solidne niż łóżka w motelu Alice. Nie uspokoił mnie tym, moja ciekawość jednak zwyciężyła i zacząłem powoli chodzić za nim. Nie wiedziałem czemu wybiera odgałęzienia które nie kończą się przejściem na drugą stronę, gdy dotarliśmy do pierwszego ślepego punktu dostrzegłem na dnie pomnik,  była to kobieta, nie miała prawej ręki za to pod pachą lewej trzymała.. w sumie nie wiem co to mogło być, głowa?hełm? na pewno coś okrągłego. Poczułem lekkie szturchnięcie, alfa wskazał na małą plakietkę którą była przybita do drewna. Nie wiem kto specjalnie tak przybija, była strasznie mała i zlewała się z drewnem. Napis również był częściowo zdarty udało mi się rozczytać "Darra Sprawiedliwa z rodu Devura" oraz pojedyncze cyfry "1xx5 - x5x0" zapewne okres w którym żyła. Herier skinął głową że mam racje. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Obecnie pod wodą znajdowało się siedem pomników, każde w podobnym stanie. Oprócz Darra'y udało mi się zapamiętać Bation'a, Aidean'a, Cassandre, Trynis'a, Erian'e oraz  Toth'a. Podobno byli pierwszymi którzy obronili to miasto przed zarazą, pierwszymi którzy przynieśli nadzieje w ciężkich czasach, pierwszymi którzy sprowadzili prawdziwą wiarę w te mury. Każdy z nich przysięgał i odpowiadał przed innym bogiem, łącznie było ich siedmiu. Innych wyjaśnień alfa nie chciał mi opowiadać, twierdząc że nie chce niszczyć niespodzianki. Jakiej, to nie wiedziałem, nie bym nie próbował jakoś wyciągnąć z niego te informacje i chyba mu o to chodziło, nie wiem jak ale udało mi się złapać minimalny uśmiech który pokazał się na sekundę, był tak minimalny że mógłbym go pomylić ze zwykłym ruchem, jednak byłem pewny swojego. Wydawało mi się że to koniec wolnej przechadzki, jak zawsze myliłem się. Nie wiem jakim cudem nie zauważyłem ostatniego odgałęzienia, jakby po prostu zlewał się ze wszystkimi innymi sprawiając że znikał. Doszliśmy do końca jednak pod wodą nie było żadnego pomnika, popatrzyłem się na alfę który mruknął coś o kradzieży posągu ósmego bohatera oraz ósmego boga. Machnąłem na to ręką i tak nie zdając sobie sprawy czym dokładnie byli ci tak zwani bohaterowie i bogowie, jednak czułem w kościach że przekonam się w swoim czasie. Zeszliśmy z pomostu i powoli ruszyliśmy w kierunku hotelu.

Kontrakt  |abo| omegaverse |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz