Nowe (nie) zawsze jest lepsze. cz.4

3.4K 246 10
                                    

 Do hotelu w Rivalin dotarliśmy dopiero następnego dnia, powodem tego było przeciągające się sprawy w Qulind'zie. Herier jeździł od jednego miejsca do drugiego klnąc na swojego brata za to ze wpakował go w szambo. W każdym miejscu spędzał jakieś półgodziny czasami więcej a gdy wracał do auta to wyglądał jakby miał zaraz eksplodować z wściekłości. Mi tam jakoś nie zależało na szybkim opuszczeniu tego miejsca, znowu kolejne miejsce ozdobione świątecznie a góry i lasy dawały temu wszystkiemu nieziemski klimat, nie ukrywałem że  mi się podobało. Heriera też jakoś to uspokajało ale było wiadomo że już dawno wolał opuścić to miejsce. Gdy skończył wszystkie sprawy było już ciemno mimo to i tak postanowił pojechać do Rivalin'u na moje pytanie "czemu nie chce odpocząć?" twierdził "Bo tak zaplanowałem". Straszne że musi u niego chodzić wszystko jak w zegarku ale co innego mogłem zrobić. Wjechaliśmy do miasta a według mnie jakiejś twierdzy gdyż cała była otoczona kamiennym murem, wysokim jak same góry, który o dziwo nie był w najlepszym stanie lecz dalej robił wrażenie. Górowały tutaj domy jednorodzinne, emanowały jakąś nieznaną mi aurą, większość była budowana tym samym stylem nawet ozdoby świąteczne były umieszczone w takich samych miejscach, jakby były zwykłym powielonym obrazem. Dopiero w centrum "krajobraz" zaczął się zmieniać przez dominacje budynków piętrowych, choć znajdowały się pomiędzy nimi małe chatki. Herier właśnie przy takiej chatce zaparkował, zabrał ze sobą ważniejsze rzeczy i pognał przed siebie po chwili wracając uświadamiając sobie że zamknął mnie w aucie. Wyszedłem na zewnątrz w końcu mogąc rozprostować nogi, po chwili szybko skuliłem się z przeraźliwego zimna. Nie przypominałem sobie bym kiedykolwiek czuł tak przeraźliwie niską temperaturę nawet podczas śnieżycy. Szybko weszliśmy do środka które wręcz buchnęło gorącem. W tej chwili żałowałem że nazwałem to zwykłą chatką, z zewnątrz nie było tego widać lecz to było zwykłym przejściem pomiędzy dwoma budynkami, coś typu dużej recepcji. Zacząłem się rozglądać po wnętrzu, na drewnianej podłodze szybko roztopił się śnieg który odpadł od butów Heriera, nawet zaczął po chwili parować zostawiając mały ślad, ściany były ozdobione głowami nieznanych mi zwierząt, miały nawet swoje nazwy. Podeszliśmy do lady do której podszedł ogromny mężczyzna. W pierwszej chwili pomyliłem go z niedźwiedziem, brązowe włosy zakrywały mu oczy, gęsta broda sięgała brzucha a na dodatek ubrany był w brązowe grube ciuchy, do swetra miał przypiętą plastikową plakietkę która w większości była zasłonięta przez jego brodę. Gdyby nie fakt że szybko rzucili się sobie w ramiona zrobiłbym kilka kroków w tył. Za mężczyzną był widoczny obraz rysunkowego niedźwiedzia stojącego na dwóch łapach z rozdziawioną paszczą, za niedźwiedziem mały las z kamiennym ..domem, albo zamkiem. Pod obrazem był napis "Furia nie zawsze oznacza agresje" .Herier nie chciał zbytnio rozmawiać tłumacząc że zaraz padnie, a niedźwiedzio-podobny przytaknął mówiąc że sam się tak czuję. Dał mu klucz który w pierwszej chwili wziąłem za drewno i gdzieś znikł. Poszedłem za alfą, kierował się do lewego budynku. Wnętrze wyglądało jak hotelu "ALAGMA". Pokoje były jednak inne dominował drewniany styl, wszędzie wisiały rękodzieła, na stolikach były drewniane figurki niedźwiedzia, zapewne wzorowane na tym co widziałem na obrazie w recepcji. Nie minęła dobra minuta pobytu w pokoju a już usłyszałem jak alfa runął na łóżko, nie starał się nawet przykrywać po prostu usnął. Jeśli był taki zmęczony to nie powinien prowadzić. Mnie nie dokuczało zmęczenie, jednak nie znalazłem żadnego zajęcia którym bym zbytnio nie przeszkadzał. Zgasiłem więc światło i usiadłem na parapecie jak zwykle robiłem to u siebie w pokoju gdy nie mogłem zasnąć. Oparłem się lekko o szybę i rozglądnąłem się po okolicy. Budynki nie zasłaniały zbytnio widoku gdybym mógł bardziej wytężyć wzrok dostrzegłbym wcześniejszy mur. 

 Obudziłem się w łóżku, nie wiem jakim cudem, nie wiem nawet kiedy usnąłem. Obróciłem się w stronę drugiego łóżka, alfy nie było, naszych rzeczy też. Wstałem lekko zdezorientowany po chwili dostrzegając kartką leżącą na stole.  "Zostałem wezwany przez swoich, powinienem wrócić przed południem. Jeśli czegoś będziesz potrzebował możesz udać się do Igra, to ten z długą brodą." Rozglądnąłem się jeszcze raz po pokoju. Nic ciekawego nie znalazłem więc wyszedłem z pokoju, szczęście że w ostatniej chwili spostrzegłem klucz który zostawił, inaczej ciężko byłoby mi wrócić. Zszedłem powoli po schodach próbując się przy tym jakoś rozciągnąć, przeziębienie praktycznie minęło, jedyne co po nim zostało to lekkie osłabienie. Udałem się więc do niedźwiedzio-podobnego Igra który witał nowo przybyłych. Widać nie tylko ja pomyliłem go ze zwierzęciem, widząc po minach ludzi mieli dylemat walczyć czy uciekać. Spostrzegł mnie i wezwał do siebie jedną dziewczynę która masą mięśniową mu dorównywała, gdyby tylko posiadała brodę a jej włosy nie były tak zadbane jak są teraz, również i ją pomyliłbym z niedźwiedziem. Igra zaprosił mnie gestem do drugiego budynku.

Kontrakt  |abo| omegaverse |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz