Redwood cz.1

5K 349 30
                                    

Obudziłem się czując ciepło i ledwo słyszalne radio. Otworzyłem powoli oczy, leżałem na tylnym siedzeniu auta owinięty w nie swoją kurtkę i kilka koców. Dziwne uczucie radości i strachu ogarnęło mnie kiedy zauważyłem że pojazdem kieruje mój przeznaczony, na moje szczęście nie zorientował się jeszcze z mojego przebudzenia. Był bardzo skupiony na drodze, jednak było widać że jest mocno zmęczony. Na jego policzku zauważyłem ciemnoczerwoną plamę. W dodatku palił papierosa, dziwne bo nie czułem w ogóle dymu ani zimnego powietrza. Spojrzałem na drzwi, gdybym szybko wyskoczył mógłbym mu zwiać w formie wilka. Spróbowałem się wyswobodzić z szczelnego owinięcia czym zwróciłem uwagę alfy. Przypatrywał mi się przez lustro zdziwiony, szybko wyrzucając kiepa za okno.

-Leż spokojnie -odezwał się zmęczonym tonem -Graham twierdził że w południe powinieneś odzyskać pełną sprawność.

Pełną sprawność? Nie wiem o co mu chodziło. Nie mam pojęcia nawet jak się tu znalazłem. Właściwie, nic nie pamiętam z poprzedniego wieczoru. Ostatnim co zostało w mojej pamięci to obraz czerwonego ptaka nad rzeką i Paula, co on tam robił? Spróbowałem wyślizgnąć się jeszcze raz lecz tylko nieumyślnie kopnąłem fotel czym sprawiłem sobie ból. Prawa noga dziwnie mnie bolała jakby była skręcona, dodatkowo teraz się zorientowałem, byłem nagi. Jak? Kiedy? Jakim cudem zrobił mi to?! Czy mnie zgwałcił i oznaczył?!  Udało mi się w końcu wyswobodzić lewą rękę i natychmiastowo dotknąłem karku. Przejechałem dłonią kilka razy dla pewności. Jedna pozytywna rzecz w tym padole rozpaczy, nie oznaczył mnie. Co nie oznaczało że tego nie zrobi. W jednej chwili dotarły do mnie jego feromony które jak przypuszczam miały mnie uspokoić. Wyczuł moje zdenerwowanie  tak łatwo? Stres wziął górę, pierwszy raz od dawna. Czuje się jak szczeniak który nie wie jak ma się kontrolować.

-Uspokój się i leż -rzucił zdenerwowany -a najlepiej jeszcze śpij. Mamy jeszcze przed sobą  godzinę drogi.

Uspokój się.. nie znam osoby która po tych słowach się uspokoiła. Byłem jeszcze bardziej zestresowany. Ucieczka była niemożliwa. Nie wiem jak daleko bym mu zwiał bez tej bolącej nogi, ale przynajmniej byłby element zaskoczenia a tu raczej nie dobiegnę nawet do... drzew. Teraz do mnie dotarło, nie dość że już dawno jest jasno to na dodatek znajdujemy się poza miastem. Nie potrzebowałem żadnej tabliczki z nazwą by wiedzieć gdzie się znajdujemy. Czerwone i bordowe drzewa które z dodatkiem śniegu wyglądały jak plamy zaschniętej krwi. Redwood. Czemu akurat tutaj? Jak dobrze pamiętam od Diega, ten las ciągnie się aż do granic z Galamą  a od mojego miasta do początku lasu to ponad 150km. Znajduje się tutaj również kilka pomniejszych miast, a raczej wiosek. Stąd jest?  Spojrzałem na niego. Cały czas taki sam wyraz twarzy, jakby nie miał żadnych emocji. 

Im dłużej mu się przyglądałem tym większy niepokój we mnie wzrastał a w głowie pojawiały się pojedyncze obrazy. Nie chcąc się bardziej denerwować wróciłem wzrokiem za okno. Można by powiedzieć że drzewo rosło na drzewie. Strasznie ich dużo, na dodatek bardzo wysokie,  nie było widać ich koron.  Po jakimś czasie zacząłem się rozglądać po wnętrzu auta. Nie wiem jak to umknęło mojej uwadze że leżałem na wysypisku, za fotelami pasażera i kierowcy walały się puste opakowania po daniach na wynos, chipsach oraz butelek po napojach gazowanych. Dziwne że robactwa tutaj nie ma. A może jest? Czym ja się teraz przejmuje?! Czy choć przez chwilę mogę być trochę poważny? Trzeba na tą chwilę wymyślić jak się wydostać z tej sytuacji nie będąc oznaczonym przez niego. Może się powstrzyma jak mu przedstawię sytuacje? Dlaczego w to wierzę? Zapewne przez chorobę zwaną optymizmem. 

Próbowałem sobie ponownie przypomnieć co się stało zeszłej nocy, pojedyncze obrazy wracały do mnie ale nie było to nic szczególnego. W końcu poczułem powietrze na skórze ręki, zadrżałem. Szybko wcisnąłem rękę z powrotem do wnętrzności kurtki. Analizowałem dalej co mogę zrobić w tej sytuacji, ale nie było tego za dużo. Nagle alfa zawrócił, w pierwszych chwilach sądziłem że stracił przytomność bo kierował się prosto w drzewa, zamknąłem oczy przygotowując się na wypadek. Nic się jednak takiego nie stało, słyszałem tylko dźwięk gałęzi walących po samochodzie. Lekko otworzyłem oczy przyglądając się przedniej szybie, jechał jakąś małą wąską ścieżką. Że się nie bał  że przywali w drzewo. Co chwila zakręcał, nie zwalniając w ogóle. Był najwidoczniej bardzo pewny swoich umiejętności. Co mnie coraz bardziej niepokoiło. Będąc porwanym przez alfę i wywieziony w  głąb lasu. Jak historia z taniego horroru. Po prostu niewierze. Brakuje teraz drewnianej zniszczonej chatki.

Kontrakt  |abo| omegaverse |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz