Polowanie cz.3

3.3K 272 10
                                    


Czas zamarł w momencie zanurkowania, każda sekunda wydawała się godziną. W tej przeklętej ciemności dostrzegałem tylko małe kształty, zapewne ryby występujące w tych rzekach. Nurkowałem głębiej i głębiej mając nadzieje że znajdę w końcu młodego. Przy szóstej rybie która przepłynęła mi przed twarzą wpadłem w szał i rozszarpałem ją na drobne kawałki. Na Gwenth, dzięki tej przeklętej rybie zauważyłem opadający na dno tułów. Podpłynąłem tak szybko jak mogłem. Chwyciłem za kurtkę i odwróciłem ciało w moją stronę. Odepchnąłem Mat'a zirytowany tym że nie zamarzł na zewnątrz. Po kilku sekundach udało mi się dostrzec kolejne ciało, tym razem na bank Mike'a. Podpływając do niego bałem się że ten kretyn go postrzelił. Chwyciłem go za bluzę. Nie wiem czemu nie był w wilczej formie, ale dzięki temu będzie znacznie łatwiej ocenić w jakim jest stanie. Płynąłem ku górze, dostrzegając kilku z moich wyciągających Mat'a oraz  kolejnych płynących w moją stronę. Kierowali mnie w odpowiednią szczelinę. Wydostaliśmy się z tej lodowatej wody po chwili jednak chciałem tam wrócić czując jak krople wody na moim ciele zamarzają w ekspresowym tempie. Nie miałem czasu na martwienie się sobą, moje ciało dobrze o tym wiedziało gdyż naciskało energicznie klatkę piersiową nieprzytomnego omegi. Trwało to z dwie minuty, po czym wypluł z siebie pokaźną ilość wody. Wciąż był nieprzytomny ale oddychał o własnych siłach, jeszcze. Szybko sprawdziłem czy nie miał żadnych ran, nosił moją bluzę, pewnie w wilczej formie nie przeszkadzał mu w poruszaniu się. Jego ciało było zimne, na szczęście nie znalazłem na nim żadnych ran. Tylko na czole miał małe rozdarcie. Spojrzałem na grupę która reanimowała Mat'a, warknąłem tylko mając nadzieje że wrzucą go z powrotem do wody. Los miał wobec niego inne plany. Odzyskał przytomność i spróbował zaatakować pierwszą osobę jaką miał w zasięgu, na jego nieszczęście Brina stała za blisko i skończył z połamaną ręką. 

-Tommy biegnij otworzyć przejście. -Spojrzałem na brata który rzucił swoją opończę na Mike'a. Przemienił się w wilka i pognał a ja zaraz za nim niosąc młodego na rękach. Dzięki połowicznemu przemienieniu nie ślizgałem się na lodzie, pazury dosyć łatwo wbijały się w lód. Brat dosyć szybko wbiegł po stromym zboczu, czekał na mnie przy wejściu pomagając wejść do środka. Pobiegł w głąb tunelu ja się chwilowo rozglądałem, dostrzegłem plecak Mike'a. Na wierzchu była druga bluza, już sucha. Szybko zmieniłem mu ją by choć odrobinę go ogrzać. Poszedłem w głąb tunelu nie musząc przejmować się światłem, po chwili kryształy oświetlały cały tunel. Blask niebiesko różowych kryształów był wystarczająco dobry. Wszedłem do większego pomieszczenia, zawalone starymi skrzyniami. Minąłem ten labirynt wyszukując Tommy'iego któremu udało się otworzyć przejście. -Sprawnie ci to poszło. -Zajrzałem do tunelu, również z tej strony znajdowały się kryształy z tą różnicą że miały dodatkowy zielonkawy kolor.

-Podobno Amber wczoraj wróciła. Zanieś go do niej, będzie wiedziała co robić.

-Nie idziesz tunelem?

-Poczekam na resztę, nie wiem czy Sonia wie jak otworzyć to przejście. Nie patrz się tak tylko biegnij. To i tak dobry kawałek do pokonania.

Uśmiechnąłem się lekko i zrobiłem to co mi radził. Długo nie musiałem biec by zauważyć że przejście nie jest w najlepszym stanie, część była zabezpieczona dodatkowymi drewnianymi belami. Przenieśli gruz na jedną stronę. Nie wiem czy był jakiś sens, co chwila coś się kruszyło i spadało. Powinni zrobić obejście a tą drogę zawalić. Sami wiedzą co jest najlepsze i nie będę się w to wtrącał. Wtrąci się Moki jak przyjedzie na kontrole. Po półgodzinnym sprincie kryształy zaczęły się kończyć a w ich miejscu znalazły się lampy oliwne zamocowane na belkach. Kilka minut minęło aż dotarłem do wielkiej sali, znajdowały się tu wszystkie przejścia. Sala była dobrze oświetlona i ozdobiona różnymi obrazami. Na środku znajdował się strażnik siedzący za swoim okrągłym blatem. Oderwał się na chwile od monitora i kiwnął głową wskazując otwarte przejście na górę. Nie cierpię tych schodów, wąskie i małe. Jeden fałszywy ruch i można przywitać się ze schodami osobiście. Spojrzałem na młodego, wciąż ledwo oddychał. W końcu dotarłem do motelu Tuck, pobiegłem od razu do prawego skrzydła gdzie znajdował się nasz mini szpital. Kolejne miejsce którego nie lubię nie ze względu na wystrój, biel i plakaty różnorakich chorób nie ruszały mnie w ogóle, jednak irytował mnie ten zapach, jakby jakimś ozonem. Wszedłem do pierwszego pokoju który miał na drzwiach małą złotą plakietkę "Dr.Rosa". Amber siedziała za swoim biurkiem przepisując na laptopa swoje notatki. Spojrzała na mnie powoli, coś czułem że ten kilku dniowy urlop nic jest nie pomógł tylko bardziej zmęczył. Kiedy dojrzała młodego wstała i podbiegła do niego.

Kontrakt  |abo| omegaverse |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz