Próba cz.2

3.1K 234 34
                                    

 Podczas podróży zamieniliśmy ze sobą kilka zdań, później dostał jakiś telefon i nawijał w nieznanym mi języku przez pięć godzin, na dodatek dalej nawija. W sumie dobrze że ten telefon zadzwonił, wystarczająco mnie zestresował zdaniem że jedziemy do jego rodzinnego domu w którym obecnie znajdują się wszyscy członkowie jego rodziny. No prawie wszyscy, głównie ci na których mu zależy. Wolałem chwilowo się tym nie przejmować. Krajobraz po jakimś czasie również się zmienił, z zielonej na białą puszczę. Dziwiło mnie też że znajdowało się tutaj kilka dróg, większość była rzadko używana, czasami zauważałem na jednym pasie rowerzystów i motocyklistów, na kolejnym autobusy i autokary a na ostatnim widziałem wilki, czasami ludzie jeździli konno bądź na jeleniach i innych zwierzętach które pierwszy raz widziałem na oczy. Diego byłby zachwycony, uwielbia spędzać czas ze zwierzętami, zawsze opowiadał o różnych gatunkach jakie jego dziadkowie posiadają u siebie. Jak się później lepiej przyjrzałem na każdym z odcinków były inne rysunki informujące do kogo dany pas należy, oczywiście równie dużo było znaków. Dla mnie było ich zdecydowanie za dużo i gdybym to ja prowadził miałbym problem w ogarnięciu którego znaku mam przestrzegać. Diego kiedyś tłumaczył i nawet uczył mnie jeździć więc co nieco wiedziałem, teraz czuje że bym zatrzymywał się co chwila. Po czasie zobaczyłem nad znakami małe ikony z symbolami które informowały który pas ma przestrzegać tego znaku. Prawdziwa męka dla tych którzy podróżowali tymi drogami pierwszy raz, jeśli chodzi o znaki, bo drogi były w o wiele lepszym stanie niż w Syrin'ie, nie telepało tak bardzo jak tam. W końcu pojawił się olbrzymi znak, a raczej napis GALORA 10km, nie zdążyłem przeczytać reszty. Znajdowało się tam ok osiem nazw. O dziwo Herier zjechał z głównej drogi kierując nas w zupełnie innym kierunku. Zdziwiło mnie to bo o ile dobrze zobaczyłem znak, powinniśmy jechać prosto a nie skręcać. Zaczął coś sapać i szumieć do słuchawki szybko rozłączając rozmowę i rzucając na mnie komórkę.

-Wyłącz ją całkowicie... -przemówił jakby od niechcenia, chwycił butelkę wody i wszystko z niej wypił. Zrobiłem co poprosił i odłożyłem komórkę do schowka. -Dziesięciu minut sami nie potrafią... -popatrzył na mnie po czym wrócił wzrokiem na drogę, złapał głęboki oddech i wyglądał jakby o czymś myślał po chwili wydychając powietrze -w sumie nie muszę zadręczać cię moimi problemami. -możliwe że się przesłyszałem ale wydawało mi się że powiedział pod nosem "przynajmniej nie teraz". -Dostałem też informacje o niektórych domach na sprzedaż w pobliżu.

-Chcesz je teraz sprawdzić? -Zapytałem zdziwiony, wydawał się szczęśliwy na myśl o powrocie do domu, chciał w końcu odpocząć nie przejmując się niczym w otoczeniu swoich najbliższych.

-Umówiłem Cię już wcześniej na badania które i tak są w pobliżu więc..

-Jakie badania?

-W teorii jesteś nielegalnie na ziemiach Galamy. Teoretycznie. -Powtórzył widząc moje zdziwienie. -W praktyce jesteś tu legalnie ze względu na naszą wieź... plus fakt że posiadam twój kontrakt. Muszą Ci zrobić dowód, który zapewne dostaniesz do rąk własnych po kilku godzinach, dodatkowo sam zainwestowałem w badania lekarskie by dowiedzieć się o twoim aktualnym zdrowiu no i oczywiście szkoły też tego wymagają. Później będzie wizyta w jednej ze szkół by dyrektora mogła sama ocenić jak to zorganizować.

-Od kiedy dyrektorzy się czymś takim przejmują? -zapytałem zdziwiony, w mojej szkole zajmowali się tylko tym by szkoła dobrze wyglądała z zewnątrz w ogóle nie przejmując się uczniami, no chyba że któryś aktualnie im podpadł bądź był to uczeń z zamożnej rodziny która dawała szkole dużo kasy, a takich było mało. 

-Gdzie indziej może by to olali ale u dyrektorki Mariss'y jest inaczej, dodatkowo pomogło to że mnie zna.

-A skąd?

Kontrakt  |abo| omegaverse |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz